Jan-Lennard Struff nie jest postacią anonimową w męskim tenisie. W zawodowym tourze zadebiutował w 2009 roku. Przez długi czas przebijał się do szerokiej czołówki. Cztery lata po debiucie dotarł do czołowej setki rankingu, a w 2019 roku wreszcie był rozstawiony w turnieju wielkoszlemowym. Sezon 2021 to z kolei pierwszy finał turnieju ATP w karierze.
Na tej długiej drodze wciąż brakuje triumfu. Mało brakowało, a sięgnąłby po niego w Madrycie, a przecież w teorii nie powinien znaleźć się nawet w głównej drabince.
Przegrał bowiem w drugiej rundzie eliminacji z Asłanem Karacewem. Później jednak skorzystał na rezygnacji innych tenisistów z udziału w zmaganiach w stolicy Hiszpanii. Rozpoczął się jego koncert.
ZOBACZ WIDEO: Zrobiła to! Jechała rowerem nad przerażającymi przepaściami
Trzysetówki stały się jego specjalnością
Kibice mogli przecierać oczy ze zdumienia. Struff wskoczył do turnieju i najpierw pokonał w dwóch setach Lorenzo Sonego, a następnie wygrał pięć trzysetowych pojedynków! Zwyciężył m.in. z Benem Sheltonem, ze Stefanosem Tsitsipasem i... Karacewem, z którym spotkał się w eliminacjach.
Tak dotarł do finału i żeby sięgnąć po tytuł musiał pokonać Carlosa Alcaraza. Niemiec sprawił problemy młodemu Hiszpanowi, ale tym razem w trzysetówce to rywal okazał się lepszy. Podczas ceremonii zakończenia turnieju Struff otrzymał wielkie brawa od madryckiej publiczności.
- To była niesamowita podróż od wejścia do drabinki jako "szczęśliwy przegrany" do finału. Mam nadzieję, że doda mi to motywacji na najbliższe miesiące. To dla mnie dotychczas największe osiągnięcie w karierze - powiedział po meczu, cytowany przez atptour.com.
Niewielu obiera taką drogę
Wejście Struffa do finału w Madrycie to niewątpliwie jedna z największych sensacji ostatnich lat. Ten sezon dotychczas nie układał się najlepiej dla 33-letniego Niemca. W wielkoszlemowym Australian Open przedzierał się przez kwalifikacje, a w drabince głównej odpadł w I rundzie. Później zdecydował się na grę w kilku... challengerach, czyli zmaganiach niższej rangi.
I tym sposobem wybrał się na korty twarde do Wilna, Phoenix, czy nawet w takie zakątki świata jak Bahrajn i Maroko. To właśnie w marokańskim Marakeszu zainaugurował sezon na kortach ziemnych, ale na otwarcie przegrał z Hugo Gastonem.
Gdy później zaimponował swoim występem w Monte Carlo, gdzie odpadł dopiero po swoim czwartym meczu (porażka z Andriejem Rublowem), to w Monachium pożegnał się z turniejem już w pierwszej rundzie.
Struff zwiedził w tym roku już kilka kontynentów. Jest typem zawodnika, który bardzo ceni sobie możliwość zwiedzania miast i zabytków podczas dalekich wyjazdów. Jednocześnie jednak często walczy z jet lagiem przy podróżach w inne strefy czasowe.
- Staram się dużo spać, zwłaszcza gdy jestem w domu. W każdym turnieju jest inaczej. Jetlag czasami nie jest łatwy. Muszę zmuszać się do spania, bo lubię robić różne rzeczy, szybko wstać i poćwiczyć, a czasami jest tego u mnie za dużo. Wtedy dochodzi do tego, że męczy mnie podróżowanie - powiedział i dodał przy tym, co mu pomaga.
- Na pewno relaks, aby oderwać myśli od tego. Biorę też ze sobą fizjoterapeutę, aby przygotować moje ciało. To dla mnie ważna rzecz - podkreślił.
To jego znak rozpoznawczy
Struff w tourze wyróżnia się potężnym serwisem i tym, że jest bardzo wysokim zawodnikiem. Mierzy 199 cm i wspomniane wyżej podróże potrafią mu dać mocno w kość. Zwłaszcza że nie zawsze może tam znaleźć miejsce w klasie biznesowej.
Niemiec wskazał w rozmowie z atptour.com dwie rzeczy, które zawsze muszą się u niego znaleźć w bagażu, gdy jedzie na turnieje.
- Zawsze zabieram ze sobą dużo czapek, bo lubię czapki przeciwsłoneczne. Wielu mężczyzn ma PlayStation, ale ja zdecydowanie nie jestem dobrym graczem (...) Właściwie nie mam ze sobą zbyt wielu rzeczy. Często biorę też zeszyt, żeby coś zanotować. Naprawdę lubię to robić - powiedział.
Po wspaniałym występie w Madrycie Niemiec może cieszyć się z awansu do czołowej "30" rankingu ATP. Obecnie zajmuje 28. pozycję. Jego przykład pokazuje, że grubo po skończeniu 30 lat można osiągać największe sukcesy w karierze, a zapewne wiele jeszcze przed nim.
Dawid Franek, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
Hubert Hurkacz poznał drabinkę turnieju w Rzymie. Wraca Novak Djoković