Polska - Belgia 3:2 (23:25, 25:14, 25:21, 19:25, 16:14)
Polska: Dorota Pykosz, Agnieszka Bednarek, Dorota Świeniewicz, Milena Sadurek, Aleksandra Jagieło, Joanna Kaczor, Mariola Zenik (libero) oraz Paulina Maj, Anna Barańska, Katarzyna Gajgał, Anna Woźniakowska, Izabela Bełcik.
Belgia: Freya Aelbrecht, Frauke Duruckx, Charlotte Leys, Lise van Hecke, Els Vandesteene, Helene Rousseaux, Marta Szczygielska (libero) oraz Jolien Wittock, Gwendoline Horemans, Sarah Smith.
MVP: Agnieszka Bednarek (Polska)
Chyba mało kto spodziewał się takiego spotkania. Polskie zawodniczki przystępowały do swojej premierowej potyczki w rzeszowskim turnieju kwalifikacyjnym do Mistrzostw Świata 2010 w Japonii w roli faworytek. Wydawało się, że Belgia to najsłabszy team spośród wszystkich ekip biorących udział w batalii o udział w przyszłorocznym Czempionacie Globu. Jednak nasze siatkarki nie pokazały maksimum swoich możliwości, popełniały błędy, co w połączeniu z ogromną ambicją młodziutkich rywalek zaowocowało prawdziwym dreszczowcem.
Pierwsza partia rozpoczęła się dosyć niepozornie. Trwała wyrównana walka. Belgijki popisywały się ofiarnymi obronami, zaś podopieczne Jerzego Matlaka uczyły swoje przeciwniczki ustawiania bloku. Na pierwszej przerwie technicznej jednym oczkiem prowadziły przyjezdne. Polki straciły szansę na zyskanie sporej przewagi za sprawą słabego przyjęcia, spowodowanego przez trudne zagrywki Lise van Hecke. Jednak dzięki czujnej grze naszych blokujących biało-czerwone ponownie wyszły na prowadzenie 15:12. Niestety zaraz potem szybko je straciły. Polski szkoleniowiec próbował w międzyczasie wielu roszad, gdyż nie mogliśmy znaleźć idealnego ustawienia. Matlak wprowadził Paulinę Maj, Annę Barańską oraz Katarzynę Gajgał, lecz mimo to zawodniczki z Belgii wciąż utrzymywały swoje prowadzenie (19:17, 23:20). Doszło nawet do sytuacji, w której rywalki naszych siatkarek "podawały im rękę" poprzez proste błędy, których zawodniczki znad Wisły nie potrafiły zamienić na punkty. Wciąż słabo funkcjonowało nasze przyjęcie. Polki dostawały oczka na przysłowiowej tacy, lecz jedynie Joanna Kaczor zasługiwała w polskich szeregach na pochwały. Reszta siatkarek była bezradna wobec wyśmienitej defensywy Belgijek. Ostatecznie nasze ulubienice przegrały premierową odsłonę meczu 23:25.
Porażka w pierwszej partii wyraźnie podrażniła nasze reprezentantki. Było to widocznej zarówno w ich boiskowej postawie, jak i gestach oraz mimice twarzy. Polki za wszelką cenę chciały wyrównać stan meczu. Dzięki temu set drugi można nazwać prawdziwą lekcją siatkówki dla zawodniczek przyjezdnych. Biało-czerwone powróciły do charakterystycznej dla nich konsekwencji w grze. Ponownie zaczął funkcjonować blok, zaś nie do zatrzymania była Joanna Kaczor. Polki stopniowo miażdżyły swoje przeciwniczki. Podopieczne Jerzego Matlaka prowadziły 5:1, 9:2, 15:8, zaś na drugą przerwę techniczną schodziły z ośmioma punktami w zapasie za sprawą asa serwisowego w wykonaniu Aleksandry Jagieło. Dalsza część partii miała identyczny przebieg. Belgijki popełniały szkolne błędy, natomiast Polki pokazywały im, co to znaczy dojrzały volley. Na boisku dzieliła i rządziła polska atakująca, której kombinacyjny atak zakończył seta (25:14).
Trzecia odsłona meczu była dużo bardziej wyrównana. Pierwszą akcję przeprowadziły przyjezdne, lecz punkt zdobyły Polki za sprawą kapitalnego bloku Doroty Świeniewicz i Agnieszki Bednarek. Początkowo drobną przewagę uzyskały rywalki naszych zawodniczek, wśród których bardzo dobrze spisywała się środkowa Freya Albrecht. Polki szybko jednak doprowadziły do stanu 13:13 i wyszły na prowadzenie 19:16. Znaczącą rolę w opisywanym fragmencie potyczki odegrała Milen Sadurek, która z powodzeniem radziła sobie na zagrywce. Mimo że Belgijki próbowały jeszcze odrobić straty, biało-czerwone nie dały sobie wyrwać zwycięstwa w trzeciej partii. Odparły ataki rywalek, które do końca walczyły o wygraną. Nie bez znaczenie były również efektowne zbicia Aleksandry Jagieło, która skutecznie wybiła z rytmu swoje przeciwniczki (25:21).
Zgromadzeni w hali oraz przed telewizorami kibice z pewnością życzyli sobie, by spotkanie to zakończyło się na czterech partiach. Aby tak się stało, Polki musiały wygrać jeszcze jednego seta. Kiedy wydawało się, że Belgijki załamią się po przegraniu dwóch odsłon meczu, odrodziły się niczym feniks z popiołów. Dała o sobie znać porywcza natura młodych siatkarek, które postawiły wszystko na jedną kartę, nie mając jednocześnie nic do stracenia. Dzięki temu wyzbyły się kompleksów i ponownie zaczęły wyczyniać cuda w obronie. Polki natomiast weszły w czwartego seta fatalnie. Już na samym początku straciły dystans do swoich młodszych przeciwniczek (1:5). Jednak tuż po pierwszej przerwie technicznej, na której Belgijki prowadziły już tylko jednym oczkiem, podopieczne Jerzego Matlaka wyszły na dwupunktowe prowadzenia (9:7). Niestety nie dane nam było długo cieszyć się z takiego stanu rzeczy, gdyż Belgijki szybko się otrząsnęły i ponownie odzyskały swoją przewagę. W drugiej części partii prowadziły nawet 18:15. Stało się więc jasne, że nasze siatkarki muszą rzucić na szalę wszystkie swoje siły, by uciec spod gilotyny. Niestety sama Anna Woźniakowska nie zdołała sforsować belgijskiej defensywy. Błędy w ataku Doroty Świeniewicz oraz efektywna postawa Helene Rousseaux sprawiły, że nasze rywalki mogły podnieść ręce w geście radości. Belgia wygrała tę partię 25: 19.
Tie-break był prawdziwą wojną nerwów. Belgijki zwietrzyły swoją szansę na niesamowity sukces. Sensacja wisiała w powietrzu. Mimo to Polki nie dały się opanować negatywnym emocjom. Wspierane dopingiem rzeszowskiej publiczności, która piątego seta oglądała już na stojąco, szybko wyszły na prowadzenie. Po chwili na tablicy wyników mogliśmy dostrzec wynik 10:5 dla naszych ulubienic. Nikt chyba wtedy nawet nie przypuszczał, że polskie zawodniczki roztrwonią całą przewagę. W naszych szeregach zawiódł przede wszystkim atak, czego z pewnością nie można powiedzieć o ekipie gości. Po stronie drużyny z Belgii po prostu szalała Helene Rousseaux. Doświadczenie polskich zawodniczek przestało mieć już jakiekolwiek znaczenie, kiedy ich rywalki wyszły na prowadzenie 12:11. Ani się obejrzeliśmy, a Belgijki miały piłkę meczową. Na całe szczęście Polki zdołały ją obronić. Zimną krew w kryzysowej sytuacji zachowała Joanna Kaczor. Ostatnie dwie piłki należały już do podopiecznych Jerzego Matlaka. Najpierw piłkę w aut posłała Charlotte Leys, zaś chwilę później mecz zakończyła Anna Woźniakowska. Po jej ataku cała siatkarska Polska odetchnęła chyba z ulgą.
Oglądaj siatkówkę kobiet w Pilocie WP (link sponsorowany)