Polscy siatkarze srebrnym medalem w Pucharze Świata zakończyli niezwykle udany dla siebie sezon reprezentacyjny. Do wywalczonej na początku sierpnia kwalifikacji olimpijskiej, która była nadrzędnym celem w 2019 roku, Biało-Czerwoni dołożyli także brązowe medale podczas Ligi Narodów oraz mistrzostw Europy.
O kluczowych momentach w wykonaniu podopiecznych Vitala Heynena porozmawialiśmy z wieloletnim komentatorem Polsatu Sport, Tomaszem Swędrowskim, który po raz kolejny miał przyjemność pracować przy niemal wszystkich spotkaniach reprezentacji Polski.
Adrian Nuckowski, WP SportoweFakty: Czy według pana był to sezon, w którym możemy być w pełni zadowoleni z postawy naszej reprezentacji, czy kibice mogą czuć lekki niedosyt?
Tomasz Swędrowski, komentator Polsatu Sport:
Tylko malkontenci mogą czuć niedosyt. Uświadomiliśmy sobie, że mamy bardzo szeroki skład, który może podjąć walkę z każdym zespołem na świecie. Dowiedzieliśmy się, że mamy drużynę na lata. Drużynę, mam na myśli grupę 25-30 zawodników. Wszystko wskazuje na to, że nasza reprezentacja będzie w światowej czołówce przez długi czas, ale nie liczmy na to, że każdy turniej zakończy na najwyższym stopniu podium.
Każdy kibic, który myślał, że będziemy teraz ze wszystkich imprez przywozić złote medale jest w błędzie. Oczywiście wiele osób czuło ogromny niedosyt brakiem tego złota, choćby na mistrzostwach Europy. To jest tylko sport. Trafiliśmy tamtego dnia na Słowenię, która wybitnie nam nie leży. Uważam nawet, że bardzo dobrze się stało, że nie wygraliśmy tamtego turnieju. Wtedy już chyba wszyscy uwierzyliby, że nikt nie jest w stanie nas pokonać. Na ten moment jest 6-7 reprezentacji, które mogą w każdej chwili ze sobą wygrać. Przykładem jest choćby zakończony niedawno Puchar Świata, w którym przegraliśmy z Brazylią. Brazylią, którą ograliśmy bezapelacyjnie w meczu o brąz Ligi Narodów czy finale mistrzostw świata 2018.
Jak będzie na igrzyskach olimpijskich, tego nie wiemy. Wbijmy sobie do głowy, że jesteśmy jednym z faworytów do medalu. Powtarzam: jednym z faworytów! Wszyscy się ucieszymy, jak w Tokio staniemy na podium. Jeszcze raz dodam, że mamy świetną drużynę, ale nie będziemy wygrywać każdego turnieju.
Największym zaskoczeniem był bez wątpienia brązowy medal Ligi Narodów. Teoretycznie drugi skład Biało-Czerwonych, który poleciał do Chicago zostawił w pokonanym polu m.in. właśnie Brazylię, co wywołało ogromne zdziwienie wśród kibiców. W panu również?
Oczywiście. I właśnie głównie dzięki tym rozgrywkom trener Vital Heynen pokazał, że mamy tak szeroki skład. Tylko Brazylijczycy i Rosjanie mogą się chyba z nami równać w liczbie graczy na światowym poziomie. Przy tej okazji nie należy zapominać o "warszawskiej" reprezentacji, która wygrała dwa pierwsze mecze na Pucharze Świata, w tym z niezwykle groźną u siebie Japonią (3:1 - przyp. red.). Ta wygrana nabrała innego wymiaru dopiero po zakończeniu turnieju. Jest to zespół, który zrobił ogromne postępy pod wodzą Philippe'a Blain'a i coraz mocniej wkrada się do światowej czołówki.
Japonia "czarnym koniem" igrzysk olimpijskich w Tokio?
Trudno powiedzieć, czy "czarnym koniem", ale z pewnością będą groźni. Istotnym parametrem, w jakim zawsze będą odstawać od najlepszych ekip są warunki fizyczne. Ich atutem jest jednak niesamowita defensywa. Postawą w obronie potrafią doprowadzić do rozpaczy czołowe reprezentacje. Dodając do tego ten specyficzny, choć bardzo ciekawy doping swoich kibiców nie będą stali na straconej pozycji.
Od trenera Blaine'a wiem, że Japończycy są bardzo chętni do pracy. Widać już tego pierwsze efekty. Zakończyli Puchar Świata na znakomitym dla nich, czwartym miejscu. Nie chcę powiedzieć, że oni za rok w Tokio zdobędą medal, ale komuś mogą zaszkodzić.
Najbardziej skrajne emocje przeżywaliśmy w tym roku po meczach ze Słowenią. Z jednej strony wielka euforia w Gdańsku z wywalczenia kwalifikacji olimpijskiej, a z drugiej smutek i złość po porażce w półfinale europejskiego czempionatu. Zawodnicy byli mocno rozgoryczeni po przegranej w Lublanie?
Po tamtym spotkaniu na pewno. Osobiście bałem się, czy to nie przełoży się także na rywalizację o brąz w Paryżu. Każda drużyna musi mieć słabszy dzień i my także go mieliśmy. Nie chciałbym teraz szukać wymówek, ale te ciągłe zmiany miejsc w trakcie turnieju mogły mieć duże znaczenie. Słoweńcy i Rosjanie grali wszystkie swoje mecze w jednej hali, natomiast Polska urządzała sobie wycieczkę po Europie (śmiech). Nie zapomnijmy także o tych kuriozalnych perypetiach z lotem na linii Amsterdam - Lublana. Dodatkowo fantastyczna postawa Słoweńców, połączona ze słabszą grą naszych siatkarzy złożyła się na porażkę.
Trener Heynen przyznał, że gdyby dokonał innych zmian, to być może wynik byłby inny. Wszyscy wpadli w lekką dziurę. Najważniejsze jest jednak to, co stało się później. Nazajutrz kolejna podróż do hali, której nie znamy i znów starcie z gospodarzem - Francją, za wszelką cenę chcącą stanąć na podium przed własną publicznością. Triumfujemy gładko w trzech setach. To pokazało wielkość reprezentacji Polski.
Naprawdę szanujmy ten medal. Była to cenna lekcja przed igrzyskami olimpijskimi. Wiemy, że mamy z kim przegrać i może się to stać niespodziewanie. Trzeba tylko umieć wyciągnąć odpowiednie wnioski. Moim zdaniem zostały one w stu procentach wyciągnięte.
Pierwszy sezon w biało-czerwonych barwach ma za sobą Wilfredo Leon. W rozmowach z dziennikarzami dało się odczuwać, że 26-latek znakomicie wkomponował się do świetnej atmosfery, panującej w drużynie. Był pan podobnego zdania, będąc blisko naszej kadry?
Absolutnie tak. Jest to kapitalna postać. Wiadomo, że było to dla niego coś nowego i na początku nie miał łatwo. Podobną sytuację w reprezentacji Brazylii przechodził Joandry Leal. Obserwując go podczas Ligi Narodów odnosiłem wrażenie, że jest mu jeszcze trudniej zaaklimatyzować się do nowego otoczenia. Wilfredo świetnie mówi po polsku, czym zyskał sympatię wszystkich zawodników, potrafi żartować i odgryźć się kolegom. Biorąc pod uwagę aspekty sportowe to nie odkryję Ameryki mówiąc, że jest ogromnym wzmocnieniem reprezentacji Polski. Z pewnością nie jest typem siatkarza, który pozjadał wszystkie rozumy i nie zdaje sobie sprawy, że musi nad pewnymi elementami jeszcze bardziej popracować.
Uważam, że dobrze się stało, że trafił do Perugii i pod okiem Vitala Heynena może zrobić jeszcze większe postępy. Trzeba wspomnieć, że do tej pory Leon funkcjonował w zupełnie innych środowiskach. Inne rolę pełnił np. w Kazaniu, a inną w Perugii. Dla odmiany w reprezentacji Polski gra rozkłada się na wszystkie pozycje, a Wilfredo ma kończyć te najtrudniejsze piłki. Wiadomo, że czasem zdarzają mu się gorsze dni, ale jest tylko człowiekiem. Moim zdaniem na przyszłorocznych igrzyskach olimpijskich zobaczymy sto procent możliwości tego zawodnika.
Przed rozpoczęciem sezonu mieliśmy pewne obawy, jak będzie funkcjonowała nasza reprezentacja bez kontuzjowanego MVP ubiegłorocznych mistrzostw świata, Bartosza Kurka. Vital Heynen postawił na Macieja Muzaja, który w większości spotkań odpłacił mu się świetną grą. Według pana jest to największy wygrany tego roku?
Bez wątpienia. Podobnie, jak Karol Kłos czy Aleksander Śliwka. Moim zdaniem Maciek największy skok jakościowy wykonał w momencie, którym Heynen postawił na niego w kwalifikacjach olimpijskich. Był to przełomowy moment. Zbiera cięgi od Vitala i z reguły jest pierwszy do strofowania, ale potrafi sobie z tym znakomicie radzić. Długo się zastanawialiśmy, czy Muzaj przeskoczy pewną barierę, czy jednak pozostanie tylko dobrym ligowcem. Na światowym poziomie jeszcze nie jest, ale coraz bardziej się do niego przybliża.
Co do Bartka to chyba nikt się nie spodziewał, że tak szybko wróci do swojej dobrej formy. Nie zapominajmy, że jest po ciężkich operacjach, a podczas Pucharu Świata powrócił ze swoją 60-70 procentową mocą. Uważam, że ten turniej był mu bardzo potrzebny przed startem ligi włoskiej, gdzie będzie się od niego dużo wymagało.
Wspomniał pan o Karolu Kłosie. Jego postawa także zasługuje na słowa uznania. Z roli zmiennika na początku sezonu, swoją bardzo dobrą dyspozycją przeskoczył chyba do wyjściowej szóstki.
Karol powrócił po długiej przerwie. Na początku wydawało się, że z uwagi na rotowanie składem przez Heynena, będzie grał tylko podczas Ligi Narodów. Pokazał się ze znakomitej strony. Dał naprawdę wiele temu zespołowi. Jego forma przypominała tą z mistrzostw świata w 2014 roku. Ma szybką rękę, świetny atak, doskonale czuje blok, a w dodatku bardzo dobrze radzi sobie w defensywie oraz zagrywce. Moim zdaniem jest pewniakiem do składu na igrzyska olimpijskie. Zagrał naprawdę świetny sezon i był jednym z liderów naszego zespołu. Konkurencja wśród środkowych o wyjazd do Tokio będzie niesamowita.
Podobnie wśród przyjmujących. Pewniakami są Wilfredo Leon oraz Michał Kubiak, ale nie zapominajmy choćby o świetnie grających podczas Pucharu Świata, Aleksandrze Śliwce, Arturze Szalpuku czy Bartoszu Kwolku.
Olek Śliwka grał znakomity Puchar Świata. Bardzo mocno przeżywał nieskuteczny atak na czystej siatce w kluczowym momencie drugiego seta meczu z Brazylią. Zauważyłem, że chyba nie mógł spać po tamtym pojedynku. Następnego dnia trener ponownie dał mu szansę na rehabilitację i w stu procentach ją wykorzystał.
Są także, jak pan wspomniał, Artur Szalpuk oraz Bartosz Kwolek, którzy może trochę mniej grali, ale to też dużo im dało. Bartek miał bardzo dobre wejście w przegranym meczu z Amerykanami, gdzie nie zadrżała mu ręka przy trudnych piłkach w decydujących akcjach seta. Z kolei Artur był kluczowym graczem w starciach z Australią oraz Kanadą, prezentując momentami taką dyspozycję, jak podczas ubiegłorocznych mistrzostw świata. Z drugiej strony wymienieni zawodnicy doskonale zdają sobie sprawę, że w dalszym ciągu poprawiać jakość swojej gry. Możemy się tylko cieszyć z zaplecza, jakie posiadamy niemal na każdej pozycji.
Siatkówka nie daje nam ani chwili wytchnienia. Przed nami kolejne rozgrywki PlusLigi. Która drużyna pańskim zdaniem jest głównym faworytem do tytułu mistrzowskiego? Czy wzmocnienia, jakich dokonała Asseco Resovia Rzeszów pozwolą im na powrót do walki o tytuł?
Z pewnością będą jednym z faworytów. Wiemy dobrze, jak kibice na Podpromiu są spragnieni sukcesu. Na powrót do walki o najwyższe cele liczy także PGE Skra Bełchatów. Nie zapominajmy o Jastrzębskim Węglu. Według mnie odejście Sama Deroo oraz Rafała Szymury nieco osłabiło Grupę Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. Zobaczymy w jakiej formie będzie Simone Parodi, choć najlepsze lata ma już chyba za sobą i z tego co wiem często odnosił kontuzje. Dużym wzmocnieniem może być z kolei Piotr Łukasik. Nieźle zaczyna wyglądać Indykpol AZS Olsztyn. Zobaczymy, jak spisze się Aluron Virtu Warta Zawiercie, który był rewelacją poprzednich rozgrywek. Kandydatów do podium jest wielu. Przed nami naprawdę ciekawie zapowiadający się sezon.
Czytaj także:
- 30 zawodników i mecz co trzy dni. Niesamowity sezon polskich siatkarzy w liczbach
- Puchar Świata siatkarzy. Ireneusz Mazur: Karol Kłos odkryciem turnieju
ZOBACZ WIDEO: Karol Kłos podsumował sezon reprezentacji Polski. "Tak dobrze jeszcze nie było"
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)