Z Ankary - Krzysztof Sędzicki
Jeśli ktoś był zdania, że na meczu z Polską tureccy kibice stworzyli piekło na trybunach, to podczas finału wszystko trzeba było przemnożyć przez dwa. Przeraźliwe gwizdy towarzyszyły Serbkom zarówno przy wyjściu na prezentację, jaki podczas niemal każdej ich zagrywki. A z każdym setem było już tylko coraz głośniej.
Ponad trzynaście tysięcy ludzi w Ankara Arenie wierzyło, że jest w stanie pomóc swoim ukochanym siatkarkom, by po raz pierwszy w historii sięgnęły po złoto mistrzostw Europy. Złoto, które dwa lata temu zdobyły właśnie zawodniczki prowadzone przez Zorana Terzicia. Oba zespoły spotkały się już wcześniej w Ankarze w fazie grupowej. Wówczas Sułtanki Siatkówki - jak mówi się o Turczynkach - uległy w czterech setach.
Finał mistrzynie świata również zaczęły dość pewnie, prezentując swoją siatkówkę opartą na grze środkiem i blokiem. Do stanu 13:11 wydawało się, że panują nad sytuacją, ale chwilę później na zagrywce pojawiła się Naz Aydemir Akyol, a jej drużyna nie tyle doprowadziła do remisu, co wyszła na prowadzenie, bo trudne zagrywki tureckiej rozgrywającej to jedno, a skuteczny blok jej koleżanek to drugie. Zachwiała się pewność siebie Serbek i nie powróciła już do końca seta. Gospodynie wygrały 25:21.
ZOBACZ WIDEO: Mistrzostwa Europy siatkarek. Włochy - Polska. Jacek Nawrocki: Brakuje nam jeszcze, by wygrywać takie mecze
Jednak już w drugiej partii obrończynie tytułu powróciły do tego, co potrafią najlepiej. Choć przygasła trochę Tijana Bosković ciężar zdobywania punktów wzięła na siebie - i to z powodzeniem - Brankica Mihajlović. Ponadto włączyły się do gry środkowe. Stefana Veljković nie miała problemu, by skończyć na przykład trzy akcje z rzędu. W tym elemencie serbski zespół wyraźnie był lepszy i to też pomogło mu wygrać tę część gry 25:21.
Taki sam wynik dla Serbek padł w trzecim secie, choć znów zmienił się rozkład ataku i to na gorsze. Turczynki bardzo cierpiały, bo długo nie miał kto wziąć na siebie tego obowiązku. Nagle zaczęły zawodzić Hande Baladin i Meryem Boz. Z drugiej strony siatki też nie było różowo, ale zawsze swoje dorzuciła Tijana Bosković. Trener Giovanni Guidetti wpuścił na plac gry Zehrę Gunes oraz Fatmę Yildirim, które pomogły doprowadzić do remisu (z 15:11 na 15:15), lecz w końcowych fragmentach powrócił serbski blok i zagrywka.
Wszystko miało się ku zakończeniu spotkania w czterech setach, bo ponownie to mistrzynie Europy i świata w pierwszych kilkunastu akcjach zarysowały swoją przewagę. Wtedy jednak trener Guidetti sięgnął po jeszcze jednego jokera - Ebrar Karakurt, którą przecież doskonale znamy z półfinałowego spotkania. Turczynki wróciły do gry i objęły prowadzenie 13:12.
Nie była to jednak wciąż gra stabilna, a zrywy, o czym przekonaliśmy się po chwili, gdy znów ekipa trenera Terzicia uciekła na trzy punkty (18:15), by po chwili stracić przewagę w jednym ustawieniu. I tu zaczęły Serbki znikać. Turczynki powstały z niebytu, zaczęły blokować i niszczyć rywalki zagrywką. Trudno opisać ekstazę miejscowych kibiców. Decybelami nie dało się jej zmierzyć, bo skala już dawno się skończyła w momencie, gdy Sułtanki Siatkówki triumfowały do 22.
W tie-breaku ten piekielnie dramatyczny finał miał swoje godne zwieńczenie. Szarżę rozpoczęła wszędobylska Karakurt, która wyprowadziła swój zespół na prowadzenie 7:4 najpierw atakiem, a potem zagrywką. Po zmianie stron na zagrywce po serbskiej stronie pojawiła się Bianka Busa i... ze stanu 9:6 dla Turcji zrobiło się 11:9 dla Serbii.
Koniec emocji? Skądże znowu! As Meryem Boz dał remis, a potem Fatima Yildirim skończyła kontrę i gospodynie prowadziły 12:11. Wtedy wkroczyła Brankica Mihajlović, która najpierw skończyła atak, a przy piłce meczowej rywalki skoczyły do niej tak agresywnie blokiem, że dotknęły siatki, a po chwili zalały się łzami.
Turecka siatkówka ma swoje przeklęte miejsce i jest nim Ankara. Teraz boli to jeszcze bardziej niż szesnaście lat temu. A Serbia? Serbia znów jest wielka, choć wydawało się, że jest już na kolanach i czeka na odliczanie wsteczne.
Serbia - Turcja 3:2 (21:25, 25:21, 25:21, 22:25, 15:13)
Serbia: Ognjenović, Mihajlović, M. Popović, Bosković, Busa, Veljković, S. Popović (libero) oraz Milenković, Bjelica, Mirković.
Turcja: Aydemir Akyol, Ismailoglu, Akman, Boz, Baladin, Erdem Dundar, Sebnem Akyoz (libero) oraz Ozbay, Ercan, Yilmaz.
Fajnie, że wygrały Serbki. Zasługiwały na tytuł z przebiegu całych mistrzostw.
Mało brakowało, b Czytaj całość
A może po prostu tak jest w żeńskiej siatkówce, Czytaj całość