Welsh Open: Higgins rozgromiony, Walker bliski sensacji

Mecz gigantów w ćwierćfinale mistrzostw Walii nie przyniósł spodziewanych emocji. Ronnie O'Sullivan pewnie ograł Johna Higginsa, pozwalając rywalowi na wygranie zaledwie jednego frejma.

Grzegorz Lemański
Grzegorz Lemański

Historia spotkań obydwu snookerzystów jest niezwykle barwa. Po raz pierwszy spotkali się przy stole w 1994 roku podczas nierozgrywanego już Dubai Classic. W ciągu dwudziestu lat mierzyli się ze sobą blisko 60 razy, m.in. w pamiętnych finałach Masters w 2005 i 2006 roku oraz w finale mistrzostw świata w 2001 roku.

Tegoroczny pojedynek w ćwierćfinale Welsh Open zainteresuje z pewnością statystyków i fanów aktualnego mistrza świata, ale z pewnością nie przejdzie do historii. Głównie ze względu na słabą postawę Johna Higginsa, który zupełnie nie dostosował się do poziomu swojego rywala i był jedynie tłem dla młodszego o kilka miesięcy Anglika. Nie licząc wygranego trzeciego frejma, Szkot zdołał wbić zaledwie dwanaście bil, co przełożyło się na... 38 punktów.

Niewiele brakowało, a spotkanie zakończyłoby się już w sześciu partiach. W trzecim frejmie John Higgins zbudował bowiem pięćdziesięciopunktowego brejka, po czym pomylił się na czerwonej do prawego środka, pozostawiając rywalowi otwarty stół. O’Sullivan bez problemów zaczął odrabiać straty, ale popełnił prosty błąd na czarnej z punktu. Po niezbyt dobrym pozycjonowaniu wylądował na wprost bili i potrzebował dużo wstecznej rotacji, by kontynuować brejka. Jego kij powędrował jednak zbyt nisko, przez co biała bila podskoczyła i wypadła za stół. O tym faulu Higgins powrócił do stołu i dorzucił jeszcze czternaście punktów, pozbawiając rywala chęci na dalszą grę w tym frejmie.

W pozostałych partiach zdecydowanie lepsze wrażenie pozostawił po sobie Ronnie O’Sullivan. Chociaż daleko mu było do gry, którą prezentował chociażby w ostatnim turnieju Masters, to i tak wystarczyło do pokonania doświadczonego Szkota. Na uwagę zasługuje szczególnie drugi frejm, w którym Anglik popisał się 115-punktowym brejkiem.

Dużo więcej dramaturgii towarzyszyło drugiemu z rozegranych dotychczas ćwierćfinałów, w którym Ding Junhui zmierzył się z rewelacją tego turnieju - Joelem Walkerem. Po wyeliminowaniu Marka Davisa i Stephena Maguire młody Anglik marzył i sprawieniu kolejnej sensacji, ale po dramatycznym boju musiał jednak uznać wyższość Gwiazdy Wschodu.

Przed regulaminową przerwą spotkanie było niezwykle wyrównane. W pierwszej partii wygrywającego brejka zbudował Chińczyk, kilkanaście minut później podobnym osiągnięciem odpowiedział Walker. Później inicjatywę przy stole przyjął Ding, który najpierw wyrwał swojemu rywalowi zwycięstwo w trzeciej partii, a chwilę potem był bliski objęcia prowadzenia 3:1. Zwycięzca czterech tegorocznych turniejów pomylił się jednak na żółtej do narożnej kieszeni, pozostawiając przeciwnikowi trudny do sczyszczenia sekwens kolorów. Anglik popisał się jednak kilkoma znakomitymi zagraniami (rewelacyjne trafienie zielonej i brązowej do prawej środkowej kieszeni) i ostatecznie zdołał przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę.

Po przerwie oglądaliśmy już snookera na najwyższym światowym poziomie. Natchniony dobrą grą w czwartej partii Walker posadził swojego rywala na krześle, a potem kazał mu patrzeć, jak z dziecinną łatwością wbija wygrywającego brejka w piątym frejmie, a następnie popisuje się stupunktowym brejkiem w partii nr 6. I gdy młody Anglik był o krok od kolejnego sensacyjnego zwycięstwa, Chiński Smok dał próbkę swoich umiejętności. Najpierw po taktycznej wymianie wygrał siódmego frejma, a po chwili zaaplikował rywalowi dwie setki, w zasadzie nie dając mu nawet podejść do stołu.

Ding Junhui awansował do półfinału, gdzie jego rywalem będzie ktoś z dwójki Joe Perry/Mark Selby. Ronnie O’Sullivan zmierzy się natomiast z lepszym z pary Marco Fu/Barry Hawkins. Pozostałe dwa ćwierćfinały zostaną rozegrane dzisiaj o godzinie 20:00, natomiast spotkania półfinałowe w sobotę od 14:00.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×