Wielu fanów było wściekłych, kiedy to rok temu ogłoszono, że na igrzyskach olimpijskich nie będzie już klasycznej rywalizacji drużynowej, lecz walka w duetach. Konkursy, w których czwórka skoczków z jednego kraju walczyła o medale, weszły już do tradycji tej dyscypliny.
Zwolennicy tej reformy wskazywali z kolei, że nowy format rywalizacji jest bardziej dynamiczny i przestępny dla kibica. Podnosili także argument, że mniejszym krajom łatwiej będzie zebrać dwójkę do walki o medal niż czwórkę. Tak naprawdę bowiem od 15 lat w walce o drużynowe laury największych imprez liczyło się tylko sześć krajów.
My, Polacy, patrzyliśmy na tę reformę z perspektywy potęgi, którą niewątpliwie byliśmy przez ostatnie lata. Słusznie traktowaliśmy negatywnie nowy format zawodów, bo zwiększa on liczbę konkurentów do medalu na mistrzostwach świata czy igrzyskach.
ZOBACZ WIDEO: Afera w polskiej kadrze. Trener z zawodniczką do dziś nie porozmawiali
Ostatnie dwa sezony odzierają jednak nas ze złudzeń. Polska nie jest już potęgą jak Austria, Niemcy, a nawet Norwegia czy Słowenia. Z nostalgią możemy wspominać te sezony, w których Biało-Czerwoni liczyli się w walce o zwycięstwo w klasyfikacji drużynowej Pucharu Narodów.
Czasy, w których nasi reprezentanci bili się o podium w konkursie drużynowym na każdej wielkiej imprezie odeszły już bowiem do lamusa. Na dziś nie mamy silnej grupy skoczków, z której możemy wybierać czwórkę do walki o medal igrzysk. Niestety, wyniki naszej młodzieży nie dają nadziei, że ta sytuacja się zmieni w najbliższych latach.
Dwójka skoczków na światowym poziomie? To już co innego. Doskonale udowodnił to piątkowy konkurs duetów w Titisee-Neustadt. Biało-Czerwoni zajęli ostatecznie szóste miejsce, ale do połowy zawodów mieli realne szanse na podium. Jeśli chodzi o zawody czwórki, to trudno byłoby marzyć o miejscu w czołowej trójce.
Należy jednak szczerze powiedzieć, że Paweł Wąsek i Aleksander Zniszczoł nie są jeszcze w swojej najlepszej formie. Tak naprawdę swoje maksimum pokazali w pierwszej części rywalizacji, kiedy to jeszcze można było marzyć o tym, że mogą włączyć się do walki o podium.
Widać jednak było to, czego brakowało na samym początku sezonu - stabilności. Wąsek dalej jest skoczkiem na poziomie pierwszej i drugiej dziesiątki w Pucharze Świata. Faktycznie, niewiele brakuje mu do ścisłej czołówki i być może już niedługo włączy się do walki o podium w Pucharze Świata, jak mówił Jan Szturc (więcej TUTAJ). Ale to jeszcze nie ten moment.
Z kolei Zniszczoł ma za sobą najlepszy początek sezonu, ale wciąż widać, że nie jest to ta forma z drugiej części ubiegłej zimy, kiedy to seryjnie zajmował miejsca w dziesiątce. Biało-Czerwoni muszą zrobić krok do przodu, by liczyć się w walce o podium duetów. Ale nie jest to poziom nieosiągalny dla Wąska i Zniszczoła.
To niezły prognostyk przed igrzyskami w Mediolanie za niewiele ponad rok. To właśnie dzięki duetom mamy największą szansę na podtrzymanie medalowej olimpijskiej serii, która trwa od 2010 roku. Niestety, medal w konkursie indywidualnym czy starym formacie drużynowym wydaje się być odległą perspektywą. Na dzisiejsze warunki niemal nierealną.
Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty