Makabryczna zbrodnia hokeisty, który miał grać w NHL. Zadał 14 ciosów nożem

Mord z 2008 roku wstrząsnął całą Słowacją. W lesie odnaleziono ciało sędziego hokejowego, którego ktoś bestialsko zabił nożem. Śledztwo doprowadziło do Ladislava Scurki.

Robert Czykiel
Robert Czykiel
Getty Images / Chris Relke

Od najmłodszych lat Ladislav Scurko wykazywał wielki talent do hokeja na lodzie. Słowak zaczynał przygodę z tym sportem w niewielkim klubie HK Spisska Nowa Wieś, w którym szybko pokonywał kolejne szczeble. Najpierw trafił do reprezentacji Słowacji U-18, a później zadebiutował w pierwszej lidze.

Nastolatek grający na pozycji środkowego szybko zdał sobie sprawę, że stać go na dużo więcej. W 2004 roku podjął najważniejszą decyzję w swoim życiu. Rzucił naukę w liceum i wyjechał za marzeniami do Stanów Zjednoczonych. Tam naprawdę niewiele zabrakło, by dostał się do hokejowego raju.

NHL stało przed nim otworem

Scurko wziął udział w drafcie do NHL i jako 170. zawodnik został wybrany przez drużynę Philadelphia Flyers. Na występy w elicie musiał jednak sobie zapracować. "Lotnicy" wypożyczyli go do zespołu Seattle Thunderbirds, aby ograł się na zapleczu NHL. Słowak początek miał imponujący. W debiutanckim sezonie strzelił 17 goli i zaliczył 25 asyst. Kolejne rozgrywki były równie udane, bo poprawił swój wynik o jedną asystę.

Klub z Filadelfii wciąż jednak nie był przekonany, że to odpowiedni moment, aby Scurko został zgłoszony do NHL. W 2006 roku ponownie go wypożyczono, tym razem do Tri-City Americans. W nowym otoczeniu słowacki talent zaczął spisywać się słabiej. Cztery razy pokonywał bramkarzy i wypracował kolegom zaledwie sześć bramek. Jakby tego było mało, doznał kontuzji kolana, która wykluczyła go z gry na kilka miesięcy.

Uraz sprawił, że Scurko nie mógł udowodnić swojej wartości na lodzie. W efekcie Flyers ponownie nie włączyli go do swojego zespołu. Drzwi do NHL zatrzasnęły się na dobre, bo podrażniony środkowy postanowił wrócić do ojczyzny, aby się odbudować. Tam podpisał kontrakt z HC Koszyce, ale długo nie potrafił odzyskać formy, którą błyszczał w Thunderbirds.
Getty Images/Dave Sandford Getty Images/Dave Sandford
Klub z Koszyc dwa razy wypożyczał Scurkę do drugoligowego HK Trebiszów. Tam uzdolniony hokeista odpalił dopiero za drugim razem. W jedenastu spotkaniach skompletował dziewięć bramek i dziesięć asyst. Były więc przesłanki, aby wierzyć, że Scurko w końcu przebije się w seniorskim hokeju. Plany legły w gruzach w grudniu 2008 roku, gdy całą Słowacją wstrząsnęła makabryczna zbrodnia.

Kto bestialsko zabił sędziego?

Policja otrzymała wezwanie do lasu przy jednej ze słowackich autostrad. Tam znaleziono ciało mężczyzny, które zostało pospiesznie zakopane. Nie było wątpliwości, że to ofiara brutalnego morderstwa. Miała czternaście ran kłutych na klatce piersiowej i brzuchu. Ktoś wpadł w amok i wbijał ostre narzędzie raz za razem.

Rozpoczęło się śledztwo, które z czasem przynosiło sensacyjne odkrycia. Najpierw przeprowadzono testy DNA, aby zidentyfikować denata. Okazało się, że to 26-letni Marek Liptaj, który był hokejowym sędzią. Niedługo potem śledczy wpadli na trop, kto może odpowiadać za jego śmierć.

Okazało się, że Liptaj ostatnio mieszkał z Ladislavem Scurką. W ten sposób niedoszły zawodnik NHL stał się głównym podejrzanym. Aresztowano go w kwietniu 2009 roku, a przesłuchanie nie pozostawiło żadnych wątpliwości. 23-letni wówczas gracz drużyny z Trebiszowa przyznał się do morderstwa.

- Szantażował mnie i nie chciał oddać kluczy do mojego mieszkania. Na stacji benzynowej wyszliśmy z samochodu i wtedy dźgnąłem go w brzuch. Kiedy leżał na ziemi, przeciąłem mu tętnicę. Zaczął mocno krwawić i nie wiem, co mnie wtedy naszło. Patrzyłem, jak wykrwawia się na śmierć. Następnie chciałem się upewnić, że nie żyje i zadałem kolejne ciosy w brzuch i klatkę piersiową. Wsadziłem go do bagażnika i pojechałem do lasu, gdzie wyrzuciłem i zakopałem jego ciało - opowiadał Scurko podczas przesłuchania.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×