Jak na razie gra Polek na turnieju kwalifikacyjnym w Rzeszowie jest bardzo nierówna. Po słabym spotkaniu w piątek, w sobotę Polki zaprezentowały już odmienione oblicze, pokonując Francję 3:0. - Na pewno, raz są lepsze dni, raz gorsze. Nie należy nas oceniać po tym, że zagrałyśmy w piątek słabo, a w sobotę zagrałyśmy lepiej. Takie mecze słabe będą się nam jeszcze przytrafiać, chociaż mam nadzieję, że jak najrzadziej - mówi przyjmująca reprezentacji Polski Anna Barańska.
W poczynaniach Polek, zwłaszcza w meczu piątkowym widać było dużą nerwowość. Trener Jerzy Matlak dosadnie określił nawet biało-czerwone w piątek, jako "stadko stremowanych panienek". W sobotę było już znacznie lepiej. - Każdy tutaj przyjechał po zwycięstwa. My staramy nie przejmować się tym, że rywalki odskoczą nam na 2-3 punkty, staramy się grać swoją grę od początku do końca - wyjaśnia zawodniczka.
Barańska uważa, że to dobra gra w końcówce trzeciej partii, a nie większe doświadczenie pozwoliły Polkom rozstrzygnąć ten mecz na swoją korzyść. - - Robiłyśmy to, co powinnyśmy robić - przyjęcie zagrywki, atak, rozegranie. Cieszę się, że wszystko u nas to zafunkcjonowało tak jak powinno - mówi siatkarka. - Na pewno trochę szczęścia nam sprzyjało, bo Agnieszka (Bednarek - przyp. red.) obroniła piłkę, która później weszła w boisko (dzięki temu Polki wygrały piłkę meczową - przyp. red.). Takie szczęście na pewno będzie nam potrzebne - dodaje.
W piątek Barańska pojawiła się na boisku tylko na chwilę. W sobotę była już w wyjściowej szóstce. W meczu z Francją zdobyła 17 oczek i była najlepiej punktującą zawodniczką Polskiego zespołu. - Przydarzyła mi się kontuzja, na szczęście niezbyt poważna, dlatego nie grałam dużo w piątek. W sobotę trener dał i szansę i chciałam zagrać najlepiej jak potrafię - wyjaśnia. Siatkarka nie chce jednak, by kreować ją na liderkę drużyny. - Ważna jest tutaj zespołowość i dobra atmosfera. To wszystko jest i mam nadzieję, że do końca będzie - podkreśla.
Oglądaj siatkówkę kobiet w Pilocie WP (link sponsorowany)