ZAKSA na maksa, naparzanka na Śląsku i powrót Boćka - najlepsze momenty sezonu 2015/16 PlusLigi

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Zakończony właśnie sezon 2015/16 PlusLigi obfitował w pozytywne momenty. Oto wybór najlepszych i najbardziej zapadających w pamięć.

1
/ 7

Powrót Grzegorza Boćka

Czy może być coś bardziej pozytywnego, niż udany powrót do gry po ciężkiej chorobie? Kiedy na jesieni 2014 roku siatkarski świat obiegła wstrząsająca wiadomość, że Grzegorz Bociek zachorował na nowotwór układu limfatycznego, zawodnik zmuszony był przerwać karierę sportową. Cały czas jednak podkreślał, że nie wyobraża sobie, że miałby do sportu nie wrócić.

I udało mu się słowa dotrzymać. W meczu pierwszej kolejki sezonu 2015/2016 przeciwko Cerrad Czarnym Radom, atakujący ZAKSY Kędzierzyn-Koźle wszedł na boisko w czwartym secie i to jego seria punktowych zagrywek pozwoliła kędzierzynianom wygrać tę partię i doprowadzić do zwycięskiego tie-breaka. Jego przykład może być znakomitą inspiracją dla wszystkich, którzy walczą o powrót do zdrowia.

2
/ 7

ZAKSA na "maksa"

To hasło najlepiej ilustruje postawę kędzierzyńskiego zespołu w zakończonym właśnie sezonie. Po latach nieudanych prób powrotu na tron, włodarzom ZAKSY Kędzierzyn-Koźle udało się wyciągnąć wnioski i zbudować ekipę, która umożliwiła to po 13 latach przerwy. Mistrzostwo było zwieńczeniem tego niezwykle udanego roku.

ZOBACZ WIDEO #dziejesienazywo. Odrodzenie polskich siatkarzy. "Kadra była bliska śmierci, teraz są piekielnie mocni"

Drużyna z Opolszczyzny mocno wyśrubowała rekord zwycięstw w lidze. Wygranie 26 z 29 spotkań, w tym 22 w stosunku 3:0, musi budzić szacunek. Zespół ten też grał najładniejszą dla oka siatkówkę, oprócz tego, że robił to najskuteczniej. Wiele meczów rozegranych przez podopiecznych Ferdinanda De Giorgi spokojnie mogłoby się znaleźć w czołówce rankingu tych najlepszych minionego sezonu, podobnie jak poszczególne akcje.

3
/ 7

Emocjonujący wyścig o miejsce w finale

Konia z rzędem temu, kto przewidział, że dzięki nowemu systemowi rozgrywek, do samego końca nie będzie wiadomo, która drużyna zagra w finale. Mało tego, że o tym zadecyduje jeden set. Tylko bowiem dwie najlepsze ekipy po rundzie zasadniczej uzyskiwały prawo do gry o złoty medal. ZAKSA Kędzierzyn-Koźle już o wiele wcześniej zapewniła sobie pierwsze miejsce, pozostała więc do obsadzenia druga lokata.

Początkowo pretendentów było trzech: Asseco Resovia Rzeszów, PGE Skra Bełchatów i Lotos Trefl Gdańsk. Jednak gdańszczanie dosyć szybko odpadli z pościgu i korespondencyjny pojedynek toczyły między sobą dwie pozostałe drużyny. Obie miały po tyle samo punktów, a w takim przypadku o tym, kto będzie wyżej w tabeli, decydował stosunek setów. Kiedy więc rzeszowianom podwinęła się noga w starciu z MKS-em Będzin w 24. kolejce i przegrali jedną partię, droga do finału stanęła przed bełchatowianami otworem. Musieli trzy ostatnie mecze wygrać 3:0, a nie mieli potencjalnie trudnych rywali. Co się stało dalej, to już inna historia, ale napięcie trwało do ostatniego meczu w sezonie, a właściwie końca jego pierwszego seta…

4
/ 7

Nikt nie chce spaść z ligi

Tytuł trochę przewrotny, bo oczywiście PlusLiga jest zamknięta i teoretycznie nikt nie może z niej spaść. Jeżeli jednak zespół nie spełniłby warunków stawianych przez władze ligi, mógłby teoretycznie zostać z niej wykluczony. Jednym z nich był wymóg dotyczący poziomu sportowego, zakładający, że zespół musi wygrać co najmniej pięć meczów w rundzie zasadniczej. Jeszcze na kilka kolejek przed jej końcem trójka zespołów nie spełniała tego wymagania: MKS Będzin, AZS Częstochowa oraz Effector Kielce.

Walka o wypełnienie minimum trwała do ostatniej chwili. Zwłaszcza heroizmem popisali się tutaj siatkarze z województwa świętokrzyskiego, których nie oszczędzały w tym sezonie kontuzje. Pamiętamy mecze, w których z braku zdrowych zawodników na przyjęciu musiał grać nominalny rozgrywający. Podopieczni Dariusza Daszkiewicza dopiero w ostatnim meczu zapewnili sobie piątą wygraną. Mało tego, wygrali w tie-breaku granym na przewagi i za tę walkę należą im się brawa.

5
/ 7

Naparzanka w Jastrzębiu-Zdroju i Olsztynie

Mecze o złoty i brązowy medal były zaskakująco jednostronne. Wygrane trzy razy po 3:0 nie dostarczyły żadnych emocji kibicom, a zawodnicy pokonanych zespołów momentami wyglądali, jakby już chcieli udać się na wakacje.

Co innego w spotkaniach o nic niedające siódme i dziewiąte miejsce. Zarówno AZS Politechnika Warszawska rywalizujący z Jastrzębskim Węglem, jak i Indykpol AZS Olsztyn z Łuczniczką Bydgoszcz, pokazali wolę walki o przysłowiową pietruszkę. Do rywalizacji w obu parach trzeba było trzeciego, decydującego spotkania, które w przypadku olsztynian i bydgoszczan zakończyło się dopiero tie-breakiem. To po wygranej w Jastrzębiu-Zdroju Jakub Bednaruk, trener akademików, powiedział, że to niesamowite, że oba zespoły walczą o miejsce, które nic nikomu nie daje, a i tak się "naparzają".

6
/ 7

Frekwencja bez rekordu, ale z momentami

W tym sezonie nie został pobity wprawdzie rekord frekwencji na meczu PlusLigi, ale były wydarzenia, w których brała udział naprawdę duża liczba widzów. Tegoroczny rekord należy do Lotosu Trefl Gdańsk i wynosi 7600 kibiców na meczu z PGE Skrą Bełchatów. Przypomnijmy, że w zeszłym roku mecz pomiędzy Skrą i Asseco Resovią Rzeszów w Łodzi oglądało aż 11 tysięcy osób.

Można żartobliwie powiedzieć, że tłumy są tam, gdzie na wyjeździe grają bełchatowianie. To właśnie podczas konfrontacji z podopiecznymi Miguela Falaski został ustanowiony rekord widowni na meczu AZS Politechniki Warszawskiej. 5800 widzów zapełniło warszawski Torwar. A pamiętajmy, że mówimy o mieście, gdzie średnio stawia się 800, w porywach do 1000 osób. Dodatkowo został zorganizowany cały show połączony z efektownymi występami i prezentacjami. Mecze w PlusLidze z taką oprawą i frekwencją chcielibyśmy oglądać zawsze!

Gwoli ścisłości dodajmy jeszcze, że najlepszą średnią frekwencją trzymali rzeszowianie, na Podpromiu jedno spotkanie przeciętnie oglądało 4201 osób.

7
/ 7

Młodzi poczynający sobie coraz śmielej

W zakończonym sezonie coraz więcej okazji do gry dostawała nasza siatkarska młodzież, niejednokrotnie grając pierwsze skrzypce w swoich zespołach. Artur Szalpuk po przenosinach do Cerrad Czarnych Radom, był głównym motorem napędowym zespołu, co przypieczętował sześciokrotnym wyróżnieniem dla najbardziej wartościowego zawodnika meczu. Dobra postawa zaowocowała powołaniem do kadry. Również dobrą grą w szeregach Indykpolu AZS Olsztyn na uznanie w oczach trenera reprezentacji zapracował Bartosz Bednorz.

Do Spały na treningi został zaproszony także Bartłomiej Lemański, który w AZS Politechnice Warszawskiej grał pierwsze skrzypce na środku siatki i wielokrotnie był najlepiej spisującym się na boisku zawodnikiem. Podobnie zaproszenie otrzymał Maciej Muzaj, który w Jastrzębskim Węglu wreszcie mógł zaprezentować swoje możliwości.

Sporo szans dostali też młodzi w Kielcach. Obok Mateusza Bieńka, sporo grali tam Michał Kędzierski i Marcin Komenda. Każdy dobry występ młodych zawodników nas cieszy, bo to oni kiedyś zastąpią w kadrze dotychczasowe gwiazdy.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty
Komentarze (0)