Z nieba do piekła. Ból, szpital i przyspieszenie niełatwej decyzji

PAP/EPA / DANIEL MAURER / Thomas Morgenstern tuż po upadku w Titisee-Neustadt
PAP/EPA / DANIEL MAURER / Thomas Morgenstern tuż po upadku w Titisee-Neustadt

Jednego dnia wygrał konkurs Pucharu Świata, by następnego zwijać się z bólu na zeskoku i lecieć śmigłowcem do szpitala. Przypominamy dramatyczny upadek w Titisee-Neustadt Thomasa Morgensterna, który przyspieszył jego decyzję o końcu kariery.

Weekend zaczął się dla niego jak ze snu, a skończył jak najgorszy koszmar. Najpierw Thomas Morgenstern robił na skoczni co chciał i w świetnym stylu wygrał pierwszy z dwóch indywidualnych konkursów PŚ w skokach narciarskich, pokonując m.in. drugiego Kamila Stocha.

Dzień później znów wszyscy ostrzyli sobie apetyty na zacięty pojedynek Austriaka z Polakiem. Nic jednak z tego nie wyszło. Co prawda Morgenstern znów poleciał bardzo daleko, ale zaraz po wylądowaniu na 141. metrze odjechała mu lewa narta.

Nie był w stanie tego opanować i z impetem runął o zeskok. Narta uderzyła mu o twarz. Trener Pointner wściekły uderzył chorągiewką. Morgenstern próbował wstać, przeszedł kilka metrów i z powrotem upadł. Ból był zbyt mocny. Szybko zajęli się nim lekarze i śmigłowcem został przetransportowany do szpitala.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: rzucał przez całe boisko. Pięć razy. Coś niesamowitego!

Po badaniach nie stwierdzono urazów kręgosłupa i czaski. Skończyło się "tylko" na potłuczeniach, siniakach i złamanym palcu, który na miejscu zoperowano. Austriak szybko opuścił szpital i palił się do jak najszybszego powrotu na skocznię. Długo nie musiał czekać. Odpuścił tylko weekend w Engelbergu, a potem zaliczył wielki powrót na Turniej Czterech Skoczni.

Niektórzy nie mogli w to uwierzyć, ale niedawno posiniaczony Morgenstern odgrywał pierwszoplanową rolę w zawodach. Walczył o złotego orła ze swoim rodakiem Thomasem Diethartem. Ostatecznie przegrał tą walkę na rzecz młodszego kolegi z kadry, ale i tak był zwycięzcą. Szybko pozbierał się po poważnym upadku i znów należał do ścisłej światowej czołówki.

I wtedy natura znów zakpiła z Austriaka, mistrza olimpijskiego. Zaliczył kolejny upadek, tym razem jeszcze bardziej niebezpieczny, bowiem zaraz po wyjściu z progu i to na skoczni do lotów. W ciężkim stanie trafił do szpitala, ale i tym razem wyszedł z tego szybciej niż przypuszczali najwięksi optymiści. Jeszcze w tym samym sezonie Morgenstern wystartował na igrzyskach olimpijskich w Soczi i wywalczył z kolegami srebrny medal w drużynówce.

Upadki, ten ze skoczni do lotów w Kulm i wcześniejszy w Titisee-Neustadt, zostawiły jednak ślad w jego psychice. Coraz częściej wracał pamięcią do tamtych chwil, zwłaszcza w momencie gdy siadał na belkę startową. Jak sam tłumaczył, zaczął czuć strach przed lataniem. W takim momencie skakanie na nartach i rywalizacja z najlepszymi traciła sens - Morgenstern zdecydował się powiedzieć pas i, w wieku 27 lat, zakończył karierę.

W niedzielę z pewnością będzie się jednak przyglądał jak jego młodsi koledzy rywalizują na skoczni, która dla niego miała słodko-gorzki smak. Z jednej strony odniósł na niej zwycięstwo, a z drugiej upadek na niej zapoczątkował lawinę, której punktem kulminacyjnym było zakończenie kariery.

Początek drugiego indywidualnego konkursu PŚ w Titisee-Neustadt o 15:45. Wcześniej, na 14:30, zaplanowano kwalifikacje. Jednym z głównych faworytów zawodów jest Dawid Kubacki, a w walce o podium powinien liczyć się także Piotr Żyła.

Czytaj także:
Nokaut. Zobacz indywidualne wyniki konkursu
Wpadka niemieckiego realizatora przy skoku Kubackiego

Komentarze (0)