Mały wielki powrót. Adam Ruda znów skacze na nartach

Wicemistrz Polski z 2014 roku daje sobie jeszcze jedną szansę. Schudł, wznowił treningi i... wygrał zawody z cyklu LOTOS Cup. Nie planuje i nie wylicza. Chce skakać.

Barbara Toczek
Barbara Toczek
Adam Ruda Newspix / Lukasz Laskowski / PressFocus / Na zdjęciu: Adam Ruda
Jeszcze pół roku temu za powrót do skoków Adama Rudy pewnie nikt nie zapłaciłby złamanego grosza. Gdy po sezonie 2015/16 skoczek stracił  miejsce w kadrze, jego kariera utknęła w martwym punkcie. Sukces podczas Mistrzostw Polski wielu uznało za jednorazowy wyskok.

Szanse na przełom były minimalne -  na Podkarpaciu brakowało odpowiedniego kompleksu treningowego, a na stały pobyt Rudy w miejscu, gdzie skoki narciarskie nie są niszowe - pieniędzy. Przybywało z kolei nadprogramowych kilogramów, które w tym sporcie są oczywistym balastem. No i wątpliwości, czy warto jeszcze próbować.

Zrezygnowany skoczek na długie miesiące przerwał treningi. Wydoroślał. Podjął pracę. - Po decyzji PZN-u i nie powołaniu mnie do kadry na kolejny sezon, trzeba było odsunąć skoki i zająć się czymś innym. W końcu trzeba z czegoś żyć - tłumaczył gorzko pod koniec listopada ubiegłego roku.

ZOBACZ WIDEO Karol Bielecki opowiedział o wypadku. "Gra przestała być przyjemnością"

Czytaj także: Lukas Mueller stanął na nogi. Pokazał niesamowity film

Doskonale wiedział, jak wiele musiałby poświęcić, by na nowo spróbować swoich sił na skoczni. - Po pierwsze powstrzymywało mnie to, że miałem już dobrą pracę, i tak jakoś zapomniało się o skokach. A po drugie waga… To chyba najgorsza rzecz w tym sporcie - śmieje się 24-latek.

Trzy miesiące temu postanowił jednak, że stawia wszystko na jedną kartę. - To była ciężka decyzja. Zostawiłem pracę i zacząłem systematycznie trenować "na sucho", trzymać dietę. Jakoś udało się "spaść" 15 kg i wrócić na skocznię - mówi Ruda.
Rodzina i przyjaciele stoją za nim murem. Są pewni, że postąpił właściwie. - Oczywiście, że mogę liczyć na ich wsparcie. Zawsze mi powtarzali, żebym jeszcze spróbował poskakać - tłumaczy.

Wysiłek i zaangażowanie skoczka z podkarpackiej Dydni nie poszły na marne. Choć jego pozycja wyjściowa była znacznie trudniejsza niż rywali, Ruda zdołał zwyciężyć w jednym z konkursów cyklu Lotos Cup, a w drugim z nich zajął trzecią lokatę. Wyższość tylko dwóch zawodników musiał uznać również w memoriale Tadeusza Pawlusiaka.

Czytaj także: Skoki narciarskie. Polacy rozpoczęli obóz. Maciej Kot zachwycony warunkami: Wygląda dobrze

Wyniki napawają optymizmem i potwierdzają, że życiowa rewolucja, jakiej dokonał Adam, przynosi efekty. Nawet jeśli początki i wznowienie treningu na skoczni nie były łatwe. - Przy pierwszym wyjeździe do Szczyrku obawiałem się, jak to będzie wyglądać, co zrobią ze mną narty, i czy nic mi się na 100 proc. nie stanie. Ale gdy oddałem pierwszy skok wszystko się przypomniało i kolejne próby były już pewne - tłumaczy, dodając: - Teraz trzeba jeszcze tylko złapać dobre czucie i będzie OK.

Jeszcze bardziej w porządku byłoby, gdyby znalazł się ktoś, kto chciałby finansowo wspomóc Rudę. Skoczek obecnie mieszka na Podkarpaciu, gdzie nadal nie ma odpowiednich możliwości rozwoju. Wyjazdy na sesje treningowe do Szczyrku wiążą się z kolei ze sporymi wydatkami. - Oczywiście, że sponsorzy by się przydali. Jak najbardziej jestem otwarty na jakiekolwiek propozycje, bo wsparcie jest, lecz sponsora oficjalnie nie mam - mówi.

Ruda nie sprecyzował jeszcze swoich zamierzeń na najbliższe miesiące. Jego filozofia jest bardzo prosta. Oby skuteczna. - Nie mam planów ani celów. Teraz, gdy mam już wreszcie czas, mogę go znacznie więcej poświęcać na trening. Chcę startować tam, gdzie będę mógł - podsumował skoczek, który niegdyś był w stanie pokonać obecnego mistrza świata, Dawida Kubackiego.

Czy decyzja Adama Rudy wznowieniu kariery była słuszna?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×