Redakcja PZTS: Dartom Bogoria Grodzisk Mazowiecki po raz trzeci z rzędu został mistrzem Polski, a pan miał dodatkowe powody do radości. Dzień po finale skończył pan 27 lat.
Marek Badowski: W poprzednich latach finały Lotto Superligi rozgrywane były wcześniej, czasem w maju, niekiedy w pierwszej połowie czerwca, a więc przed moimi urodzinami przypadającymi na 23 czerwca. Tym razem zagraliśmy o złoto z Dekorglassem Działdowo dzień przed tą datą. Z pewnością miło się spędza się osobiste święto po takim sukcesie.
Dwa lata temu powodów do radości nie było.
W 2022 roku byliśmy już 2-3 tygodnie po wygranym finale superligi z Polskim Cukrem Gwiazdą Bydgoszcz i akurat rywalizowaliśmy – jako reprezentanci Polski – w turnieju międzynarodowym rangi Feeder w słoweńskim Otocec. W urodziny wygrałem z Austriakiem Alexandre Chenem, następnego dnia z Chorwatami Andrejem Gaciną i Filipem Żeljko, a wreszcie 25 czerwca grałem w półfinale z Finem Benedekiem Olahem. Kontuzji barku doznałem w samej końcówce, kiedy już miałem piłki meczowe.
Jak zmieniła się pańska kariera po tym nieszczęśliwym upadku?
Wracałem już do dawnej wysokiej formy, czułem się coraz lepiej i pewniej przy stole, a tymczasem kontuzja odniesiona w Słowenii spowodowała dosyć długą przerwę w treningach. Nie było mowy o żadnej grze w lidze czy kadrze narodowej. Dopiero na początku 2023 roku, w meczu z Global Pharma Orlicz Suchedniów, pokonałem Daniela Bąka 3:2.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: poszła na plażę o 8 rano. Co za zdjęcia!
Właśnie w tym czasie niespodziewanie otrzymał pan powołanie na spotkania eliminacji mistrzostw Europy.
Na ławce byłem w meczu z Portugalią, zaś kłopoty zdrowotne Maćka Kubika i Samuela Kulczyckiego sprawiły, że wystąpiłem przeciwko Danii.
Chronologicznie, w tym samym sezonie 2022/23 wrócił pan na stałe do występów w Dartomie Bogoria, a po zakończeniu sezonu ligowego zagrał pan w reprezentacji w Chorwacji.
To było z kolei 3 dni po 26. urodzinach. W pierwszej rundzie eliminacji Contendera w Zagrzebiu miałem wolny los, a w drugiej trafiłem na Koreańczyka Oh Junsunga, prywatnie syna dawnego zawodnika Dartomu Bogorii Oh Sangeuna. Przegrałem 1:3, a na domiar złego naderwałem mięsień w tej wcześniej kontuzjowanej ręce. Szkoda, bo chciałem wrócić do zgrupowań i turniejów z udziałem kadrowiczów.
Minął kolejny rok i Marka Badowskiego nie ma w biało-czerwonych. Zmieniło się to, że od pół roku reprezentację prowadzi pański trener klubowy Tomasz Redzimski.
Rozmawiamy o reprezentacji, ale nie podjąłem jeszcze decyzji. Na razie to odległy temat, nie myślę o nim. Fakty są takie, że trenuję mniej niż kiedyś i nie jestem pewny, jak zdrowotnie poradziłbym sobie z większymi obciążeniami, a mam na myśli zajęcia i w klubie, i drużynie narodowej. Może jeszcze spróbuję, lecz wolałbym niczego nie deklarować.
W tym sezonie, poza mistrzostwem Polski, zwyciężył pan także w rozgrywkach zespołowych w Hiszpanii.
Nie ma o czym mówić, bowiem tylko raz zagrałem w barwach Real Cajasur Priego i żadnego medalu nie mogę otrzymać. Ale faktycznie, ten zespół sięgnął po złoto, a w składzie byli Hiszpanie, Portugalczycy i Szwed Hampus Soderlund.
Dalej będzie pan łączył grę w Dartomie Bogorii i Hiszpanii?
Może więcej zagram w lidze hiszpańskiej, bo zmieniłem klub na Alicante i dołączyłem do Patryka Zatówki, wychowanka Bogorii, z którym ostatnim spotkałem się przy okazji półfinału Lotto Superligi. Wygraliśmy z jego Petralaną Polonią Bytom.
Grał pan w MŚ i ME, nigdy zaś w igrzyskach olimpijskich.
Kiedyś to było moim największym pingpongowym marzeniem. Kiedy już ten cel wydawał się nie tak odległy do zrealizowania, kontuzja wszystko zaprzepaściła. Ale cały czas mam inne plany, związane np. z klubem. Chciałbym triumfować w europejskich pucharach, oczywiście najlepiej jakby to była Liga Mistrzów. I jeszcze jedno, złoto w MP w singlu.