Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Puchar Świata w skokach narciarskich zwykle zaczynał się w Kuusamo lub w Klingenthal. W tym roku po raz pierwszy zaczynamy w Wiśle. Pana zdaniem to dobre miejsce na inaugurację sezonu?
Sven Hannawald, były skoczek narciarski, ekspert stacji Eurosport: Według mnie tak. Wisła pod wieloma względami jest wyjątkowa. Po pierwsze jest tam wspaniały obiekt, po drugie świetna atmosfera, jak zawsze na zawodach w Polsce. Na pewno będzie ciekawie i emocjonująco. Nie mogę się doczekać tych konkursów. Trudno przewidzieć, którzy skoczkowie pokażą najlepszą formę, natomiast w świetnej dyspozycji na pewno będą kibice. Ja zawsze przywożę od was dobre wspomnienia. W nieprawdopodobny sposób potraficie się cieszyć, przeżywać sportowe emocje.
Jeszcze nigdy nie zaczynaliśmy Pucharu Świata tak wcześnie. W połowie listopada zwykle trudno o śnieg, często mocno wieje. Mając to na uwadze, czy pana zdaniem powinno się dążyć do przyspieszania początku sezonu?
Wydaje mi się, że to właściwy kierunek. Pogody nigdy nie da się zaplanować, mam jednak nadzieję, że uda się przeprowadzić oba konkursy w sposób bezpieczny dla skoczków. Z tego co wiem, póki co warunki w Wiśle są dobre.
Zaczynamy w Wiśle, a kilka lat temu był pomysł, by inauguracja odbywała się na Stadionie Narodowym w Warszawie. Słyszałem, że Walter Hofer nadal nie zarzucił pomysłu przeprowadzenia tam zawodów. Co pan o tym sądzi?
Chodzi o skocznię, którą trzeba byłoby zbudować na stadionie, tak? Pomysł nie jest zły, nie mam nic przeciwko takim przedsięwzięciom. Tyle tylko, że w takich warunkach nie da się stworzyć optymalnego środowiska dla skoków narciarskich. Osobiście uważam, że to trochę szalona idea. Można spróbować coś takiego przeprowadzić, ale trzeba to dobrze przemyśleć i przygotować. Jeśli mówimy natomiast o sposobach na promocję skoków, pomysł jest bardzo dobry. Ludzie na pewno chcieliby obejrzeć taki konkurs, byliby ciekawi, jak wygląda konkurs skoków na stadionie. Powtarzam jednak, że trzeba by to wszystko przygotować z głową.
ZOBACZ WIDEO: Polska sędzia: Byłam zszokowana, że ktoś może mnie tak bardzo wyzywać
Jak ocenia pan wprowadzoną przez FIS przełomową zmianę - czołowa dziesiątka Pucharu Świata nie będzie już miała zapewnionego miejsca w konkursie, wszyscy będą musieli skakać w kwalifikacjach.
Na pewno to dodatkowy stres dla tych zawodników, wcześniej po treningach mogli sobie odpuścić kwalifikacje. Teraz będą musieli walczyć. To może mieć znaczenie. Wyobraźmy sobie taką sytuację, że trafią na gorsze warunki, niż skoczkowie startujący przed nimi. Albo zacznie mocniej wiać i konkurs trzeba będzie wstrzymać. Dodatkowe minuty spędzone na skoczni mogą mieć realne przełożenie na wyniki osiągane przez czołową dziesiątkę.
Szkoda, że FIS podjął taką decyzję nie pytając zawodników o zdanie. Początek sezonu pokaże nam, czy to był krok w dobrym kierunku. Na pewno dzięki temu rywalizacja stanie się atrakcyjniejsza, ciekawsza dla kibiców, ale według mnie trzeba to było lepiej przemyśleć. Można było trochę odłożyć w czasie, poczekać do następnego sezonu.
Jest narzekanie na tę decyzję, ale nie po raz pierwszy ma miejsce taka sytuacja. Nie po raz pierwszy ważnej decyzji FIS nie poprzedza merytoryczna dyskusja. Szkoda, że tak się stało, ale jest jak jest i trzeba się dostosować.
Jak odnalazł się pan w roli telewizyjnego komentatora?
Mój terminarz działań z Eurosportem jest bardzo napięty, ale ja to lubię. Odnajduję się w tym bardzo dobrze i nie stresuję się przed kamerami. Przyzwyczaiłem się do trudnych warunków pracy i do tego, że trzeba trochę zmarznąć pod skocznią.
Choć minęło już kilkanaście lat, pewnie wciąż często musi pan odpowiadać na pytania o rywalizację z Adamem Małyszem. Nie mogę jednak o to nie zapytać, bo to kawał historii skoków. Jak z perspektywy czasu patrzy pan na walkę z bohaterem Polaków?
Nie mam i nigdy nie miałem z Adamem żadnego problemu. Owszem, były sytuacje, gdy pojawiało się pewne napięcie, nakręcane przez media i przez kibiców. Darzę Małysza ogromnym szacunkiem, był wspaniałym przeciwnikiem, teraz też radzi sobie bardzo dobrze jako członek sztabu polskiej ekipy i telewizyjny ekspert.
Teraz kiedy przyjeżdża pan do Polski, jest pan przyjmowany z dużą sympatią, każdy kibic chce sobie zrobić z panem zdjęcie. Kiedyś, kiedy był pan głównym przeciwnikiem Małysza, wyglądało to jednak inaczej - wystarczy wspomnieć choćby Harrachov, gdzie polscy fani rzucali w pana śnieżkami.
Staram się nie wspominać tych złych rzeczy. Tak działała na ludzi nasza rywalizacja. To pokazuje, jak kibice potrafią przeżywać sportowe emocje i jak poważnie traktują sport. Oczywiście, wtedy nie było mi łatwo przejść do porządku dziennego nad tym, jak nastawieni byli do mnie polscy kibice skoków. Teraz wszystko się jednak poukładało, normalnie z Adamem rozmawiamy, nie wracamy do tego co było. Małysz nie jest już moim konkurentem, a bardzo dobrym znajomym.
Z tego co wiem, teraz relacje polskich i niemieckich skoczków są więcej niż dobre. Obie ekipy bardzo się lubią.
Tak jest. Choćby dlatego, że trenerem waszej ekipy jest Stefan Horngacher, który przez wiele lat pracował właśnie z Niemcami. My w środowisku skoków narciarskich generalnie świetnie się znamy i wiemy o sobie naprawdę dużo. Często spotykamy się przed zawodami i wspominamy różne fajne sytuacje z przeszłości.
Transmisje ze wszystkich konkursów skoków narciarskich w sezonie 2017/2018 wraz z kwalifikacjami, w tym także w trakcie igrzysk olimpijskich w Pjongczang, tylko w Eurosporcie.
[nextpage]
W Polsce skoki narciarskie to zdecydowanie najpopularniejsza zimowa dyscyplina i jedna z najpopularniejszych w ogóle. A jak to wygląda w Niemczech?
Zimą skoki są u nas bardzo popularne. W hierarchii niemieckich sportów są wysoko, podobnie jak biathlon czy narciarstwo alpejskie. Podkreślana jest zwłaszcza rywalizacja niemiecko-austriacka. Nie ma może takiego szału, jak na Formułę 1 za czasów Michaela Schumachera, ale zainteresowanie jest duże.
Chyba jednak nie aż tak duże, jak w sezonie 2001/2002, gdy wygrał pan wszystkie konkursy Turnieju Czterech Skoczni. Zawody w Bischofshofen oglądało wtedy w niemieckiej telewizji więcej osób, niż finał Ligi Mistrzów 2001, w którym Bayern grał z Valencią.
Słyszałem o tym. Konkurs oglądało wtedy w Niemczech 15 milionów ludzi. To było coś wyjątkowego. Nie wiem, czy teraz jesteśmy w stanie zbliżyć się do takiego wyniku. Naszym celem jest ponowne przyciągnięcie ludzi przed telewizory. Mamy sezon olimpijski, bardzo ciekawy kalendarz Pucharu Świata. Pokazywanie skoków w jak najlepszy sposób i zainteresowanie nimi ludzi to teraz również moje zadanie.
Czy czasy, kiedy pan był na szczycie, można określić mianem "złotej ery" niemieckich skoków narciarskich?
Uważam, że tak. Przyznam, że tęsknię za tymi czasami. Żyłem wtedy tym sportem. Żyję nim zresztą do dziś, choć przez te kilkanaście lat skoki bardzo się zmieniły. Dziś wyglądają zupełnie inaczej.
Co do wspomnianego wcześniej Bayernu Monachium, to w ubiegłym roku na mamucie w Oberstdorfie z polskimi zawodnikami spotkał się Robert Lewandowski. Maciej Kot mówił nam potem, że w oczach niemieckich kolegów widział wtedy lekką zazdrość. Może w tym roku trzeba ściągnąć na któryś z niemieckich konkursów jedną z waszych gwiazd piłki - Thomasa Muellera albo Manuela Neuera?
Mogło tak być, że nasi zawodnicy byli odrobinę zazdrośni. Może było im trochę smutno, że żaden niemiecki piłkarz nie przyjechał im kibicować? To było oczywiście bardzo ciekawe wydarzenie, że Lewandowski, piłkarz klasy światowej, pojawił się na zawodach w skokach narciarskich i odwiedził swoich rodaków. Myślę, że nie tylko Niemcy, ale i inni skoczkowie spoglądali na to z zaciekawieniem. Interesująca sytuacja, bez wątpienia.
Czego spodziewa się pan w tym sezonie po niemieckiej reprezentacji?
Tamten sezon tak naprawdę był zaskoczeniem, nikt nie zakładał tak dobrych wyników. Myślę, że teraz jako drużyna jesteśmy w stanie spisywać się jeszcze lepiej, choć rywali mamy niezwykle wymagających. Na przykład Austriaków. Nie mówię już o Polakach, którzy latem pokazali swoją siłę. Moją szczególną uwagę zwrócił Dawid Kubacki. Jednak na razie nie sposób wskazać faworytów. Potrzebujemy czasu, żeby ocenić siłę każdej z ekip. Pewne jest to, że przed Niemcami bardzo dużo pracy.
Przed nami sezon olimpijski. Na czym polega jego specyfika? Czy jest on trudniejszy od pozostałych?
Kiedy ja skakałem, nie miało dla mnie tak dużego znaczenia, czy przed nami igrzyska, czy "tylko" walka o zwycięstwo w Pucharze Świata. Teraz patrzę na to trochę inaczej, może to kwestia doświadczenia, może tego, że nie jestem już aktywnym zawodnikiem. W takim sezonie trzeba umiejętnie rozłożyć siły, żeby w lutym do rywalizacji o medale igrzysk nie przystępować przemęczonym. Czy jest na to jakiś uniwersalny przepis? Nie. My próbowaliśmy różnych sposobów. Trzeba wziąć pod uwagę mnóstwo czynników, które nieustannie się zmieniają. Ludzie odbierają skoki w prosty sposób - zawodnik przystępuje do konkursu i ma oddać dwie, trzy dobre próby. Kibice mają pełne prawo tak na to patrzeć, bo dla nich skoki mają być ciekawym show. Natomiast dla nas jest to o wiele bardziej skomplikowana układanka. Ważne jest w niej przygotowanie indywidualne skoczków, współpraca między nimi w drużynie, plan trenera, praca ludzi z zewnątrz, logistyka. To naprawdę rozległa sieć zależności.
Czy Kamil Stoch jako aktualny podwójny mistrz olimpijski będzie miał w Pjongczang trudniej, czy łatwiej niż inni skoczkowie? Z jednej strony mówi się, że obrona tytułu jest trudniejsza, niż zdobycie go, z drugiej on ma ten komfort psychiczny, że swoje już zdobył.
Na pewno Kamil powinien zachować spokój. Może chcieć wyrzucić z głowy to, co było, spojrzeć na kolejne igrzyska jak na nowe wielkie wyzwanie. Chciałbym zwrócić uwagę, że cztery lata to w sporcie naprawdę bardzo dużo. W tym czasie przyszli nowi zawodnicy, pojawiły się nowe talenty, Kamil miał lepsze i gorsze momenty. Zobaczymy, jak jest przygotowany. Latem skakał równo, ale nie był czołowym zawodnikiem klasyfikacji generalnej Grand Prix. Pierwsze zawody Pucharu Świata pokażą nam, w jakiej jest dyspozycji. Historia dowodzi jednak, że mistrzami olimpijskimi nie zawsze zostawali ci, którzy byli najlepsi w PŚ.
Transmisje ze wszystkich konkursów skoków narciarskich w sezonie 2017/2018 wraz z kwalifikacjami, w tym także w trakcie igrzysk olimpijskich w Pjongczang, tylko w Eurosporcie.