Mistrzostwa Świata w narciarstwie klasycznym w Falun powoli dobiegają końca. Za nami konkursy indywidualne na normalnym i dużym obiekcie oraz konkurs mieszany, który na MŚ zadebiutował całkiem niedawno, bo dopiero dwa lata temu. Jedni już teraz mogą zaliczyć tę najważniejszą imprezę sezonu do (bardzo) udanych, inni - mniej lub bardziej rozczarowani dotychczasowymi występami - oczekują na ostatni konkurs czempionatu, w którym zdobycie medalu może odsunąć smutną wizję powrotu do kraju na przysłowiowej tarczy. Mowa o "drużynówce". Kto nie zbankrutował i nie zniechęcił się po typowaniu zwycięzcy konkursu na skoczni normalnej, może podjąć kolejne wyzwanie. Dla kogo sobota będzie szczęśliwa?
[ad=rectangle]
Czasy, kiedy w konkursach drużynowych "do podziału" zostawały srebro i brąz, bo złoto "zagwarantowane" mieli Austriacy, minęły. W tym roku, o gwarancji na jakikolwiek medal dla podopiecznych Heinza Kuttina, naprawdę trudno mówić. Zmienił się skład, zmienił trener, a forma? Też nie ta sprzed lat. Światło w tunelu rzucił wprawdzie srebrny medal Gregora Schlierenzauera, ale obrona złota z Val di Fiemme będzie dla dawnych dominatorów raczej karkołomnym zadaniem. Czy razem ze świeżo upieczonym wicemistrzem świata, sprostają mu Michael Hayboeck, Stefan Kraft i Manuel Poppinger? Presja jest o tyle większa, że w konkursie mieszanym Austriacy zajęli rozczarowujące, czwarte miejsce.
Zdecydowanie bardziej pewni swego są Niemcy. Całkiem słusznie zresztą. Niekwestionowany lider drużyny, Severin Freund, jest więcej niż gotów poprowadzić kolegów do zwycięstwa. Ma i formę, i umiejętność zachowania "chłodnej głowy" w najważniejszych momentach, co udowodnił chociażby podczas igrzysk w Soczi, kiedy nie "spalił się", oddając ostatni skok konkursu. Obydwa te czynniki są na wagę złota. A jeśli o złocie mowa - Niemcy wywalczyli je już w konkursie mieszanym. Zdominują też "drużynówkę"? Wiele na to wskazuje, ale w sobotę Severinowi Freundowi, Markusowi Eisenbichlerowi, Richardowi Freitagowi i Michaelowi Neumayerowi po piętach deptać będą... no właśnie, kto może być ich najgroźniejszym rywalem?
Bezsprzecznie Norwegowie. O ile wielką niespodzianką był triumf Rune Velty w konkursie indywidualnym na skoczni K-90, o tyle podopieczni Alexandra Stoeckla wymieniani są w ścisłym gronie pretendentów do złotego medalu. Oprócz mistrza świata, Velty, szkoleniowiec do drużyny powołał Andersa Jacobsena, Andersa Fannemela i Andersa Bardala. Ten ostatni, choć na mistrzostwa świata pojechał po długiej przerwie wymuszonej przykrymi konsekwencjami upadku, w konkursie indywidualnym zdołał postraszyć rywali.
Norwegów obawiać muszą się też Japończycy i Słoweńcy. Na czele reprezentantów Kraju Kwitnącej Wiśni stoi niezniszczalny Noriaki Kasai, który z niegasnącym entuzjazmem bije na głowę niejednego młodziana. W walce o medal japońskiemu seniorowi towarzyszyć będą Daiki Ito, Taku Takeuchi i Junshiro Kobayashi. Tanio skóry nie sprzedadzą też Słoweńcy, którzy choć w Falun nieco "obniżyli loty", nadal są bardzo groźni. O sile zespołu stanowić ma Peter Prevc, wspierany przez Jurija Tepesa, Jerneja Damjana i Nejca Dezmana.
Jakkolwiek wyrównana i pasjonująca byłaby walka pomiędzy głównymi faworytami, w nas największe emocje i tak wzbudza występ Polaków. Jak na razie, mistrzostw świata w Falun nasi reprezentanci nie mogą zaliczyć do udanych. Więcej oczekiwano przede wszystkim od Kamila Stocha, który w czwartek miał bronić złotego medalu z Val di Fiemme. Nie udało się, ale broni Polacy nie mogą jeszcze składać. Przeciwnie - drużyna musi rzucić na szalę wszystkie siły, by powtórzyć świetny występ sprzed dwóch lat, który (dzięki pomocy czujnego Thomasa Morgensterna) mógł zostać zwieńczony brązowym medalem. Do jego obrony, oprócz Stocha, Łukasz Kruczek powołał Jana Ziobrę, Klemensa Murańkę i Piotra Żyłę. Będziemy świadkami kolejnego sukcesu polskich skoczków?
Program zawodów:
Sobota, 28.02.
16:00 - seria próbna
17:00 - konkurs drużynowy
Dobrze, że jednak dopisała i skoczkowie w końcu dopisali.
2. Niemcy
3. Japonia
4. Austria
6. Słowenia
7. Polska
8. Czechy