Kibice, którzy licznie zgromadzili się pod wielką "Muehlenkopfschanze", jak i widzowie, śledzący zawody w Willingen przed telewizorami nie mogli narzekać na brak emocji, bo tych było co nie miara. Tegoroczną, czwartą już edycję FIS Team Tour tradycyjnie zainaugurował konkurs drużynowy. Tym razem w zespołowej rywalizacji wzięło udział jedenaście zespołów, w tym oczywiście reprezentacja Polski. Sobotnie zmagania na największym obiekcie świata (wykreślając "mamuty") pod wieloma względami były wyjątkowe i do samego końca trzymały miłośników narciarstwa w dużym napięciu.
Najmłodszy cykl, znajdujący się w pucharowym kalendarzu mizernym skokiem rozpoczął Aleksiej Pchelincew. Kazach, podobnie jak wszyscy jego rodacy wyraźnie odstawali poziomem od pozostałych nacji, w żadnym stopniu nie przypominając systematycznie robiącego postępy teamu, prowadzonego nie tak dawno przez Joachima Winterlicha, obecnego trenera Vladimira Zografskiego. W Willingen gołym okiem można było zauważyć, że wyniki, uzyskiwane przez Azjatów nie idą w parze z dynamicznym rozwojem narciarskiej infrastruktury, powstającej z myślą o organizacji w Kazachstanie zimowych igrzysk olimpijskich. Kompleks nowoczesnych obiektów w Ałma-Acie zbudowany został na kontynentalne igrzyska. Od tego momentu w omawianej republice przeprowadzono kilka zawodów wysokiej rangi na czele z letnią Grand Prix. Jak widać - inwestowanie w kazachskie skoki póki co nie daje oczekiwanych rezultatów.
Oprócz wspomnianych Kazachów przedwcześnie z rywalizacją na "Muehlenkopfschanze" pożegnali się również Rosjanie, osłabieni brakiem tragicznie zmarłego jesienią Pawła Karelina i Szwajcarzy, niezwykle rzadko startujący w tego rodzaju konkursach. "Helwetom" udało się jednak skompletować przyzwoitą "czwórkę" - z dobrej strony zaprezentował się Gregor Deschwanden, przyzwoicie spisał się Marco Grigoli, roli lidera ekipy sprostał Simon Ammann, ale wysiłek tej "trójki" zniweczył krótkim lotem na 99,5m Pascal Egloff. Szwajcarzy pokazali, że potencjał mają i do regularnego kwalifikowania się do finałowej ósemki brakuje im tylko czwartego do brydża. "Harry Potter" i spółka większych problemów z awansem nie mieliby z pewnością, gdyby kariery nie zakończył Andreas Kuettel - mistrz świata 2009 z czeskiego Liberca.
W dwóch seriach wystąpili zatem Austriacy, Norwegowie, Niemcy, Polacy, Słoweńcy, Czesi, Japończycy i Finowie. Ci ostatni sobotnie zmagania ukończyli na ósmej pozycji z wyraźną ze stratą prawie siedemdziesięciu "oczek" do bezpośrednio wyprzedzającej ich drużyny. Przedstawiciele Suomi w dalszym ciągu kontynuują zdobywanie miejsc w samym ogonie stawki, nie potrafiąc się wygrzebać z głębokiego kryzysu, który dotknął ich po odwieszeniu "desek" na przysłowiowy kołek przez niesfornego Harri Olli i wybitnego Janne Ahonena. Beznadziejnej sytuacji kadrze Kraju Tysiąca Jezior nie pomaga też kontuzja Ville Larinto, młodej nadziei Finlandii. Były szkoleniowiec Francuzów, Pekka Niemelae stoi przed trudnym, być może niewykonalnym zadaniem, jakim jest stworzenie drużyny, mogącej nawiązać do sukcesów swoich poprzedników. Kolejny słaby start Finów osłodził dalekimi lotami Matti Hautamaeki. 30-letni mieszkaniec Kuopio poważnie myśli jednak o przejściu na sportową emeryturę i jego występ na igrzyskach w Soczi stoi pod ogromnym znakiem zapytania.
Polacy ostatecznie sklasyfikowani zostali na siódmym miejscu, nieznacznie przegrywając batalię z Czechami. Podczas zawodów nieco zawiódł Maciej Kot, ale swoje, a może i więcej zrobili Piotr Żyła i Krzysztof Miętus. Drugiego z nich, co najwyżej przeciętnie radzącego sobie w Willingen pochwalić należy za wykorzystanie niezwykle korzystnych warunków atmosferycznych, jakie kawaler z Zakopanego trafił w pierwszej serii, lądując wówczas na 138,5m. Żadnych pretensji nie można mieć także do dziewiątego indywidualnie - Kamila Stocha. Mieszkańcowi z Zębu udało się oddać dwie dobre i bardzo zbliżone próby (133m/134,5m). Mimo wszystko nie da się ukryć, że w składzie biało-czerwonych widoczny jest brak Adama Małysza, ale podobny problem przeżywają walczący bez Ahonena Finowie.
Licznie dopingujący fani, którzy mimo mocnego mrozu postanowili zjawić się pod słynną "Muehlenkopfschanze" wspierali przede wszystkim Niemców, a ci stoczyli zacięty bój o trzeci stopień podium z zawsze groźnymi Japończykami i bardzo wyrównanym zespołem Słowenii. Nasi zachodni sąsiedzi po ośmiu kolejkach tą pasjonującą rywalizację wygrali, głównie dzięki wybornej dyspozycji Severina Freunda. Gospodarze odnieśli sukces pomimo fatalnie skaczącego Maximiliana Mechlera (po 118m), a ich końcowa przewaga nad samurajami wyniosła niecałe dwa punkty (!). Warto zaznaczyć, że gdyby w sobotę odbyły się zawody indywidualne, to miejsca w najlepszej "5" zajęłoby aż dwóch Japończyków - Daiki Ito i Taku Takeuchi. Z gry o "pudło" w ostatniej chwili wypadli Słoweńcy po finałowej próbie Jure Sinkoveca.
W walce o zwycięstwo zgodnie z przewidywani liczyły się jedynie dwa zespoły. Mowa o dominujących w tym sezonie Norwegach i Austriakach. I choć zdecydowanymi faworytami bukmacherów byli ci drudzy, to rozsądek kazał wskazywać na "Wikingów". Forma wszystkich zawodników stawiającego na fizyczne przygotowanie Alexandra Stoeckla rosła z tygodnia na tydzień, aż w końcu uzyskała poziom, który okazał się nieosiągalny nawet dla narciarskich "terminatorów". "Czwórka", będącą w Willingen poza zasięgiem rywali to rewelacyjny Anders Fannemel, solidny Rune Velta, największe objawienie sezonu - Vegard Haukoe Sklett i trzeci w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata - Anders Bardal. Skandynawowie pewnie zdołali zatrzymać team Alexandra Pointnera, który w przeciwieństwie do Państwa Fiordów miał swoje najsłabsze ogniwo, a był nim specjalista od lotów - Martin Koch. Trudno powiedzieć, czy lepiej od skoczka z Villach wypadłby były dwuboista Dawid Zauner, czy niezwykle doświadczony Wolfgang Loitzl, ale dotychczasowa hegemonia czerwono-biało-czerwonych dobiegła końca. Należy dodać, że Norwegowie rozdają karty również w drugiej lidze - w czołowej "12" Pucharu Kontynentalnego znajduje się aż sześciu przedstawicieli tej nacji, a dodatkowo do niezłej formy zdaje się powracać Bjoern Einar Romoeren.
Przypomnijmy, że FIS Team Tour w porównaniu do Turnieju Czterech Skoczni, czy rozgrywanego na początku marca Turnieju Nordyckiego ma zdecydowanie krótszą tradycję. Cykl składa się z pięciu konkursów, odbywających się w trzech niemieckich miejscowościach: Willingen, Klingenthal i Oberstdorfu. Cała impreza powstała z myślą zespołowej integracji, a drużyna, która wygra turniej otrzyma do podziału nagrodę w wysokości stu tysięcy euro.
Miejsce | Kraj | Nota |
---|---|---|
1 | Norwegia | 999,2 |
2 | Austria | 976,3 |
3 | Niemcy | 963,7 |
4 | Japonia | 961,8 |
5 | Słowenia | 938,0 |
6 | Czechy | 902,0 |
7 | Polska | 900,2 |
8 | Finlandia | 832,1 |
9 | Szwajcaria | 378,1 |
10 | Rosja | 369,2 |
11 | Kazachstan | 268,3 |