Co za emocje! Jaka walka! Jakie piękne i długie loty - nie powiedział nikt po weekendzie z Pucharem Świata w Vikersund. Śmiem twierdzić, że były to dwa najnudniejsze konkursy sezonu 2024/2025. Nie potrafię zrozumieć, jak można stworzyć taką antyreklamę dyscypliny, która właśnie na mamucie powinna być promowana.
Co jest jednym z największych marzeń ludzi od początku świata? Latanie! Skoczkowie narciarscy w pewien sposób na kilka sekund mogą te marzenia spełnić. Zrobić coś, czego nigdy nie zrobi 99 procent ludzkości. Gdy po kilku miesiącach rywalizacji w końcu przychodzi czas na Vikersund, a już niedługo Planicę, gdzie można fruwać bezpiecznie ponad 240 metrów, otrzymujemy coś, czego słowami w artykule nie można opisać.
ZOBACZ WIDEO: Artur Siódmiak został legendą. Niebywałe, co stało się na drugi dzień
To był po prostu dramat. Owszem, warunki w sobotę i niedzielę nie były dobre, ale gdy już pozwalały na latanie, jury sobie ustawia długość najazdu w taki sposób, żeby tylko przypadkiem nikt nawet nie myślał o doleceniu do 240. metra. Przecież tak po prostu nie można. To jest działanie na szkodę. Naprawdę, na to nie dało się patrzeć.
Jaka osoba, która po raz pierwszy w życiu oglądała skoki i usłyszała, że zawodnicy będą prezentowali się na największym obiekcie na świecie, włączy je jeszcze raz, chociażby za tydzień? Przecież większość kibiców walczyła o to, aby nie zasnąć. I wydaje mi się, że każdemu, komu się udało, powinien zostać wręczony medal przez samego Sandro Pertile.
Rozumiem, że zarządzanie konkursem w takich warunkach nie jest łatwe, szczególnie na mamucie. Jestem świadomy, że każdy ze skoczków z powodu zbyt silnego podmuchu może zrobić sobie ogromną krzywdę. Tylko dlaczego, jeśli 10 lub 15 z nich klepie bulę, albo spada na 170. metr, nikt wśród zarządzających zawodami nie wpada na pomysł podniesienia belki startowej.
Żyjemy w czasie największej skokowej afery w historii. Wiemy już, że Norwegowie oszukiwali na potęgę. I zamiast pokazać, że ta dyscyplina może być piękna, dostaliśmy brzydkie kaczątko. To brzydkie kaczątko może stać się pięknym łabędziem, ale nie z tymi ludźmi u steru, na czele z szefem Sandro Pertille.
Niewiarygodne, że po kilku latach wszyscy tęsknimy za Walterem Hoferem. Teraz wiemy, że Austriak był wizjonerem czy filantropem w porównaniu do Pertile. Estadio Do Maracana w Rio de Janeiro, Dubaj, Katar i inne zapowiedzi są ciekawe. Może za 20 lat będą tam skoki narciarskie. Nie jestem jednak pewny, czy w 2045 roku będą one istniały, jeżeli nie przestaniemy brnąć w to, w co brniemy teraz. A teraz kierujemy się prosto w czarną dziurę.
Zajmijmy się w końcu tym, co jest najważniejsze, czyli stworzeniem porządnych przepisów dotyczących sprzętu, które maksymalnie ograniczą możliwość oszustwa lub będą za nie porządnie karać. To raz. A dwa, przesuńmy trochę wajchę z bezpieczeństwa na widowiskowość i emocje. Pozwólmy w końcu fanom cieszyć się skokami narciarskimi. Wystarczy zobaczyć, jakie poruszenie i radość wywołał lot Domena Prevca ma 247. metr.
I właśnie tego chcą kibice oraz sami zawodnicy. Już od jakiegoś czasu śledzę konkursy dlatego, że muszę, a nie, bo chcę. I zapewne tak samo jest z wieloma osobami. Tak jak "Familiada" była przez wielu puszczana do niedzielnego rosołu, tak teraz często skoki narciarskie towarzyszą popołudniowej kawie.
A powinno być zupełnie inaczej. Ludzie powinni cały tydzień myśleć o skokach, żyć nimi, fascynować się, a w weekend ustawiać swój dzień pod konkursy. Dyscyplina z miesiąca na miesiąc traci kibiców, pod skoczniami pustki, oglądalność w telewizji spada, a Sandro Pertile się uśmiecha i jest zadowolony z siebie. Niepojęte, po prostu niepojęte.
W poważnych firmach nie ma miejsca dla osób niekompetentnych. Tak samo powinno być w tym przypadku. Czas zatrudnić kogoś, kto zna się na swojej pracy i będzie umiał wyciągnąć dyscyplinę z tego dna, w którym się znajduje.
Jeszcze dodatkowo postanowiono złączyć kalendarz Pucharu Świata kobiet i mężczyzn. Ten niesamowity pomysł ma pomóc paniom wypromować ich konkurencję. Widać pierwsze efekty. Nagrodami dla nich są torby ze słodyczami czy kosmetykami, pod skocznie praktycznie nikt nie przychodzi, a telewizje nie chcą tego pokazywać. Na dodatek, gdy pojawiają się problemy z wiatrem, trzeba wszystko przesuwać. A kiedy nie ma już miejsca na wciśnięcie trzech serii dla skoczków i trzech dla skoczkiń, jedynym rozwiązaniem jest odwołanie którejś z nich.
Przypomnę jeszcze, że to coś, co oglądaliśmy w Vikersund, a wcześniej w Oslo, było cyklem Raw Air. Cyklem, który zapowiadał się fantastycznie, miał własne grafiki, spore nagrody pieniężne, a dodatkowo kilkanaście serii w krótkim okresie. Idea była naprawdę dobra i tak samo dobrze została przyjęta. Szkoda, że już po kilku latach Raw Air zostało zaorane i obecnie nadaje się wyłącznie do śmietnika. Pięć serii - tyle w tym roku wyłoniło zwycięzcę.
Na szczęście jeszcze tylko Lahti, potem Planica i wreszcie koniec. A później znów wszyscy będziemy czekali na kolejny sezon i nabierali samych siebie, że będzie lepiej.
Mateusz Kmiecik, dziennikarz WP SportoweFakty
Rozumiem, że może odpowiadać za to co robi prezes partii, ale czy za oszustów odpowiada szef skoków?