Redakcja PZTS: Polskie kluby - Dartom Bogoria i Global Pharma Orlicz 1924 - po raz pierwszy zagrały w Final Four Ligi Mistrzów. Z jakim innym wydarzeniem można porównać turniej w Saarbruecken?
Marek Badowski: Dopiero przed nami Final Four Lotto Superligi, więc na porównania przyjdzie czas. Z dotychczasowych zawodów, wskazałbym na drużynowe mistrzostwa Europy we francuskim Nantes w 2019 roku. W ćwierćfinale graliśmy z gospodarzami i byliśmy o krok od awansu do strefy medalowej. Po dwóch punktach Kuby Dyjasa i moim prowadziliśmy 2:0, ale ostatecznie przegraliśmy 2:3. Atmosfera na trybunach była niesamowita. Francuzi świetnie wspierali swoich zawodników, a przy tym nie obrażali nas.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Partnerka Dybali skradła show. Co za kreacja!
Do położonego na zachodzie Niemiec Saarbruecken, mimo znacznej odległości, przyjechało mnóstwo kibiców z Grodziska Mazowieckiego i Suchedniowa.
Naszych fanów było 70, może 80 osób. Autokar plus osobówki. Bardzo miło, że pojawili się na turnieju finałowym i wspaniale nas dopingowali. Wsparcie podczas meczu było niesamowite.
Drużyna Dartomu Bogorii pojawiła się na miejscu już w środę?
Planowaliśmy przeprowadzić cztery treningi, ale pierwszego dnia wieczorem niestety musieliśmy odwołać. Opóźnił się lot z Warszawy do Luksemburga, skąd mieliśmy najbliżej drogą lądową do Saarbruecken. Później jeszcze okazało się, że gospodarze Final Four odbiorą nas, lecz z opóźnieniem. W czwartek mieliśmy dwa treningi w ośrodku FC Saarbruecken, zaś w piątek oficjalny trening w hali zawodów.
Znów trzeba było się przyzwyczaić do zmiany piłeczek i stołów?
Chyba miałem najlepiej, bo takim samym sprzętem dysponujemy w Grodzisku Mazowieckim i przez dłuższy czas trenowałem w warunkach turniejowych. Większość pozostałych zawodników grała niedawno w mistrzostwach świata w katarskiej Dausze innymi piłkami i na innych stołach, więc musieli się przestawić.
W składzie waszej drużyny jest Japończyk Jin Takuya, który w sezonie 2023/24 sięgnął z FC Saarbruecken po zwycięstwo w Lidze Mistrzów.
W Niemczech grał też Panos Gionis, ale z kolei w ekipie naszych półfinałowych rywali - Borussii Duesseldorf. Natomiast do Saarbruecken wszyscy jeździliśmy na zgrupowania zespołu albo wcześniej polskiej kadry narodowej. Z tym, że trenowaliśmy też w jeszcze innej, trzeciej hali.
Borussia to dziś Timo Boll, Qiu Dang i Szwed Anton Kallberg. Spodziewaliście się tego ustawienia, czy może z młodszymi od nich: Kayem Stumperem lub Norwegiem Borgarem Haugiem?
Desygnowali do gry podstawową trójkę, co nie było zaskoczeniem. Rozważaliśmy, że może wystawią Stumpera, ale to było raczej mało prawdopodobne. 44-letni Boll kończy karierę, a że gra wciąż na wysokim poziomie, to nic dziwnego, że wystąpił na trójce.
Żałujesz, że nie zagrałeś z Bollem?
Trochę tak, bo tak się złożyło, iż nigdy na niego nie trafiłem. I to była ostatnia szansa.
Przed "Gladiatorami" jeszcze jeden Final Four, tym razem Lotto Superligi 14-15 czerwca w Grodzisku Mazowieckim.
Mam nadzieję, że wykorzystamy atut w postaci własnej hali i doświadczenie wyniesione z imprezy o takim samym formacie w Niemczech. Wiemy jak ważne są detale, ale też, że w takich imprezach popełnia się więcej błędów.
W półfinale zagracie z beniaminkiem Villa Verde KS Olesno.
Uważam, że to dobry zespół, podobnie jak Balta AZS AWFiS Gdańsk. W składzie Villi Verde są m.in. Wandżi, Taisei Matsushita, Jarosław Żmudenko. W tym sezonie 2-krotnie pokonałem Wanga w Lotto Superlidze i raz Żmudenkę w lidze hiszpańskiej. Dotąd nie rywalizowałem z Japończykiem. Ale najbardziej wymagający będzie Dekorglass Działdowo.