Redakcja PZTS: Złotym medalem Ekstraklasy sprawiła pani sobie prezent urodzinowy?
Katarzyna Grzybowska-Franc (PGE Fibrain KU AZS Politechnika Rzeszów): Tak się miło złożyło. Urodziny miałam w środę, ostatniego dnia kwietnia, zaś dwumecz finałowy rozgrywałyśmy 3-4 maja.
Czyli w wieku 36 lat pierwsze złoto Drużynowych Mistrzostw Polski?
Wcześniej niemal co sezon wygrywał KTS Enea Siarkopol, a ja w tym klubie nigdy nie występował. Jedynie w 2006 roku GLKS Nadarzyn i 2022 Uniwersytet Ekonomiczny AZS Wrocław odebrał tytuł tarnobrzeżankom. Mało kto w Polsce może poszczycić się złotem w Ekstraklasie, poza zawodniczkami KTS-u.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Co za wyczyn. I to w wieku 82 lat!
Pani stawała na niższych stopniach podium?
Występowałam w dwóch drużynach z ambicjami medalowymi, tj. MKSTS Polkowice i SKTS Sochaczew. Z tymi ekipami zdobywałam krążki. Poprzedni sezon spędziłam w Starcie Nadarzyn, lecz nie dostałyśmy się do strefy medalowej. Z kolei granie w Białymstoku i Grodzisku Mazowieckim miało miejsce w trakcie ciąży albo już po urodzeniu dzieci. Głównym zadaniem było utrzymanie w lidze. Dziś Wiktor ma 6 lat, a Florentyna 3.
Złoto dla PGE Fibrain AZS Politechnika było spodziewane, czy bardziej wyśnione?
Czekałam i marzyłam o złocie, lecz chyba nie spodziewałam się, że osiągnę ten sukces w Ekstraklasie w 2025 roku. Z drugiej strony po dobrym sezonie zasadniczym i awansie do półfinału play-off wierzyłam, że na tym nie poprzestaniemy. Z tym, że pierwszy mecz finału u siebie przegrałyśmy 2:3, a początek rewanżu nie wskazywał na końcowe, pozytywne rozstrzygnięcie.
Przy stanie 1:1 w drugim spotkaniu w Tarnobrzegu, wasza zawodniczka Zuzanna Wielgos wysoko przegrywała z Fu Yu.
Zuzia musiała „gonić” wynik, bowiem doświadczona i utytułowana reprezentantka Portugalii prowadziła 2:0, a potem w piątym secie 6:2. Fantastyczne akcje Zuzanny Wielgos sprawiły, że wygrywała 8:6, ale potem to rywalka miała meczbole przy 10:8. Ostatnie skończyło się po naszej myśli 13:11.
O tytule przesądziła czwarta gra, w której Szwedka Li Fen pokonała Niemkę Han Ying 3:0.
Dzień wcześniej Li Fen doznała porażki z Han Ying 1:3 w Rzeszowie i raczej nic nie wskazywało, że zrewanżuje się jej w takim stylu i do zera.
W ogóle 48-letnia Li Fen, najstarsza zawodniczka finału i ligi, okazała się bohaterką decydującej rywalizacji. Zdobyła aż trzy punkty, pokonując Rumunkę Elizabetę Samarę praktycznie bez gry, bo przewaga była ogromna, a potem na wyjeździe z Natalią Bajor 3:1 i we wspomnianym pojedynku z Han. Nie liczyłam, że wytrzyma fizycznie tak trudne mecze, tak ciężkie poszczególne akcje.
Ustawiona na „trójce” Zuzanna Wielgos ograła po 3:2 Natalię Bajor i Fu Yu.
To były jej kapitalne występy. Najpierw z Natalią, która wróciła na szczyt indywidualnych mistrzostw Polski, od 0:2 do 3:2. Nazajutrz to samo z medalistą mistrzostw i igrzysk Europy Fu Yu.
Pani w finale nie punktowała, lecz to nie były złe gry.
W naszej hali przegrałam z Han 0:3, zaś z Fu Yu przy 0:2 i 6:10 obroniłam cztery meczbole, potem jeszcze jednego, ale skończyło się 11:13 w trzecim secie. Dodam, że nigdy w karierze, nawet w swoich najlepszych latach, z nimi nie wygrywałam. Tymczasem w niedzielę byłam blisko doprowadzenia od 0:2 do 2:2 z Han. Miałam setówki, szkoda, że nie doszło do piątej partii. Wreszcie znalazłam dobrą taktykę na rywalkę z Niemiec, która jest fantastyczną zawodniczką i praktycznie nie popełnia własnych błędów.
W tamtym sezonie klub z Rzeszowa wygrał tylko 4 mecze i zajął 6 miejsce. Dlaczego zgodziła się pani na transfer ze Startu Nadarzyn?
Zespół z Mazowsza wzmacniał się, a trener Marcin Kusiński zaproponował mi tylko kilka meczów w sezonie. Dla mnie to za mało, bowiem chciałam grać regularnie w najwyższej klasie, mimo że wiązałoby się z dłuższymi wyjazdami. Na co dzień mieszkam i trenuję w Gdańsku, ale w okręgu trójmiejskim nie ma drużyny w Ekstraklasie. Podczas indywidualnych mistrzostw Polski rozmawiałam z trenerem-menedżerem rzeszowskiej Politechniki Karolem Paśko. Dość szybko doszliśmy do porozumienia ws. mojej gry na Podkarpaciu.
Pojawiła się też alternatywa?
Był nią powrót do Sochaczewa, ale wybór padł na Rzeszów ze względu na nowe doświadczenia.
Wiedziała pani, że w drugim roku startów w elicie PGE Fibrain AZS Politechnika sięgnie po znaczące wzmocnienia?
W momencie moich negocjacji dochodziły do mnie informacja, że klub będzie silny kadrowo. W tamtym momencie rozpatrywany był transfer Hiszpanki Marii Xiao. Ale federacja nie zgodziła się na jej grę w Polsce. Wtedy też okazało się, że niejako w zastępstwie trafi do nas Li Fen, mistrzyni Europy z 2013 roku.
Na polskie warunki to były konkretne „posiłki” w osobach: Ayami Arumoto, Li Fen, Katarzyna Grzybowska-Franc.
W sumie zgłoszone zostały trzy Azjatki. I faktycznie, skład jest bardzo silny. Muszę przyznać, że nie podejrzewałam, że Li Fen w wieku 48 lat będzie grała na tak wysokim poziomie. A tymczasem ogrywa rywalki na dużym spokoju, prezentując świetną formę. Bardzo mocna zawodniczka.
Znała ją pani z międzynarodowych turniejów?
Spotykałyśmy się na zawodach dawnego cyklu ITTT Pro Tour, dzisiejszy World Tour, ale nigdy się nie zmierzyłyśmy. Zawsze bardzo ją ceniłam.
Co pani sądzi o „długowieczności” w ping-pongu. Han Ying i Fu Yu są dużo starsze i grają w swoich reprezentacjach.
Już wspomniałam, nie muszą mieć super kondycji w wieku czterdziestu paru lat, ale wypracowana technika zostaje na długie lata. Sama nie zaliczam się do starych zawodniczek, ale jak patrzę na młodzież, to brakuje ogólnie ambicji… Inne czasy, inne priorytety. Na tym poprzestańmy.
Jakie są pani relacje z Li Fen?
Przede wszystkim nie spodziewałam się, że jest tak otwartą osobą. Ekstra kumpela, która dobrze mówi po angielsku i można pogadać na wiele tematów. Opowiada żarty, robi kawały.
Komu sprawiła psikusa?
W 1/8 finału wygrywałyśmy we Francji z Lille Metropole 3:1, a Li Fen zdobyła dwa punkty. Przed rewanżem byłyśmy w uprzywilejowanej sytuacji. Li Fen miała nie zagrać, ale „wkręcała” Szwedkę z ekipy rywalek Filippę Bergand, że na pewno pojawi się na rewanżu... Wysyłała jej nawet zdjęcia z lotniska. Oczywiście to były stare fotki. Kiedy Filippa zobaczyła mnie w hali, dopytywała, gdzie jest Li Fen...
Jak utrzymuje formę mając blisko 50 lat?
Bardzo dobra o regenerację i odpoczynek. W oczekiwaniu na wieczorny mecz potrafi przespać pół dnia. Mówi, że to jej pomaga. A po grach idzie na masaż i do spa. Dba o siebie. W ogóle to pani bardzo rodzinna, opowiadała o swoich synach, jeden w tym roku zaczyna studia, drugi ma dopiero 10 lat.