Polscy skoczkowie znów będą mocni? Mówi, co zmieniło się w kadrze na lepsze

Facebook / Daniel Krokosz - psycholog sportowy / Daniel Krokosz
Facebook / Daniel Krokosz - psycholog sportowy / Daniel Krokosz

Gdyby komunikacja na linii sztab - skoczkowie była trudna, nie podjąłbym tej pracy. Widać, że pojawienie się w kadrze nowego trenera zadziałało na nią bardzo pozytywnie. Skoczkowie dostali kopa - opowiada nam psycholog sportowy Daniel Krokosz.

Bogumił Burczyk, WP SportoweFakty: Praca ze skoczkami to dla pana wyzwanie, swego rodzaju nowość?

Daniel Krokosz, trener przygotowania mentalnego kadry skoczków narciarskich: Pochodzę z takich stron, gdzie skoki narciarskie nie są zbyt popularną dyscypliną. To na pewno dla mnie coś nowego, wymagającego rozeznania się w środowisku. Natomiast praca psychologa sportowego działa na podobnych zasadach. Trzeba wniknąć w struktury, poznać dyscyplinę od środka. Wiedzieć, co pomaga oddać dobry skok, jakie elementy składają się na końcowy sukces.

Skoro skoki nie są w pana stronach popularne, wnioskuję, że wkład pracy musi być spory.

Oczywiście. Nie pozostaję bierny, jeżdżę z kadrą i poznaję dyscyplinę od środka. Pojawiam się na treningach, staram się chłonąć wiedzę. Niemniej, pewne mechanizmy są stałe. Psychologia to przede wszystkim praca z ludźmi.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: poznajesz ją? Nie nudzi się na sportowej emeryturze

Każdy człowiek jest inny. Na początku jest ten element poznawania?

Naturalnie. Tak wyglądają początki. Poznajemy się wzajemnie. Muszę dojść do tego, kto jakim jest. Każdy potrzebuje czegoś innego, dlatego podejście nigdy nie może być identyczne. Logiczne, że przykładowo inaczej będzie się pracowało z doświadczonym zawodnikiem niż z tym, który stawia pierwsze kroki. Nie mam na myśli, że gorzej, czy lepiej. Po prostu inaczej. Trzeba wiedzieć, jak do kogo dotrzeć.

Pana zimowy grafik pęka w szwach.

Czeka mnie prawdziwe urwanie głowy. Zima nie będzie łatwa, ale ja wiem, na co się pisałem i na pewno zrobię wszystko, żeby sprostać. Będzie dużo zawodów, treningów... Nie uniknę wielu podróży.

Ma pan na to jakieś sposoby, specjalne sztuczki?

Z powodu pandemii specyfika mojego zawodu się trochę zmieniła. W modę weszły sesje online, przez co łatwiej jest wszystko skoordynować. Ja już przyzwyczaiłem się do takiego systemu pracy, współpracując z kadrą żeglarzy. Rzadko mogłem się z nimi spotykać twarzą w twarz, ale wszystko układało się zgodnie z oczekiwaniami. Trudno podróżować z jednego końca świata na drugi i być na wszystkich regatach. Obie strony nie miały wielu powodów do narzekania.

Te jednak zdają się być nieco mniej efektywne.

Zgodzę się z panem, ale tylko pod pewnymi względami. Przez kamerkę nie mogę dostrzec wszystkich reakcji zawodników. Mowa ciała potrafi zdradzić pewne sygnały. Reakcje są dużo bardziej wymierne na żywo. Natomiast jeżeli nie da się spotkać twarzą w twarz, elektronika przychodzi z pomocą. Ja jestem zwolennikiem tradycyjnych metod i zawsze robię wszystko, żeby pracować, siadając naprzeciw siebie. Nie jestem fanem łączenia się przez internet, ale doceniam taką opcję jako zamiennik. Lepiej odbyć sesję, niż dopuścić do sytuacji, że w ogóle by się nie odbyła.

Początki są trudne? Jest pan zaskoczony pozytywnie, negatywnie? A może nie ma żadnych zaskoczeń?

Mogę mówić o pozytywnym zaskoczeniu. Sztab szkoleniowy bardzo ułatwił mi pracę. Nie muszę zbyt wiele kombinować. Nie będę wchodził w szczegóły, bo obowiązuje mnie tajemnica zawodowa, ale morale w drużynie podsumowałbym jako dobre. Widać, że pojawienie się w kadrze trenera Thomasa Thurnbichlera zadziałało na nią bardzo pozytywnie. Skoczkowie dostali kopa, widzą sens tej współpracy. Jest świeżość, nowe spojrzenie, motywacja, chęć do rozwoju od najmłodszych po najbardziej doświadczonych kadrowiczów. Dlatego jestem bardzo zadowolony. Trzeba pamiętać, że praca psychologa sportowego zaczyna się od trenera. Myślę, że gdyby komunikacja na linii sztab - skoczkowie była inna, trudna, nie podjąłbym się tej współpracy.

Przed panem wyzwania różnego typu. W kadrze skoczków mamy do czynienia z wieloma skrajnościami.

Dlatego mam bardziej indywidualne podejście. Nie należy nikomu przypinać łatki ekstrawertyka, czy introwertyka albo innych typów osobowości. Najpierw poznajemy się jako ludzie, dopiero potem patrzymy na wyniki i elementy kariery sportowej. Oczywiście, że mam do czynienia z wieloma skrajnościami, ale nie zrażam się tym. Wręcz przeciwnie, to swoiste urozmaicenie, a ja lubię wyzwania.

W minionych dwóch sezonach często w mediach pojawiała się krytyka. Kibice przyzwyczaili się do medali i tytułów naszych reprezentantów.

Od oczekiwań i nadziei nie uciekniemy. Jedyny sposób, to zachowanie pełnej koncentracji, analiza zadań. Musimy wymyślić, co możemy zrobić, żeby pracować nad mentalnością. Jeżeli pojawią się błędy, staramy się dojść do wniosku, jak je naprawić i przekuć w atut. Patrzymy na to, co jest tu i teraz, nie wybiegamy daleko w przyszłość.

Pan czuje, że przejście do skoków to była dobra decyzja?

Na pewno to duże wyzwanie i ogromny zaszczyt. Cieszę się, że mogę pracować z takimi fachowcami, w pełni oddanymi dyscyplinie. Oczywiście współpracowałem z podobnymi osobistościami, w nieco mniej medialnych sportach, ale równie zaangażowanych. Wiedziałem, że praca ze skoczkami to będzie dla mnie coś nowego, ale niczego nie żałuję. Zawsze wiem przed podjęciem decyzji, że nie będę jej żałował. Nawet jeżeli mają być trudności. Kto nie lubi wyzwań, nie powinien pracować w sporcie, bo się do tego zwyczajnie nie nadaje.

Czy pan widzi szanse na poprawę wyników w przyszłym sezonie?

Są ku temu przesłanki, zdaje się, że do kadry wniesiono pewien powiew świeżości. To napawa optymizmem, ale poczekajmy, nie pompujmy balonika. Cierpliwość to klucz do sukcesu. Skupmy się na teraźniejszości, konkurencja nie śpi, wygrywać chcą wszyscy.

Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty

Zobacz także:
Co za skoki Polaków! Dwóch na podium
Ważna decyzja Małysza. Nowa twarz w PZN

Źródło artykułu: