We wtorek środowiskiem bokserskim wstrząsnęła wiadomość, która napłynęła z Moskwy. Rosyjska Agencja Prasowa poinformowała, że zastrzelono Dżabraiła Dżabraiłowa. Sprawcą miał być 31-letni mężczyzna, który w wyniku sporu o pieniądze rzekomo zabił byłego pięściarza i kickboksera.
Informacja momentalnie obiegła świat. Na Twitterze podał ją nawet znany komentator, Mateusz Borek, którego wkrótce z błędu wyprowadził dziennikarz "SE", Andrzej Kostyra. Okazuje się, że zamordowano niejakiego Dżabraiłowa, ale to nie był dawny rywal Tomasza Adamka.
@BorekMati mati. On żyje i się śmieje, że uśmiercili go dziennikarze. To zbieżność imienia i nazwiska. https://t.co/KuqPfUjMnG
— Andrzej Kostyra (@akosekos) 9 listopada 2016
W Rosji doszło do koszmarnej pomyłki z powodu zbieżności nazwisk. Dwukrotny mistrz świata kickboxingu sam zdementował informacje o swojej rzekomej śmierci.
- Wieczorem jak zwykle poszedłem na salę treningową. Nagle zaczęli wydzwaniać do mnie znajomi, od których usłyszałem, że zostałem zastrzelony. Jestem już zmęczony odbieraniem kondolencji - komentuje 44-latek w portalu life.ru.
Nie tylko media uwierzyły w tragiczną śmierć boksera. Nawet rosyjskie ministerstwo spraw wewnętrznych na swojej stronie podało taką informację. Potem urzędnicy zamieścili przeprosiny dla Dżabraiłowa i jego najbliższych.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: zaskakujący rywal Mariusza Pudzianowskiego
A na poważnie, to mylić się jest rzeczą ludzką...