Cały świat z niecierpliwością czeka na finał Euro 2016, który odbędzie się w niedzielę (10 lipca) na Stade de France. 20 lat temu złote medale wywalczyli Niemcy, którzy ograli Czechów 2:1.
Dlaczego wspominamy ten finał, ten turniej? Bo wówczas rozegrała się wyjątkowa historia, która dzisiaj jest przez wielu kibiców zapomniana. Bohaterem jest Jens Todt, który wtedy występował w Werderze Brema i miał na koncie zaledwie trzy mecze w drużynie narodowej. Na mistrzostwa Europy nie pojechał, ale nagle wszystko się zmieniło.
Siedział w pizzerii, gdy nagle...
Berti Vogts, który wtedy prowadził niemiecką reprezentację, na Euro 96 mógł powołać 22 zawodników. W tej szerokiej kadrze nie było Jensa Todta i nikt się nim specjalnie nie przejmował. Szczególnie że Niemcy szli jak burza. W grupie zajęli pierwsze miejsce z siedmioma punktami. W ćwierćfinale ograli Chorwatów 2:1, a następnie po rzutach karnych wyeliminowali Anglię.
W finale chłopcy Vogtsa trafili na Czechów z takimi gwiazdami jak Patrik Berger, Karel Poborsky, Pavel Nedved czy Pavel Kuka. Niemcy z pozoru mieli przewagę psychologiczną, bo w fazie grupowej ograli tego rywala 2:0. Wystarczyło to powtórzyć, ale selekcjoner miał wielki ból głowy. Z gry nagle wypadło mu pięciu zawodników.
Juergen Kohler, Mario Basler oraz Fredi Bobić doznali poważnych kontuzji, które wykluczały ich z występu. Natomiast Stefan Reuter oraz Andreas Moeller musieli pauzować za kartki. W ten sposób niemiecka kadra uszczupliła się do 17 nazwisk. Vogts znalazł się w potrzasku i razem z działaczami federacji wystosowali prośbę do UEFA o zgodę na wyjątkowe dowołanie jednego zawodnika.
Były protesty ze strony Czechów, a wielu kibiców oburzało się, że zgoda na takie rozwiązanie jest dowodem na faworyzowanie Niemców. UEFA jednak nie przejmowała się takimi głosami i pozwoliła na zgłoszenie jednego nowego zawodnika. Padło na wspomnianego Todta, który dla trenera był cenny z tego względu, że zaliczał się do wszechstronnych pomocników.
- Na półfinał z Anglią poleciałem do Londynu z kolegami z Werderu. Oglądaliśmy ten pojedynek razem z innymi kibicami. Dzień później byłem już w Bremie i siedziałem z żoną w pizzerii. Nagle zadzwonił mój telefon komórkowy. To był Berti Vogts. Opisał mi całą sytuację i powiedział mi, że zostałem powołany na Euro - wspomina Todt.
Niezapomniany finał Euro
Piłkarz, który wcześniej rozegrał zaledwie trzy mecze w drużynie narodowej, nagle stanął przed szansą zostania mistrzem Europy. Informacja od selekcjonera mocno go zaskoczyła.
- Po rozmowie telefonicznej zapłaciłem rachunek i zaniemówiłem. Dziesięć godzin później byłem już w Londynie. To było dziwne. Dopiero co w półfinale byłem zwykłym kibicem, a nagle stałem się częścią zespołu - dodaje piłkarz.[nextpage]Zawodnik Werderu Brema nie miał dużo czasu, aby nadrobić treningowe zaległości. Zaliczył jedynie dwie jednostki treningowe oraz wziął udział w konferencji prasowej. Wątpliwe zatem było, że Todt, który przed momentem cieszył się urlopem, nagle wskoczy do wyjściowej jedenastki.
Rzeczywiście, pomocnik był dla Vogtsa jedynie kołem ratunkowym na wypadek kolejnych problemów kadrowych. Luki w składzie uzupełnił innymi zawodnikami. Todt trafił na ławkę rezerwowych i obserwował poczynania kolegów, którzy po regulaminowym czasie gry remisowali z Czechami 1:1. Już jednak w piątej minucie dogrywki drugiego gola strzelił Oliver Bierhoff i Niemcy zostali mistrzami Europy.
- Wiedziałem, że mam małe szanse na występ w finale. Niezależnie od tego, normalnie w tym czasie siedziałbym w domu przed telewizorem, a tak z bliska czułem oszałamiającą atmosferę na stadionie Wembley - mówi Jens.
Niezręczna sytuacja na ceremonii wręczenia medali
Kilka chwil po zwycięstwie pojawił się pewien problem. Niemcy nie wiedzieli, czy organizatorzy zamierzają wręczyć Todtowi złoty medal. Sytuacja zrobiła się bardzo niezręczna.
- Nie mogłem uczestniczyć w ceremonii wręczenia medali i trofeum przez królową Anglii. Obawialiśmy się, że dojdzie do niezręcznej sytuacji, gdy nie będzie dla mnie medalu. Na szczęście potem mi go wręczono. Jeszcze na murawie - wspomina.
Co ciekawe, dzisiaj Todt nie ma swojej najcenniejszej nagrody. Jakiś czas temu ktoś włamał się do jego domu, a jednym ze skradzionych przedmiotów był właśnie złoty medal. Pozostały mu jednak piękne wspomnienia, choć wie, że w żaden sposób nie przyczynił się do sukcesu.
- Nie czuję się prawdziwym mistrzem Europy. Jestem nim tylko połowicznie - kończy Todt.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: tak gwiazdor NBA nabierał kibiców