W tym artykule dowiesz się o:
Mistrzostwa Europy w 1992 roku należały do Duńczyków. Na turniej przyjechali w trybie awaryjnym, a następnie go wygrali. Piłkarze z tego kraju zostali bohaterami, ale w cieniu wielkiej radości dramat przeżywał jeden zawodnik. To Henrik Andersen (na zdjęciu z prawej).
Obrońca bardzo dobrze spisywał się przez całe Euro, ale w półfinale, dokładnie 24 lata temu (22 czerwca 1992 roku), doznał okropnej kontuzji. Duńczyk, kiedy zobaczył swoje kolano, zaczął głośno krzyczeć. Uraz pozbawił go wielkiego transferu, a także zapoczątkował serię poważnych kontuzji, które zmusiły go do przedwczesnego zakończenia kariery.
Poznajcie piłkarza, który wygrał wiele, ale z tego wszystkiego pamięta jedynie ból i cierpienie.
Fremad Amager to niewielki klub z Danii, który ostatni wielki sukces świętował w 1972 roku (awans do finału krajowego pucharu). To tam pierwsze lekcje futbolu pobierał Henrik Andersen. Obrońca był jeszcze 16-letnim chłopcem, kiedy zadebiutował w pierwszej drużynie.
Rok później Andersen przeprowadzał się do Anderlechtu Bruksela i szybko osiągnął wielki sukces. W 1983, a więc rok po transferze, z belgijskim klubem wygrał Puchar UEFA.
Lata osiemdziesiąte były dla Andersena pasmem sukcesów. Z "Fiołkami" zdobył wiele krajowych tytułów, a w 1986 roku pojechał z Danią na mistrzostwa świata. Skandynawowie nic tam nie ugrali, ale ich pięć minut miało dopiero nadejść.
Na temat mistrzostw Europy w 1992 roku napisano już chyba wszystko. Przed turniejem z przyczyn politycznych wyrzucono z turnieju Jugosławię. W ich miejsce wskoczyła Dania, której piłkarze zostali ściągnięci z urlopów. Podopieczni Richarda Moellera Nielsena mieli być chłopcami do bicia, a tymczasem dorobili się przydomka "Duński dynamit".
Członkiem tej rewelacyjnej ekipy był właśnie Henrik Andersen, który brylował w defensywie. Dania wygrała Euro 92, ale defensor 1.FC Koeln nie uczestniczył w wielkim świętowaniu. Wszystko przez dramatyczne wydarzenie w półfinale z Holendrami.
Zespół Nielsena wygrał po rzutach karnych, ale wcześniej Andersen musiał opuścić boisko. Moment, w którym doznał kontuzji, stał się jednym z symboli imprezy.
Andersen chciał odebrać piłkę Marco van Bastenowi. Doszło do zderzenia nóg obu zawodników. Henrik od razu spojrzał na swoje kolano i wpadł w histerię. Jego przeraźliwy krzyk z pewnością słyszeli kibice po drugiej stronie stadionu.
- Myślałem, że moje kolano eksplodowało. Najpierw usłyszałem huk, a potem zobaczyłem dziurę w kolanie. Ból początkowo nie był tak duży z powodu adrenaliny, ale byłem przerażony widokiem - wspomina Duńczyk i dodaje. - W materiale filmowym można usłyszeć jak pęka rzepka. To naprawdę obrzydliwe.
Andersen nie mógł świętować z kolegami mistrzostwa Europy, które "Duński Dynamit" zdobył po pokonaniu Niemców 2:0. Henrik - nawet gdyby był zdrowy - nie zagrałby w finale. Wcześniej po faulu na Ruudzie Gullicie zobaczył żółtą kartkę, która wykluczała go z gry.
- Wcześniej nie mogłem zagrać w finale Pucharu UEFA z Anderlechtem. Rzeczywiście, coś jest nie tak z tymi finałami. A gdybym zagrał? Na pewno byłaby różnica. Wygralibyśmy 4:0 - mówił po latach piłkarz z Amager.
Kontuzja sprawiła też, że nic nie wyszło z transferu do wielkiej Sampdorii Genua. Andersen został w Kolonii, gdzie rozpoczął leczenie. Wtedy nawet nie zdawał sobie sprawy, że najgorsze dopiero przed nim.
Leczenie i rehabilitacja po kontuzji rzepki trwały łącznie jedenaście miesięcy. Niestety, obrońca bardzo szybko doznał kolejnego urazu i to znowu bardzo poważnego. Zerwanie więzadeł krzyżowych w kolanie wykluczyło go z gry na kolejne długie miesiące.
- Po mistrzostwach Europy zaczęło się dla mnie piekło, bo przez kilka lat doznawałem kolejnych kontuzji. Najpoważniejszym było zerwanie więzadeł. Nie mam też łąkotki.
Tak naprawdę dopiero w sezonie 1996/97 udało mu się uniknąć poważniejszych kontuzji. Rozegrał 28 meczów w barwach 1. FC Koeln i wydawało się, że koszmar się skończył. Pod koniec kolejnego sezonu jednak przyplątała się następna kontuzja. 32-latek powiedział "dość" i zakończył karierę.
30-krotny reprezentant Danii dzisiaj ma 51 lat, a wszyscy pamiętają go głównie z powodu kontuzji odniesionej w półfinale Euro 92. Na ulicy ludzie często pytają go o zdrowie, a nie brakuje też takich, którzy chcieliby rzucić okiem na kolano. Na to Henrik się nie zgadza, ale przyznaje, że ze zdrowiem u niego nie najlepiej.
- Nadal czuję ból w kolanie, najbardziej kiedy wchodzę po schodach. Moja rzepka zrobiła się ogromna. Myślę, że jest większa o około 20 procent przez zwapnienia i inne przyczyny - tłumaczy i daje radę tym, którzy doznają podobnego urazu. - Każdy, kogo spotka taka kontuzja, musi przede wszystkim być cierpliwy. Siedem, osiem miesięcy trzeba wytrzymać bez treningu, ale potem spokojnie można grać.
Andersen nadal jest aktywny w futbolu. Na początku był menedżerem, ale ostatnio pracuje jako skaut w Schalke 04 Gelsenkirchen. Co ciekawe, w jego ślady poszedł syn Kristoffer, ale nie zrobił kariery na miarę ojca i obecnie występuje w trzecioligowej Fortunie Koeln.