Katarzyna Skowrońska-Dolata: Oscar za dobrą maskę

Michał Kołodziejczyk
Michał Kołodziejczyk
Lubi pani gotować?

Bardzo. Wciąż się uczę. Cały czas wynajduję sobie w internecie przepisy. Chciałam gotować odkąd pamiętam, na początku uczyła mnie mama.

Kilka tygodni temu ogłosiła pani zakończenie kariery. Wyobraża sobie pani samą siebie w jednym miejscu przez dłuższy czas?

Nie wiem, nie zadaję sobie takiego pytania. Robię remont, przeprowadzam się do Warszawy. Biegam, latam, nie mam czasu, doba jest dla mnie za krótka. Nie miałam czasu, by na spokojnie wieczorem usiąść z lampką wina i poczytać książkę, a przecież jesień już przyszła. Książki leżą na kupce, czekają.

Te pierwsze dni po zakończeniu kariery często okazują się bardzo trudne...

To nie tak, że podjęłam decyzję o końcu gry z dnia na dzień, bardzo długo się do niej przymierzałam. Połowę sezonu ligi brazylijskiej grałam ze świadomością, że to moje ostatnie rozgrywki. Pracowałam, celebrowałam każdą chwilę, każdy trening, bo wiedziałam, że ostatni raz. Mecz kończący ligę wiązał się z wielkimi emocjami. Z jednej strony czułam radość, z drugiej było mi ciężko.

Dużo osób wiedziało o pani decyzji?

Garstka. Zresztą cała moja rodzina do niedawna nie wierzyła, że to prawda. Do dzisiaj moi bliscy myślą, że jeśli koleżanki wyjechały już grać do Włoch, wróciły do swoich klubów, to i ja zaraz się ogarnę i coś jeszcze wykombinuję.

A nie?

A chce się pan założyć? Ostatnio odwiedzałam mamę, która była chora. W telewizji był jakiś program treningowy. Mama spojrzała na mnie i spytała, czy mi tego nie brakuje. Ale ja nie mam czasu na życie, a co dopiero mówić o wysiłku fizycznym, pójściu na siłownię. Na razie nie chce mi się przerzucać ciężarów, za dużo się ich już naprzerzucałam. Teraz muszę po prostu odpocząć. Nie mam stanów lękowych, że natychmiast przytyję. Nie biegam, nie skaczę, a waga spada, bo mięśni mam coraz mniej. Zostało mi tylko chodzenie na jogę. To jest coś, co mi pomaga. Nie tylko na kręgosłup, ogólnie dobrze mi robi po odstawieniu profesjonalnego sportu. Całe wakacje dużo jeździłam też na rowerze, ale kiedy padła propozycja od dziewczyn: "Wynajmujemy halę, idziesz pograć?", to grzecznie odmówiłam.

Ile lat pani trenowała?

Dwadzieścia dwa.

I to nie działa jak narkotyk, nie uzależnia?

Jestem uzależniona od adrenaliny, a nie od grania czy trenowania. Jeżeli żyję aktywnie, to dostarczam do organizmu hormony wpływające na dobre samopoczucie.

Mam spokój, nie muszę pracować na etat. Zaoszczędziłam wystarczająco dużo pieniędzy, żeby mieć spokojną przyszłość. Mogę iść na studia na pełnym luzie.


A co z tą adrenaliną?

Takiej jak w tie-breaku przy 13-13 czy 14-14 mogę nie dostać nigdzie indziej. Pytanie, czym to sobie zastąpię. Jestem świadoma, że mogę tego już nie znaleźć. Nie będę przecież skakać ze spadochronem ani na bungee. Na razie takie rzeczy nie wchodzą w grę, muszę wszystko na spokojnie poukładać, żeby znaleźć zajęcie na przyszłość. Nie wiem, co to będzie - może praca z fundacjami, może wolontariaty, może w siatkówce z młodzieżą, ale to na pewno nie tak na pełny etat od poniedziałku do piątku albo we wszystkie weekendy. Zastanawiałam się nad podjęciem pracy w światowej lub europejskiej federacji siatkówki, ale chcę też iść na studia.

Namalowała pani coś ostatnio?

Nie, kończę remont. Maluję ściany mieszkania, sztukaterię pod sufitem. Ciężka robota.

A pani na poważnie z tymi studiami na Akademii Sztuk Pięknych czy tak na potrzeby mediów?

Na poważnie, ale na ten październik już nie zdążę. Gdybym chciała gdzieś na siłę się dostać, to pewnie by się udało. Zawsze mogę popytać i ktoś mnie przyjmie, bo jestem Kasia, ale ja tak nie chcę, ambicja mi nie pozwala. Nie mówię głośno o konkretnych kierunkach, bo wszyscy będą czekać i się dopytywać. Żeby gdzieś aplikować, trzeba jednak złożyć teczkę z materiałami i to nie jest taka teczka, że włożysz tam pięć rysunków: trzy portrety i dwa akty i od razu przyjmą cię na studia.

Na razie mam 1/3 teczki, to za mało. Teraz wezmę kurs z profesorem, zapiszę się na jakieś warsztaty. Studia są dla mojej satysfakcji, a nie dla papieru. Nie potrzebuję być panią magister. Ponieważ wyjechałam jako młoda dziewczyna, nigdy nie miałam szans na normalne studia, zaocznie czy eksternistycznie nie dało się ukończyć tych kierunków, które mnie interesowały. Mogłam studiować księgowość, marketing albo języki obce. A języków akurat nauczyłam się sama.

Ile ich pani zna?

Angielski, włoski i ostatnio dodałam portugalski. Muszę go sztucznie podtrzymywać przy życiu, bo boję się, że mi ucieknie. Gdybym jeszcze jeden sezon pograła w Brazylii, byłoby lepiej.

Podobało się pani w Brazylii?

Dla mnie miasto czy kraj nie ma większego znaczenia, liczą się ludzie. W Stambule też się czułam fenomenalnie. To skomplikowane miejsce ze względu na inną religię, ale grając przez osiem miesięcy w Fenerbahce szybko się tam odnalazłam. Podobnie było z Brazylią - dobrze mi się tam żyło, ale przede wszystkim zakochałam się w Brazylijczykach. Bez nich kraj też jest piękny, ten dziki ale spokojny, a nie metropolie. W Copacabanie nie widziałam niczego wyjątkowego, jest dużo piękniejszych plaż. Przy okazji meczów było mało czasu, ale zawsze uciekałam z hotelu, żeby coś zobaczyć. Spędziłam tam cudowne dwa lata, stworzyłam sobie idealne warunki totalnie izolując się od wszystkich.

Chociaż byłam sama, musiałam mieć fajny dom z basenem, żeby po treningu skoczyć sobie na bombę. Bo jak jest się w hali bez klimatyzacji przez sześć godzin dziennie, to później zasługujesz na relaks. We wszystkich krajach, w których grałam, brałam mieszkanie z przydziału, tam gdzie dawali. Tylko w ostatnim sezonie we Włoszech poprosiłam o trochę terenu zielonego dokoła, bo chciałam mieć gdzie wyjść z psami. Dopiero w Brazylii wynajęciem mieszkania zajęłam się sama, to był czas po kontuzji i uznałam, że zasłużyłam, zapracowałam i mi się należy. Pieniędzy do grobu przecież nie zabiorę.

Jest pani finansowo ustawiona do końca życia?

Mam spokój, nie muszę pracować na etat. Zaoszczędziłam wystarczająco, żeby mieć spokojną przyszłość. Mogę iść na studia na pełnym luzie.

Powiedziała pani, że nie chce tych studiów za to, że jest Kasią. Dużo rzeczy tak udało się załatwić?

Nie lubię tego, to nieetyczne. Nie nadużywałam. Może raz mnie straż miejska puściła, zanim zdążyła założyć blokadę, bo w śródmieściu zaparkowałam na zakazie. W kolejce w sklepie też zawsze stoję.

Taką pokorę wyniosła pani z domu?

Wyniosłam geny, ich nie oszukam. Wychowano mnie tradycyjnie, nie tak jak jest teraz. Miałam w domu dyscyplinę, ale moi rodzice byli bardzo tolerancyjni, wszystko było więc dobrze wyważone. W odpowiednim momencie miałam czas żeby powariować. Wychowywałam się w Warszawie, jak było ciemno, musiałam być w domu. Dzięki temu, że miałam dyscyplinę, wiedziałam, że jest limit, którego nie można przekroczyć. Oczywiście nie raz go przekraczałam, ale nie byłam za to bita. Zawsze jednak byłam strofowana i uważam, że to mi pomogło, bo wiem, co mi wolno i kiedy. Jestem też zawzięta, uparta, ale umiem też z siebie żartować.

Czy Katarzyna Skowrońska-Dolata to najlepsza polska siatkarka w historii?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×