Kolejna próba powrotu Klemensa Murańki. Rok temu w Wiśle przeżył katastrofę

PAP/EPA / Andrzej Grygiel / Na zdjęciu: Klemens Murańka
PAP/EPA / Andrzej Grygiel / Na zdjęciu: Klemens Murańka

Ma za sobą najgorszy sezon w karierze, po którym myślał o porzuceniu skoków w wieku 24 lat. Klemens Murańka, mimo powracających problemów ze wzrokiem, podjął jednak kolejną próbę powrotu do formy.

- Budowana kilka miesięcy forma poszła się pieprzyć, bo psychicznie byłem na kolanach - mówił po zakończeniu ostatniego sezonu, który był dla niego najgorszym w karierze. Klemens Murańka nie zdobył w nim ani jednego punktu w Pucharze Świata. Teraz ma być inaczej.

W piątek uznawany kiedyś za cudowne dziecko polskich skoków 24-latek wystartował w kwalifikacjach PŚ w Wiśle - wypadł bardzo słabo, zajmując odległe 59. miejsce. Już przed rokiem zawody na skoczni im. Adama Małysza miały być dla niego przełomowe. Skończyły się katastrofą.

W lecie ubiegłego roku triumfował w klasyfikacji generalnej Letniego Pucharu Kontynentalnego, niezłe występy miał również w Grand Prix. W nagrodę Stefan Horngacher zabrał go na dwa zgrupowania kadry A. - Podchodzę do tego sezonu z dużym optymizmem - mówił jeszcze kilka tygodni wcześniej.

Kwalifikacje okazały się jednak dla niego traumą - Murańka zakończył je na 52. miejscu i nie wszedł do konkursu głównego. Potem nie starał się nawet ukrywać rozpaczy, o czym przekonywali będący na miejscu dziennikarze. To była dla niego klęska, z której nie był w stanie się już podnieść do końca sezonu.

ZOBACZ WIDEO Kamil Grosicki: Wisi nad nami jakaś klątwa

Zakończył go bez punktu. Zresztą, był to dla niego trzeci rozczarowujący sezon z rzędu - poprzednie kończył z dorobkiem raptem 36 i 4 punktów.

- To była seria sytuacji, w których nie udźwignąłem presji, jaką sam na siebie nałożyłem. Po całym lecie roboty wróciłem do zera. Drugi raz się nie podniosłem i tak już zostało do marca. Budowana kilka miesięcy forma poszła się pieprzyć, bo psychicznie byłem na kolanach - mówił w marcu na łamach "Przeglądu Sportowego".

Wielu wątpiło, czy jeszcze się z tych kolan podniesie. Sam przyznawał, że chciał rzucić skoki, bo nie widział nawet światełka w tunelu. Postanowił jednak spróbować wrócić, jednak wtedy dały o sobie znać inne problemy, tym razem ze zdrowiem. 24-latkowi groziła kolejna operacja oczu.

Nie jest żadną tajemnicą, że Murańka cierpi na stożek rogówki. To choroba polegająca na zmianach w strukturze. Rogówka przybiera stożkowaty kształt, co prowadzi do znacznych zaburzeń wzroku. Występuje niewyraźne, mnogie widzenie, a także nadwrażliwość na światło.

Skoczek musiał już przechodzić kilka operacji i nosi specjalne soczewki. W lipcu przerwał jednak przygotowania do sezonu, bo możliwy był kolejny zabieg. Po przeprowadzonych badaniach uznano jednak, że interwencja lekarzy nie będzie potrzebna. Okazało się, że operacja poprawiłaby widoczność tylko w 50 procentach. Tymczasem z soczewkami skoczek widzi w pełni.

Murańka musiał jednak przerwać treningi na kilka tygodni, przez co stracił sporą część okresu przygotowawczego. Mimo to zajął wysokie, szóste miejsce w Letnich Mistrzostwach Polski, pokonując m.in. Macieja Kota, co było dużym zastrzykiem optymizmu przed sezonem zimowym.

Pojawiają się jednak opinie, że przymusowa przerwa z przygotowań odbije się na jego dyspozycji. Takiego zdania jest chociażby Rafał Kot, były fizjoterapeuta polskiej kadry, obecnie ekspert TVP.

- Zawodnicy mają cały cykl przygotowań do sezonu zimowego, a Klimek wypadł aż z 1/3 przygotowań. To po prostu się odbije na jego formie. Zaliczył fajny występ na mistrzostwach Polski w Zakopanem, ale to jest tak zwane wyświeżenie. W pewnym momencie braknie tej bazy - przekonuje ojciec Macieja Kota w rozmowie ze sport.pl.

Sytuacja jest jednak taka, że najbliższy sezon może być decydujący i jeśli Murańce nie uda się wrócić do kadry A i punktowania w Pucharze Świata, jego kariera może się zakończyć.

W październiku taką decyzję podjął przecież jego rówieśnik, Krzysztof Biegun, a na początku roku karierę zawiesił inny do niedawna czołowy polski zawodnik, 27-letni Jan Ziobro. Analogii do przypadków obu z nich jest aż nadto, jednak polskich skoków nie stać na utratę kolejnego talentu.

Źródło artykułu: