Pierwszy model samolotu zbudował jako 12-letni chłopak, z kawałka styropianu, który przyniósł mu ojciec. - Nie miał żadnego schematu, ściągnął wzory z internetu i sam wszystko wypalił. I ten samolot się go słuchał! Robił wszystko, co Dawid chciał - opowiadał nam ojciec skoczka Edward Kubacki, gdy dwa lata temu odwiedziliśmy go w Szaflarach.
Szybki sukces napędził modelarską pasję Dawida. Trwa w niej do dziś, w budowaniu zdalnie sterowanych samolotów i śmigłowców jest naprawdę świetny. W swojej pracowni w piwnicy rodzinnego domu potrafi przesiadywać godzinami. Wycina kadłuby i skrzydła, montuje elektryczne silniki, maluje. Składa bardzo skomplikowane, a przy tym zadziwiająco posłuszne maszyny. Gdy pozwala mu na to czas, testuje je na nowotarskim lotnisku.
W skokach narciarskich na duży sukces, czyli taki międzynarodowy, Kubacki musiał czekać zdecydowanie dłużej. Ale modelarstwo nauczyło go cierpliwości. Pierwszy lot budowanym własnoręcznie przez dwa lata szybowcem o trzymetrowej rozpiętości skrzydeł chyba każdego by przekonał, że systematyczna, wytrwała praca musi w końcu przynieść efekty.
ZOBACZ WIDEO: Skoki narciarskie. 68. Turniej Czterech Skoczni. Jakub Kot wskazał faworytów. "To on może zagrozić Kubackiemu najmocniej!"
Czytaj także:
Adam Małysz najbardziej rozpoznawalnym sportowcem w Polsce. Za nim Robert Lewandowski i Robert Kubica
Znasz się na skokach narciarskich? W tym quizie nie możesz popełnić błędu!
Kubacki nie zniechęcał się, gdy przez lata był tylko chorążym Kamila Stocha, gdy po kolejnych przeciętnych lub słabych sezonach przypinano mu łatkę niespełnionego talentu, albo nawet tego talentu odmawiano. Gdy jego głównym zadaniem było nie zepsuć skoku w konkursie drużynowym, a znany był głównie z tego, że latał wysoko nad zeskokiem, a potem szybko i nagle spadał. Z mocniejszego odbicia z lewej nogi, które sprawiało, że w powietrzu niebezpiecznie znosiło go w prawo pod same bandy. No i z tego, że zawsze żegnał się przed skokiem, co zagraniczne telewizje lubiły (i nadal lubią) pokazywać w powtórkach.
"Król letniego sezonu", jak długo go nazywano - trochę szyderczo, bo przecież w skokach liczy się tylko zima - na szczęście okazał się królem cierpliwym. Na pierwsze zimowe podium w konkursie indywidualnym wdrapał się 30 grudnia 2017 roku w Oberstdorfie, prawie dziewięć lat po debiucie w Pucharze Świata. - I Dawid też! - krzyczał wtedy Stoch, który z trzeciego miejsca przyjaciela cieszył się chyba bardziej, niż ze swojego zwycięstwa. Przez długie lata było tak, że on wygrywał, Kubacki składał gratulacje, pokornie brał go na ramiona i obnosił mistrza po zeskoku.
Inny obrazek, z Dawidem w roli głównej, zobaczyliśmy 10 lat i 169 startów po jego debiucie w PŚ. 13 stycznia 2019 roku w Predazzo, gdy Kubacki wygrał wreszcie pucharowe zawody - tylko pięciu skoczków w historii czekało na triumf dłużej. Kilka tygodni później, 1 marca w Seefeld, w szalonym konkursie na normalnej skoczni został mistrzem świata, atakując z 27. miejsca po pierwszej serii. Był w tym sukcesie fart, ale nie było przypadku. Jak mawia nasz znakomity tenisista Łukasz Kubot, szczęście sprzyja przygotowanym. A Kubacki był wtedy przygotowany świetnie. Dzięki długoletniej, mozolnej pracy.
W Seefeld Kubacki wyszedł w końcu z długiego cienia rzucanego przez trzykrotnego mistrza olimpijskiego Stocha. I najwyraźniej uznał, że w słońcu stoi się i skacze przyjemniej. W 68. Turnieju Czterech Skoczni znów był przygotowany świetnie i znów był postacią numer 1 w polskich skokach narciarskich, w całym polskim sporcie w ogóle. Raz jeszcze w ciągu ostatniego roku przekonał się, że warto było być wytrwałym, upartym i nie rezygnować.
- Kiedy mu nie szło w skokach, mówiliśmy, że zawsze może wziąć się za naukę, bo uczył się bardzo dobrze. Ale skoki za bardzo go pochłonęły, nie potrafił już wyobrazić sobie pracy za biurkiem - mówił nam Edward Kubacki.
- Od zawsze kochałem ten sport i wiedziałem, że chcę to po prostu robić. Nawet w tych słabszych momentach, kiedy inni próbowali mnie przekonać, że nic z tego nie będzie, ja byłem uparty i pracowałem, żeby wyjść z dołka - to już sam Dawid w wywiadzie udzielonym "Tygodnikowi Solidarność" niedługo po wywalczeniu złota w Seefeld.
A to Dawid sprzed kilku dni, gdy w Innsbrucku jeden z niemieckich dziennikarzy spytał go, co takiego się zmieniło, że "król lata" stał się także jednym z hetmanów zimy. - To ciężka praca, jaką wykonałem na treningach. I tyle - odparł Kubacki, z dużym spokojem i jeszcze większą pewnością siebie.
Choć Dawid nie ma jeszcze 30 lat i wciąż może w skokach bardzo dużo wygrać, po 68. Turnieju Czterech Skoczni chyba nikt już nie powie, że nie wykorzystał talentu i jest sportowcem niespełnionym. Niespełnionym jest tylko lotnikiem - jeśli idzie o szybowce, samo ich konstruowanie mu nie wystarcza. Od dwóch lat Kubacki wyrabia licencję ich pilota. - Daje mi to radość i satysfakcję. To rodzaj wolności w przestrzeni, wyciszenie. Jestem tylko ja i piękne widoki. To coś, co mnie cieszy - mówi.
Skoki narciarskie pokazały, że wytrwałości mu nie brakuje. I tak jak w skokach - tutaj też prędzej czy później dopnie swego.