Odliczanie do mistrzostw świata trwa w najlepsze. Za miesiąc zawodnicy walczyć będą w Trondheim o medale. Patrząc na to, co "wyprawia" kilku polskich skoczków, medal w konkursie drużynowym na tych zawodach dla Biało-Czerwonych, należy rozpatrywać tylko w kategoriach cudu.
Po Pucharze Świata w Zakopanem pisałem, że polska drużyna przypomina rozsypane puzzle. Minęły dwa tygodnie i nic się w tej kwestii nie zmieniło. Jest nawet gorzej, niż było. Paweł Wąsek nie skacze już tak dobrze, a w Willingen częściej był w drugiej i trzeciej dziesiątce poszczególnych serii niż wśród najlepszych. Dawid Kubacki nieśmiało robi postępy, ale nadal nie jest to poziom najmocniejszych. I tak jest jednak znacznie lepszy od pozostałych kolegów z kadry.
Sobotni konkurs Pucharu Świata w Willingen, w którym zapunktowało czterech Biało-Czerwonych, był tylko dobrą miną do złej gry. Tego dnia wiatr robił na skoczni, co chciał. Warunki były niesprawiedliwe i konkurs nie odzwierciedlał formy skoczków. Dzień później, gdy wiatr był znacznie bardziej stabilny, zobaczyliśmy czarno na białym, że poza Wąskiem i Kubackim Polacy nie nadają się w tej chwili do rywalizacji w Pucharze Świata.
ZOBACZ WIDEO: Artur Siódmiak został legendą. Niebywałe, co stało się na drugi dzień
Idźmy po kolei. Piotr Żyła po przerwie na rywalizację w Zakopanem wrócił do Pucharu Świata na loty i zmagania w Oberstdorfie zakłamały rzeczywistość. Loty to trochę inna dyscyplina, na tak dużych skoczniach aktualna forma sportowa nie ma kluczowego znaczenia. Liczy się bardziej odwaga, umiejętność latania i wykorzystywania ruchów powietrza w fazie lotu. Żyła robi to znakomicie i stąd w Oberstdorfie zajmował przyzwoite miejsca.
Skoczkowie zmienili skocznię na mniejszą i Żyła wrócił do słabego poziomu sprzed dwóch, trzech tygodni. W Willingen oddał jeden dobry skok, gdy sprzyjały mu warunki. W tych trudniejszych latał bez wiary w siebie, pasywnie, a do tego tragicznie lądował. Takie skoki po prostu nie przystoją dwukrotnemu mistrzowi świata, który za miesiąc ma bronić tytułu. Z taką formą nie ma na to szans.
Jak Żyła kompletnie zagubiony na skoczni wygląda też Aleksander Zniszczoł. Rok temu w Willingen ten sam skoczek miał szanse wygrać konkurs. Teraz nawet nie zbliżył się do przyzwoitych odległości. Lądował krótko, oba konkursy kończył po pierwszej serii i jest cieniem lidera tej kadry z ubiegłego sezonu. Do grona skoczków w kryzysie należy dołączyć też Jakuba Wolnego.
Trzech z pięciu podopiecznych Thurnbichlera bardziej niż startów w Pucharze Świata potrzebuje teraz treningów. Tak naprawdę to jedyny ratunek. W głównym cyklu cała trójka nie ma już czego ratować. Nie liczą się w walce o czołowe miejsca i nie będą też się liczyć w niej w Lake Placid. Ich wyjazd na konkursy za ocean nie ma sensu.
Trener, w rozmowie ze sport.pl, decyzję o zabraniu Żyły, Wolnego czy Zniszczoła do USA tłumaczył względami logistycznymi. Kadry do USA trzeba było zgłosić szybciej. Polacy kłopoty z formą mają jednak nie od dzisiaj. Już od dawna można przecież było założyć, że cała trójka Pucharu Świata nie zwojuje i tak daleka podróż i kolejne starty mogą im tylko jeszcze bardziej zaszkodzić niż pomóc.
Co gorsza, mam też wątpliwości czy teraz - gdy mistrzostwa świata zbliżają się wielkimi krokami - starty w USA to element niezbędny dla Pawła Wąska. To nasza jedyna nadzieja na sukces w Norwegii, a jego starty w Willingen zasiały ziarno niepewności. Zaczął popełniać błędy, nie był już tak błyskotliwy, a długa podróż do USA i ewentualnie kolejne przeciętne starty za oceanem mogą spowodować, że i Wąsek straci szanse na dobry wynik w Trondheim.
Moim zdaniem przez wylot do USA większość kadrowiczów nie ma już możliwości odbudowania formy na najważniejsze zawody sezonu, a w przypadku Wąska nieco słabsza dyspozycja może się tylko pogłębić. Obym się mylił, ale na teraz powodów do optymizmu nie mamy już żadnych.
Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty