Marzyć to przecież nie grzech

W NBA nigdy nie było nudno. Są mecze ciekawe, ciekawsze i w końcu rozgrywki play off, które zawsze przyciągają tysiące fanów do hal i miliony telewidzów przed ekrany telewizorów. Najlepsza koszykarska liga świata ma jednak jeszcze jedną postać, dzięki której jest śmiesznie, ciekawie a nawet groźnie. Mowa tu o szkoleniowcu New York Knicks Isiahu Thomasie, który planuje ze swoim zespołem wkrótce zdobyć mistrzostwo NBA! Nie chodzi tu bynajmniej o rozgrywki na popularnej konsoli Play Station, lecz o najprawdziwszą rzeczywistość...

Jacek Konsek
Jacek Konsek

Każdy kto nawet średnio interesuje się koszykówką za wielką wodą wie dobrze, że ekipa z Nowego Jorku jest jednym wielkim pośmiewiskiem. Knicks legitymują się obecnie bilansem 8 zwycięstw i 22 porażek, co daje im bagatela 14 miejsce w Konferencji Wschodniej. Śmiem twierdzić, że za niecały tydzień będzie jeszcze gorzej, ponieważ przyszły mistrz NBA wybiera się na wyjazdowe tournee do San Antonio, Houston i Chicago. Uwzględniając obecną postawę nowojorczyków w meczach wyjazdowych (11 porażek w 12 spotkaniach), teza ta wydaje się więcej niż prawdopodobna. Tak więc z mistrzostwa w tym roku raczej nici.

Wiedzą o tym wszyscy dookoła w Europie, Azji i Ameryce. Najbardziej sfrustrowani są oczywiście prawdziwi kibice New York Knicks (ciekawe ilu zniechęcił już Thomas?), którzy kilka dni przed świętami Bożego Narodzenia postanowili... urządzić uliczną manifestację przeciwko swojemu ukochanemu trenerowi! Całkiem pokaźna grupka ludzi z transparentami o wymownej treści Fire Isiah protestowała z zaangażowaniem godnym przeciwników wojny w Iraku. Co ciekawe, kiedy jeden z fanów antyThomasowskiego Nowego Jorku upublicznił podobną tabliczkę podczas spotkania z Indianą Pacers, został wyproszony z Madison Square Garden. Rzekomo za to, że kogoś podsiadł... A propos atmosfery podczas spotkań Knicks - z racji tego, że z parkietu wieje nudą kibice zaczynają nucić coraz popularniejszą w całym mieście przyśpiewkę z charakterystycznym refrenem. Kto zgadnie jakim?

- Moja wiara i to co widzę oraz kierunek w jakim może pójść nasz zespół, utwierdza mnie w przekonaniu, że nadejdzie taki dzień w którym wygramy ligę! - mówił tuż po nowym roku Isiah. Wyobraźmy sobie takie stwierdzenie w ustach szkoleniowca jednej ze słabszych drużyn Dominet Bank Ekstraligi... Reakcja byłaby pewnie jedna: nie wytrzeźwiał po Sylwestrze? Co gorsza, Thomas po chwili dodaje: Wierzę, że cześć chłopców z obecnej drużyny będzie brało udział w tym wydarzeniu!. Tutaj interpretacja może być dwojaka: Thomas mianował się dożywotnim szkoleniowcem Knicks lub poznał tajemnicę nieśmiertelności...

Wielu zdrowo myślących ludzi zapytałoby: dlaczego go nie zwolnią? I tu powstaje kolejny problem ponieważ "szefem wszystkich szefów" w Nowym Jorku jest niejaki James Dolan. Człowiek ten rok temu polecił Thomasowi zbudowanie silnej drużyny walczącej o najwyższe cele w lidze. Od tego momentu jednak minęło sporo czasu a wyników nie było, nie ma i zapewne w krótkiej przyszłości nie będzie. Dolan cały czas toleruje Thomasa i nic nie zapowiada się na to, aby sytuacja ta miała ulec zmianie. Jednym z powodów jest na pewno fakt, że w przypadku zmiany na stanowisku szkoleniowca właściciel Knicks musiałby wypłacić Isiahowi ponad 20 milionów dolarów.

Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Niecały miesiąc temu Thomas osiągnął porozumienie z Anuchą Browne Saunders, którą oskarżyła go o molestowanie seksualne. Kilka dni później zespół z Madison Square Garden został uznany za klub NBA o najwyższej wartości wycenianej na ponad 600 milionów dolarów! Knicks plasują się także na drugim miejscu w ilości pieniędzy przeznaczanych na transfery dla zawodników. Szkoda tylko, że 88 tłustych baniek idzie na leniwych, kłótliwych i mało perspektywicznych zawodników. Ale przynajmniej w tych dwóch klasyfikacjach jest miejsce w czołówce.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×