W tym artykule dowiesz się o:
Co robić na sportowej emeryturze? To pytanie zadaje sobie wielu polskich piłkarzy, którzy zbliżają się do tego przełomowego momentu w swoim życiu.
Niestety wielu futbolistów nie potrafi się przystosować do nowego trybu życia. Bez treningów, wyjazdów na mecze i stałej wypłaty zaczynają popadać w problemy finansowe, uzależniają się alkoholu czy hazardu, aż w końcu lądują na dnie (np. jak Igor Sypniewski - na zdjęciu).
Nie oni będą jednak bohaterami tego artykułu. My tym razem postanowiliśmy się skupić na piłkarzach, którzy po zawieszeniu butów na kołku nie zatracili się w nowej rzeczywistości. I choć pracują w dość nietypowych zawodach, z dala od futbolu, to radzą sobie na tyle, aby prowadzić normalne życie.
W 2006 roku Grzegorz Piechna był na ustach wszystkich kibiców futbolu w Polsce. Piłkarz awansował do Ekstraklasy z Koroną Kielce i już w debiutanckim sezonie został królem strzelców (21 bramek).
Kapitalna postawa "Kiełbasy" została doceniona przez trenera reprezentacji Polski, który powołał go na mecz z Estonią. Zawodnik wystąpił, strzelił nawet gola. Ale później okazało się, że to był jego jedyny występ z orzełkiem na piersi.
Piechna jakiś czas potem grał w rosyjskim Torpedo Moskwa. Po powrocie do kraju jednak zaczęło mu się wieść gorzej, aż postanowił skończyć z futbolem. Co robi na emeryturze? Pracuje w składzie węgla!
- Jak wygląda mój dzień? Praca, praca i jeszcze raz praca. Wstaję 6.30, zamykam psa, palę w piecu i ruszam rozwozić węgiel. Wracam na kolację. Czasami zdarzają mi się dalsze kursy, ale tak to głównie Opoczno i okolice, Końskie, Starachowice - powiedział Piechna w rozmowie z laczynaspilka.pl.
Były król strzelców Ekstraklasy nie ukrywa, że lubi swoją pracę. Warto wspomnieć, że firma należy do jego teściowej.
- Ta robota sprawia mi przyjemność i nawet zajmowałem się tym, gdy zdobywałem tytuł króla strzelców w ekstraklasie. Było wolne, wpadałem do domu, to trzeba było pomóc. Żadna praca nie hańbi - zaznaczył.
Mariusza Śrutwy kibicom polskiego futbolu nie trzeba przedstawiać. Pochodzący z Bytomia napastnik przez wiele lat strzelał gole dla Ruchu Chorzów, zaliczył również krótki epizod w Legii Warszawa (24 mecze i siedem trafień). W reprezentacji Polski wystąpił pięciokrotnie, ale nie zdobył bramki.
Śrutwa to jeden z tych, którzy odsunęli się od futbolu na emeryturze, ale wciąż świetnie sobie radzą. 44-latek przejął zakład kominiarski po śmierci swoich rodziców i do dziś się nim zajmuje.
- Do tej roboty mam ogromny sentyment. Odziedziczyłem to po rodzicach. To był zawsze powód, by zostać w Polsce i nie wyjeżdżać. Chciałem uszanować to, co dostałem i co dawało mi niezależność. Jeśli coś robi się dobrze, to można iść do przodu, rozwijać się - powiedział "Przeglądowi Sportowemu".
Śrutwa jest bardzo dobrym biznesmenem. - Mój zakład kominiarski zwiększył swoje dochody. W porównaniu do tego, co dostałem w spadku o kilkaset procent - pochwalił się w jednym z wywiadów.
Dzięki temu były piłkarz Ruchu może inwestować swoje pieniądze również w inne przedsięwzięcia. - Inwestuję m.in. w biznesy budowlane, medyczne, a nawet portale internetowe. Jestem również właścicielem cegielni - zdradził.
Były bramkarz reprezentacji Polski, Aleksander Kłak może finansowo nie radzi sobie tak dobrze, jak Śrutwa. Ale na pewno nie narzeka.
Aleksander Kłak w 1992 roku świętował z reprezentacją Polski zdobycie srebrnego medalu olimpijskiego. Miał wielki talent. Pytały o niego takie kluby jak: Blackburn, PSV, Sheffield United czy Olympique Marsylia. Ostatecznie karierę zagraniczną zrobił, ale w dużo słabszych ligach: belgijskiej i holenderskiej.
Wielkim problemem polskiego bramkarza była słabość do alkoholu i słabe nerwy. Kłak nigdy nie wylewał za kołnierz, na "podwójnym gazie" spowodował wypadek samochodowy, który o mało nie zakończył się tragedią. Potem miał problemy z depresją i myśli samobójcze.
Po poważnej kontuzji kolana Kłak postanowił zakończyć karierę sportową. I tak wylądował w jednej z największych firm transportu miejskiego w Antwerpii.
Kłak zapisał się na kurs kierowcy autobusowego w 2006 roku. - Na początku była to niemała sensacja, dlatego też spotykałem się z różnymi reakcjami ze strony kolegów z pracy. Większość z nich chciała wiedzieć, co skłoniło mnie do zerwania z piłką nożną, aby nie spać po nocach, pracować w weekendy czy być poniżanym przez pasażerów - powiedział były bramkarza dla gazeta.pl.
Kłak wybrał zawód kierowcy nieprzypadkowo. - Była okazja nieźle zarobić, a że od małego lubiłem jeździć autobusami, to wziąłem te robotę. Bardzo dobrze czuję się za kierownicą. Pasażerowie chyba też nie narzekają - stwierdził.
Kiedy mówimy o nietypowych zawodach polskich piłkarzy na sportowej emeryturze, nie sposób nie wspomnieć też o byłym zawodniku kadry narodowej, Radosławie Kałużnym.
Polscy kibice futbolu z sentymentem wspominają Radosława Kałużnego. "Tata" słynął z wielkiego serca do gry i twardego charakteru. Jego bramki pomogły naszej drużynie narodowej awansować po raz pierwszy po 16 latach na mistrzostwa świata w Korei i Japonii.
Były piłkarz Wisły Kraków, Jagiellonii Białystok, Energie Cottbus czy Bayeru Leverkusen po zakończeniu kariery zapadł się pod ziemię. Podejrzewano, że ma to związek z jego problemami z życia pozasportowego. Kałużny na boisku zarobił miliony, ale wpadł w ogromne długi m.in. poprzez kosztowne rozwody.
To co się z nim działo przez ostatnie lata? W 2013 roku sportowca znaleźli dziennikarze weszlo.com. Okazało się, że "Tata" zarabia na życie w Anglii.
Tuż przed odnalezieniem Kałużnego, krążyły plotki, że wyjechał do Anglii i pracuje na zmywaku. Jak się okazało, to była prawda tylko w połowie. Były piłkarz reprezentacji rzeczywiście wyjechał za chlebem na Wyspy, ale pracuje w firmie kurierskiej.
"Kałużny jest dzisiaj pracownikiem magazynu DHL na angielskiej prowincji, w 70-tysięcznej mieścinie Nuneaton koło Birmingham. Po karierze piłkarskiej zostały mu głównie mięśnie, dlatego dziś odpowiada za załadunek" - można było przeczytać na weszlo.com.
Kałużny swojej pracy się nie wstydzi i o powrocie do Polski nie myśli. Wkrótce do sklepów ma trafić jego książka (której współautorem jest nasz redakcyjny kolega Mateusz Karoń). Opowie w niej o swoim życiu sportowym i prywatnym. W ten sposób chce pokazać, że obraz wykreowany przez media ma niewiele wspólnego z prawdą.
Opracował PS
[b]Zobacz wideo: Czy Boniek zasłużył na nagrodę dla najlepszego piłkarza ostatniego 60-lecia?
[/b]