Polski związek zażądał od zawodniczki 185 tys. zł. Aleksandra Socha: "Obrzydliwe"

Aleksandra Socha przez wiele lat reprezentowała Polskę. 4-krotnie była na IO. Zdobywała medale MŚ i ME. Po urodzeniu dziecka została potraktowana skandalicznie. "Działacze powinni otrzymać dożywotni zakaz pracy w sporcie" - mówi zawodniczka.

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski
Aleksandra Shelton (Socha) WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Aleksandra Shelton (Socha)

Marek Bobakowski, WP SportoweFakty: Obraziła się pani na Polskę?

Aleksandra Shelton (w przeszłości Socha, od grudnia 2017 żona Bradleya Sheltona, obywatela USA - przyp. red.), czterokrotna uczestniczka IO, medalistka mistrzostw świata i Europy w szabli: Nie, dlaczego? Skąd taki pomysł?

Ogłosiła pani na swoim profilu FB, że od teraz będzie reprezentować barwy Stanów Zjednoczonych i jest pani z tego dumna.

Bo to prawda. Jest pan pierwszą osobą, która pyta mnie o powody podjęcia tak trudnej decyzji. Wszyscy wiedzieli, że odchodzę, ale nikt nie zapytał, co się tak naprawdę stało. A przecież przez 26 lat pracowałam dla Polskiego Związku Szermierczego.

Do tej pory zdobywała pani medale dla Polski, więc skąd ta zmiana?

24 czerwca 2017 roku zostałam mamą, urodziłam Henia. Miałam więc przerwę w uprawianiu mojego ukochanego sportu, choć byłam aktywna fizycznie bardzo długo, do siódmego miesiąca ciąży prowadziłam w moich rodzinnych stronach, Pabianicach, Kumulację Aktywności by OlaSocha. Szermierczo straciłam nieco więcej niż sezon.

ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Kto w ataku reprezentacji? "Jeśli Jerzy Brzęczek nie śpi, to mu z tym dobrze"

Po urodzeniu syna postanowiła pani wrócić.

Tak, nadal kocham ten sport, nie wyobrażam sobie życia bez niego. To piękna przygoda i mam nadzieje, że jeszcze potrwa. Chciałam wywalczyć miejsce i pojechać na moje piąte igrzyska. Byłabym drugą kobietą w Polsce po niedoścignionej, nieodżałowanej i kochanej Irenie Szewińskiej.

I?

Nie otrzymałam wsparcia po przerwie macierzyńskiej ze strony polskiego związku, które pozwoliło by mi na powrót do wysokiej formy i walki na arenie międzynarodowej.

Chce mi pani powiedzieć, że działacze nie byli zainteresowani zawodniczką, która od ponad 19 lat dość regularnie przywoziła medale z najważniejszych, międzynarodowych aren?

Byłam już dla nich za stara i tak naprawdę chyba nigdy wystarczająco dobra. Dalsza współpraca nie miała sensu. Dlatego odeszłam do kadry USA. Uwielbiam to, co robię, to całe moje życie i pasja. Po cichutku z Mariel Zagunis (dwukrotna mistrzyni olimpijska w szabli, 10-krotna medalistka mistrzostw świata - przyp. red.) dyskutujemy przy okazji treningów o kolejnych igrzyskach. Dlaczego nie? Kto nam zabroni, skoro o tym marzymy?

Czytaj także: Marek Bobakowski: Polskie Związki Wstydu. Działacze nie dorastają do pięt sportowcom (komentarz) >>

Jak zareagowali polscy działacze?

Polski związek nigdy mnie nie wspierał, nawet jak zdobywałam medale. Ale kiedy postanowiłam odejść, to chcieli mnie ukarać.

Ukarać?

Cały proces "transferu" był obrzydliwy, na dodatek polski związek wyliczył sobie kwotę 43 tysięcy euro (ok. 185 tys. zł - przyp. red.) za wydanie pozwolenia na moje występy w kadrze USA. To potężna kwota. Sumując moje stypendium, które w Polsce pobierałam, to musiałabym odkładać wszystko, co do złotówki, przez pięć lat. Mimo upływu czasu to dla mnie wciąż trudny i drażliwy temat. Nawet nie chcę sobie tego przypominać. Ostatecznie, PZSzerm otrzymał to, co chciał.

Smutne.

Rzadko używam tak mocnych słów, ale działacze używają zawodników do wspierania swoich własnych interesów, a nie odwrotnie. Wszystko było warte tego, aby jak najszybciej uciec od polskiego związku. Za to, jak postąpili ze mną, powinni otrzymać dożywotni zakaz pracy w sporcie.

Próbowała pani interweniować wyżej? Np. w ministerstwie sportu?

Tak.

I? Sprawa została zamieciona pod dywan? Do kogo personalnie ma pani największy żal?

Nie o personalia tutaj chodzi. To system i mentalność ludzi, z którymi ciężko się walczy.

Jak wygląda obecnie pani trening?

Wróciłam do planu, który realizowałam w latach 2009-2014 z Edwardem Korfantym.

W tym okresie zdobywała pani najwięcej medali.

Dokładnie tak i liczę, że znów będzie dobrze. Mój trener od lat mieszka w Portland. Właśnie w tym mieście trenuję większą część roku. W Polsce też jestem często, zwłaszcza jak mam serię zawodów w Europie oraz podczas przerwy między sezonami. W Warszawie współpracuję z fechmistrzem Piotrem Stroką.

Można porównać szermierkę w USA i w Polsce? Z perspektywy zawodniczki.

W Stanach jest dużo większa rywalizacja, co podnosi automatycznie poziom. Na dodatek sportowcy mogą korzystać z bardzo rozwiniętego systemu wsparcia.

Czytaj także: Prominentni działacze PZPN podejrzewani o przekręty finansowe >>

Dobrze, to żeby nasi czytelnicy i kibice dobrze zrozumieli: ma pani podwójne obywatelstwo, czy tylko polskie, ale uzyskała pani zgodę międzynarodowych władz, aby reprezentować USA? Jak to wygląda?

Tak, mam podwójne. Jestem Polką z urodzenia, Amerykanką poprzez małżeństwo.

W 2017 roku wyszła pani za Bradleya Sheltona.

Tak, mój mąż "Bradzio" pracuje dla US Army Europe w Warszawie. Jest moim całym światem, wspiera mnie bezgranicznie. To głównie dzięki niemu przetrwałam pięciomiesięczną batalię o kontynuowanie kariery.

Został uhonorowany orderem "Purple Heart". To specjalne odznaczenie dla żołnierzy, którzy zostali ranni podczas służby dla Stanów Zjednoczonych. Co się stało?

Został ciężko ranny podczas misji w Iraku.

Syn Henryk nie ma jeszcze dwóch lat.

Henio to wulkan energii, wszędzie go pełno. Ciekawe po kim (śmiech)? Synek ma podwójne obywatelstwo: polsko-amerykańskie. Zresztą, cała nasza rodzina jest polsko-amerykańska i jesteśmy z tego dumni. Czujemy się świetnie mieszkając w obu krajach.

Sport, rodzina, syn, ciągłe podróże między Warszawą a Portland. Ma pani jeszcze czas na pasje?

Staram się. Uwielbiam podróże, szybką jazdę samochodem i snowboard. Ostatni raz na desce byłam na początku ciąży. Wkrótce pewnie wrócę na stok. Po urodzeniu Henia na moment swoje zainteresowania odstawiłam na bok, ale powoli wracam.

Świetnie się pani czuje przed kamerą. Brała pani udział w programie "W czym do ślubu", często pojawia się pani w testach wiedzy w Telewizji Polskiej. Może to przyszłość? Chciałaby pani kiedyś pracować w telewizji?

Tak, uwielbiam kamerę. Udział w różnych programach to świetna zabawa, odskocznia od codziennych obowiązków, inny świat.

A szermierka? Ma pani papiery trenerskie?

Mam wszystkie papiery trenerskie i instruktorskie. Miałam zostać trenerem szabli w moim byłym klubie AZS-AWF Warszawa, ale w ostatniej chwili coś się zmieniło. Być może moje CV było "za ciężkie", albo za dużo kobiet ubiegało się o to stanowisko (śmiech). Nie wiem. To już w sumie nieważne.

***

Od kilku dni próbowaliśmy uzyskać komentarz ze strony Polskiego Związku Szermierczego. Rozmawialiśmy z wiceprezesem Cezarym Siessem, który odesłał nas do dyrektora biura związku - Jacka Słupskiego. Mimo wielokrotnych próśb skierowanych do sekretariatu o kontakt z dyrektorem oraz przesłania listy pytań drogą mailową, do tej pory nie otrzymaliśmy stanowiska działaczy w tej sprawie.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×