Złotego medalu Wojciecha Fortuny w Sapporo mogło nie być. "Towarzysz powiedział mi, że nie jadę na igrzyska"

Szymon Łożyński
Szymon Łożyński
Kilka dni później zostaje pan mistrzem olimpijskim na Okurayamie o 0,1 punktu przed Steinerem. I znowu może pan pójść odebrać nagrodę. Czy tym razem w kopercie była cała suma?

Oczywiście, że nie. Bogatszy o doświadczenie z poprzedniej sytuacji kopertę otworzyłem jeszcze w biurze. Zamiast 300 było w niej 150 dolarów. Więc powiedziałem tak: "Tym razem był pan bardziej uczciwy, bo przynajmniej po równo podzielił się pan ze mną moją nagrodą". Cóż, wiedziałem, że działki w Zakopanem za taką kwotę nie kupię, więc zrobiłem bankiet.

Próbował pan może interweniować u dziennikarzy?

Tak. Poszedłem do jednego dziennikarza i zapytałem, czy mógłby całą sytuację opisać. Odpowiedział mi, że gdyby napisał artykuł, to dzień później zostałby wyrzucony z pracy. Całą sprawę w mediach zacząłem nagłaśniać dopiero w latach 90.

Wróćmy do samego konkursu na Okurayamie. W pierwszej serii osiąga pan 111 metrów i prowadzi na półmetku zawodów. Czy był już pan wtedy spokojny o złoty medal?

Nie, oczywiście, że nie. Kandydatów do złotego medalu nadal było około dziesięciu. Mimo wszystko zdawałem sobie sprawę, że mam realną szansę na złoto. Do rywalizacji wmieszały się jednak warunki. Wiatr kręcił i w finałowej serii wyskakiwaliśmy z najniższej dziupli, bo wtedy nie było jeszcze belek startowych. Steiner i Schmidt w lepszych warunkach potrafili uzyskać po około 100 metrów. Mi zmierzono w finale 87,5 metra i to wystarczyło, żeby o 0,1 punktu okazać się lepszym od Szwajcara i o 0,6 punktu od Niemca.

Wtedy nie było takiej techniki jak teraz, więc zmienne warunki były dla was niebezpieczne?

Baliśmy się zwłaszcza wiatru w plecy. Przygniatał nas do zeskoku. W konkursach były długie przerwy, właśnie ze względu na mocny wiatr. Przez tyle lat zmieniły się przede wszystkim prędkości. Ja uzyskiwałem ponad 100 km/h na rozbiegu. Teraz skoczkowie jeżdżą co najmniej o 10 km/h wolniej i mają kaski. Wtedy skakaliśmy w zwykłych czapkach. To było niebezpieczne.

Teraz skoczkowie otrzymują też sporo pieniędzy za sukcesy. Pan, o czym wcześniej rozmawialiśmy, za 6. i 1. miejsce w Sapporo otrzymał łącznie 200 dolarów.

Tak naprawdę skakałem za odznaczenia. Gdybym je sobie wszystkie przypiął, to wyglądałbym jak Leonid Breżniew. Wszystkie odznaczenia spakowałem już do kartonu, ponieważ naoglądałem się tego PRL-u wystarczająco.

Często pojawiają się opinie, że udało się panu wywalczyć złoto. Pan tego określenia jednak bardzo nie lubi.

Tak. Zostałem przecież mistrzem olimpijskim, a do dnia dzisiejszego muszę udowadniać, iż to nie jest tak, że mi się udało, bo miałem dobre warunki. Teraz z takich opinii chce mi się śmiać, ale kiedyś bardzo się tym denerwowałem.

Jak został pan przyjęty w Polsce po powrocie z Sapporo?

Jak cesarz Japonii. Na Okęciu w Warszawie witały nas tysiące ludzi. Ciężko było przebić się przez ten tłum. Wszyscy wiwatowali i cieszyli się z sukcesu. Potem w samym Zakopanem przywitało mnie około 20 tys. osób. Razem ze Stanisławem Marusarzem weszliśmy wtedy na dach Urzędu Miasta w Zakopanem, żeby pozdrowić kibiców. Zachowały się z tego wydarzenia zdjęcia. Podobno podczas ostatniego PŚ w Zakopanem jeden z dziennikarzy, gdy zobaczył tą fotografię, twierdził, iż jest to fotomontaż. To nieprawda. Zaświadczam, że to zdjęcie jest prawdziwe.

Jak pan wspomina, po prawie 47 latach, ten wielki sukces w Sapporo?

Japonia i Sapporo są dla mnie całym życiem. Przeżyłem tam piękne chwile. Ludzie nie zapomnieli. Raz czy dwa razy w miesiącu wyruszam w Polskę i na spotkaniach opowiadam o skokach, o swoim sukcesie w Japonii. Byłem nawet ostatnio w Stanach Zjednoczonych, gdzie również opowiadałem o swojej karierze.

Czym pan się teraz zajmuje na co dzień?

Pracuję w ośrodku sportów zimowych. Mam swoją ekspozycję od Marusarza do Kowalczyk. Ciągle przywożę do tej ekspozycji nowe narty, kombinezony, czy kaski skoczków. Tak jak już mówiłem jeżdżę również na spotkania i opowiadam, jak to było w Sapporo i jak osiągnąłem swój sukces.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×