Martyna Grajber: Do kadry wrócę. Będę się o to biła z całych sił

Dominika Pawlik
Dominika Pawlik
Pewnie nie każdy wie, że nie urodziłaś się w Pile, gdzie spędziłaś większość dzieciństwa.

Pochodzę z gór. Urodziłam się w Żywcu i połowę dzieciństwa oraz wakacje spędzałam w Jeleśni. Nadal mam tam część rodziny ze strony taty. Kiedy tylko mogę, przyjeżdżam tam. Połowa serducha tam została.

Stąd ten charakter?

Gdyby zaprosić w jedno miejsce wszystkich mieszkańców-górali, pewnie zebrałyby się bardzo podobne osoby. Temperamentne środowisko. Nie wiem, czy to miejsce mnie ukształtowało, czy same geny. W naszym zespole wszystko się równoważy. Ja jestem z tej strony szali, parę osób z zupełnie drugiej.

Przed sezonem zostałaś wybrana kapitanem Grupy Azoty Chemik Police. Jak odnajdujesz się w nowej roli?

To bardzo trudne zadanie. Wciąż się zastanawiam, czy w tej czy innej sytuacji nie mogłabym zrobić więcej albo postąpić inaczej. Jak nie reaguję, zarzucam sobie później, że powinnam coś zrobić. Nie jest mi łatwo, bo nie mam doświadczenia, a to by się przydało. Bycie kapitanem to ogromne wyróżnienie. Ważne dla mnie jest wpływanie na drużynę na boisku. Czerpię ogromną radość, kiedy widzę, że potrafię kogoś wziąć za rękę i pociągnąć w górę. Wtedy wiem, że zrobiłam dobrą robotę.

Jako kapitan pośredniczę między trenerem i koleżankami, a sędzią. Zazwyczaj mam dużo do powiedzenia sędziom, więc cieszę się, że moja funkcja uprawnia mnie do wyrażenia swojego zdania. Nie mogę teraz przynieść wstydu kartkami mojej drużynie, więc zazwyczaj wycofuję się w odpowiednim momencie.

Kiedy byłaś młodsza, miałaś taki sam charakter na boisku czy dopiero z czasem zrobiłaś się odważniejsza?

Było tak samo. W żadnej drużynie nie byłam kapitanem, więc wlepiano mi kartki. Mój pierwszy trener, z którym do tej pory mam świetny kontakt, przegrał pierwszy mecz, żeby mnie czegoś nauczyć. Wściekałam się na boisku, a on mnie zostawił, nie zmienił. Jako 11-letnia dziewczyna czułam wstyd, że się tak zachowałam wobec drużyny, moich koleżanek. Przegięłam i zamiast wybrnąć z tego, to drążyłam. Trener wkładając serducho w nasze wychowanie dał mi tym sporą nauczkę.

Szybko trafiłaś do Łodzi, byłaś jeszcze w klasie maturalnej. Z perspektywy czasu uważasz, że był to odpowiedni moment?

To była inna bajka. Juniorska siatkówka to nic w porównaniu z LSK. Mam wrażenie, że moja kariera toczy się odpowiednim tempem, niczego za szybko nie przeskakuję. Przeszłam wszystkie etapy, począwszy od mini siatkówki. Tak samo było w Łodzi: miejsce w meczowym składzie, później dochodzenie do miejsca w szóstce, jeszcze później regularna gra, aż do bycia ważnym punktem zespołu. Cieszę się z tej drogi, bo wszystko było takie, jak być powinno.

Do Chemika Police przeszłaś rok temu, nie był to skok na głęboką wodę, ale miał być to awans sportowy, a ostatecznie nowy klub zakończył sezon niżej od poprzedniego.

Rozważaliśmy z bliskimi i menadżerem różne opcje. Kolejny krok miał mi dać możliwość rozwoju. Miałam wyrobioną pozycję, miejsce w zespole, byłam rozpoznawalna, utożsamiana z Budowlanymi. Zastanawialiśmy się, czy dalsza droga będzie dawała mi taki sam rozwój. Stwierdziłam, że wyjazd za granicę będzie krokiem do przodu. Nie byłam jednak wtedy na to gotowa, zwlekałam z decyzją. Dostałam w tym czasie ofertę z Chemika i uznaliśmy, że zmiana otoczenia, trenera, miejsca, w którym będę musiała budować swoją pozycję od nowa, będzie dobrym krokiem pozwalającym się rozwijać.

To była szkoła życia? Przechodziłaś do ekipy mistrza Polski, który po pięciu latach dominacji skończył sezon bez medalu.

To wybudziło Chemika z wieloletniego snu, w którym trwał. Zauważono błędy, problemy drużyny. Wyciągnięto wnioski. Zostało to naprawione. To będzie sezon, który powinien być dla mnie tym wymarzonym, pierwszym. Nie twierdzę, że tamten niczego mnie nie nauczył. Było wiele rzeczy, które dały mi doświadczenie. Nie zdobyliśmy mistrzostwa ani medalu, ale na otarcie łez zdobyłyśmy Puchar Polski.

Trener Ferhat Akbas wydaje się być zupełnym przeciwieństwem wielu szkoleniowców, którzy do tej pory pracowali w LSK. Na dzień dobry powiedział, że nikt nie może być pewny swojej pozycji i chce, żeby zespół grał szybciej. I po tych kilku miesiącach można powiedzieć, że wcale nie żartował.

Nas nawet już to nie zaskakuje. Wyszłyśmy na Teneryfie trzema środkowymi i przyjęłyśmy to jako coś normalnego. Gramy tak? Ok. Gdyby kazał komuś zagrać na rozegraniu, to nie byłoby problemu. Fajna osoba, jakiej w życiu nie spotkałam i długo nie spotkam. Jestem bardzo szczęśliwa, że trafiłam na takiego trenera. Nawet mój Janek jest z tego zadowolony, bo on daje mi zupełnie inne spojrzenie na siatkówkę.

Zaskakujące, że postanowił się nauczyć języka polskiego.

Mimo dopiero 33 lat Ferhat ma w sobie dużo pokory. Za to ludzie go szanują. Nauka języka to pokazanie szacunku wobec nas i kraju, w którym przebywa. No i wobec drużyny. Nie musiał tego robić, bo wszyscy mówią po angielsku.

To chyba zupełnie inna szkoła niż z Marcello Abbondanzą?

Zdecydowanie, to siatkówka, którą można prezentować na poziomie międzynarodowym. Taka gra, która pozwoli na rywalizację z każdym. System z tamtego roku tamtemu trenerowi wydawał się wystarczający na Polskę, a okazało się, że nie wystarczył w naszej lidze na podium. Tak naprawdę w tym roku gramy w poważną siatkówkę.

Czy Martyna Grajber powinna dostać w nadchodzącym sezonie szansę w kadrze?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×