Cztery lata temu miał wypadek, był w śpiączce. Dziś niemiecki piłkarz jest odizolowany od świata

Michał Fabian
Michał Fabian
Publiczność zgotowała mu owację na stojąco, skandowała jego nazwisko. Boris był wyraźnie poruszony. - Rehabilitacja zajmuje jeszcze bardzo dużo czasu i wysiłku, czasami jest mi naprawdę bardzo ciężko. Ale są także postępy, które motywują mnie, by dalej podążać w tym kierunku - mówił. Jego koledzy wygrali tamten mecz 2:0. - To wielka rzecz, że był z nami. Dedykujemy mu tę wygraną - mówił bramkarz TSG Hoffenheim, Jens Grahl.

- Chciałem znowu przyzwyczaić się do atmosfery panującej w Bundeslidze. Moim największym pragnieniem jest móc znów kiedyś zagrać w piłkę. Pracuję nad tym - dodał Vukcević.
Boris Vukcević na meczu Hoffenheim - Augsburg w kwietniu 2014 r. Fot. PAP/EPA/UWE ANSPACH Boris Vukcević na meczu Hoffenheim - Augsburg w kwietniu 2014 r. Fot. PAP/EPA/UWE ANSPACH
Po raz trzeci Vukcević pokazał się publicznie po wypadku w listopadzie 2014 r. Przyjął zaproszenie niemieckiej federacji (DFB) i wziął udział w losowaniu międzynarodowego turnieju piłkarskiego w Sindelfingen. Miał do tych zawodów duży sentyment, kiedyś - jako junior VfB Stuttgart - sam w nich występował.

Strona nieczynna, Boris odizolowany od świata

Od tamtej ceremonii Vukcević wycofał się z życia publicznego. Słuch o nim zaginął. Na jego stronie internetowej od dawna widnieje ten sam komunikat. "Ze względu na obecną sytuację i w porozumieniu z Borisem Vukceviciem prosimy wszystkich fanów o zrozumienie, że strona została czasowo zamknięta".

We wrześniu 2015 r. dziennikarze "Badische Zeitung" rozmawiali z jego menedżerem, Maurizio Gaudino (były reprezentant Niemiec). - Zdecydowaliśmy, że Boris nie będzie udzielać wywiadów, nie jest jeszcze na to gotowy - powiedział Gaudino, który wcześniej odbył długą rozmowę z piłkarzem i jego rodziną. Dodał: - Boris też by tego nie chciał.

Po zakończeniu sezonu 2013/14 Vukceviciowi wygasł kontrakt z Hoffenheim. Klub go nie przedłużył, ale obiecał nadal wspierać zawodnika. I zostawił mu otwarte drzwi. - Gdy Boris będzie mógł znów grać w piłkę, dostanie u nas kontrakt - zapewnił szef klub Peter Rettig. Na to się jednak nie zanosi.

"Bild" przekazał niedawno nowe informacje o Vukceviciu, który mieszka z rodzicami w Sindelfingen w pobliżu Stuttgartu. Bardzo skąpe. - Żyje w odosobnieniu. Publicznie praktycznie się nie pokazuje. Jego rodzice odizolowali go od świata - pisał tabloid we wrześniu br. 26-latek codziennie chodzi na rehabilitację, robi systematyczne postępy, uprawia jogging, potrafi także żonglować piłką. Ale o powrocie do zawodowego sportu nie ma mowy.
Ostatni mecz Boris Vukcević rozegrał 26 września 2012 r., w Stuttgarcie. Dwa dni przed wypadkiem. Fot. EXPA/Newspix.pl Ostatni mecz Boris Vukcević rozegrał 26 września 2012 r., w Stuttgarcie. Dwa dni przed wypadkiem. Fot. EXPA/Newspix.pl
Jego "siódemka" znalazła następcę

Jak podkreślił menedżer zawodnika, Vukcević dostał kilka propozycji pracy, np. z drużynami młodzieżowymi. Musiał je jednak odrzucić. - Na to jest po prostu za wcześnie - mówił przed rokiem Maurizio Gaudino. O finanse były piłkarz Hoffenheim ponoć nie musi się martwić. - Był dobrze ubezpieczony - dodał Gaudino.

W drużynie z Hoffenheim z szacunku dla Vukcevicia nie przyznawano koszulki z numerem 7. Zmieniło się to dopiero przed tym sezonem. Lukas Rupp, który latem dołączył do drużyny, przejął "siódemkę". Odbyło się to w porozumieniu z rodzicami Vukcevicia.

- Siedem to mój ulubiony numer. Cieszę się, że go dostałem. Wiem, że dla niektórych fanów nie było to łatwe. Będę nosić tę koszulkę z pełnym szacunkiem, starać się grać tak dobrze jak Boris i zyskać sympatię kibiców - mówił Rupp, który już w debiucie strzelił gola i wystąpił na razie we wszystkich meczach ekipy z Rhein-Neckar-Arena.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ma 9 lat, a już sporo potrafi. Zobacz popisy syna Kluiverta
Czy klub powinien zostać ukarany za ukrywanie choroby piłkarza?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×