Dotychczasowy podstawowy atakujący biało-czerwonych, Jakub Jarosz, tym razem nie rozpoczął spotkania w podstawowym składzie. W pierwszej szóstce pojawił się jego reprezentacyjny kolega - Marcel Gromadowski. Jak sam przyznał po zakończonym pojedynku, wejście w grę w trakcie meczu nigdy nie jest łatwe, szczególnie, gdy ma się za przeciwników samych Brazylijczyków. - W starciu z Brazylijczykami w trochę innej formie wszedłem w mecz. Wspomogłem swoich kolegów z kwadratu dla rezerwowych w bardzo trudnym momencie - przyznał nasz zawodnik. - W trzeciej odsłonie meczu przegrywaliśmy już dosyć wysoko. Dało się w naszej grze zaobserwować mniejszą sportową agresję niż w poprzednich partiach, kiedy to walczyliśmy z większym zacięciem - sypał głowę popiołem Jarosz. - Niestety popełniliśmy w trzeciej odsłonie tego spotkania zbyt wiele błędów, by móc dalej pozostać w grze - w błędach upatrywał przyczyn porażki.
Zapytany o element gry, który w najbardziej negatywny sposób zaważył na wyniku konfrontacji z Brazylią, nie umiał wskazać jednego. Był bardzo krytyczny wobec swojej boiskowej postawy. - Ciężko jest wskazać jeden element siatkarskiego rzemiosła, który najbardziej zawiódł - powiedział. Jednocześnie podkreślił, że podopieczni Bernardo Rezende to wciąż niesamowitej renomy drużyna. - Na wyniku zaważył z pewnością fakt, iż Brazylia pokazała wielką klasę. W ich grze najbardziej niesamowite jest to, że potrafią przegrywać, lecz w okolicach dwudziestego punktu podnoszą się i wychodzą na prowadzenie, którego już nie oddają do samego końca. Grają zdecydowanie lepiej wtedy, kiedy wymaga tego sytuacja - nie mógł się nadziwić nasz młody reprezentant.
Dla kibiców niezwykle interesująca była przerwa między drugą a trzecią partią, kiedy to Daniel Castellani wyprowadził swój team z hali, by w ciszy i spokoju omówić pewne kwestie przed decydującą partią. Wielu z nich zastanawiało się, jakie słowa mogły wtedy paść z ust argentyńskiego szkoleniowca. - Przerwę między drugą a trzecią partią wykorzystaliśmy na przemyślenie swojej gry, ochłonięcie i zmobilizowanie się na dalszy etap rywalizacji - wyjaśnił Jarosz. - Niestety nie dało to pożądanego efektu. Trzecia partia nie miała praktycznie historii - dodał wyraźnie zawiedziony.
Mimo przegranego spotkania, w głosie młodego atakującego można było wyczuć pewną nadzieję. Jakub Jarosz kilkakrotnie podkreślał, że w żadnym wypadku nie należy tracić wiary. - Trzeba jak najszybciej zapomnieć o całym spotkaniu - zobaczyć, co było dobre, zaś to, co zawiodło, jak najszybciej przeanalizować i starać się to poprawić - mówił niczym doświadczony szkoleniowiec. - Jest nam przykro, że przed tak wspaniałą publicznością zakończyliśmy to spotkanie porażką. Nie należy się jednak załamywać. W każdej kolejce spotkań Ligi Światowej mamy dwa spotkania - dodał. - Musimy postarać się w miarę możliwości jak najprędzej stanąć na nogi i zrobić wszystko, by wygrać w kolejnej potyczce - zapewnił o swojej niezłomnej wierze w korzystny rezultat w niedzielę. Przy okazji dodał pochwalił również nowy obiekt i łódzkich kibiców. - Bardzo fajnie się gra przy tak znakomitej publiczności i w tak wspaniałym obiekcie - powiedział na koniec.