Wyszła na kort z czarną wstążką. Miała ku temu ważny powód

Getty Images / John Walton/PA Images / Na zdjęciu: Elina Switolina
Getty Images / John Walton/PA Images / Na zdjęciu: Elina Switolina

Elina Switolina od lat jest czołową ukraińską tenisistką, a w czasach wojny stara się być godną ambasadorką swojego kraju. W poniedziałek przystąpiła do rywalizacji o ćwierćfinał Wimbledonu z jasnym przekazem.

W lutym 2022 roku Rosja dokonała inwazji na Ukrainę i od tego czasu okupuje sporą część tego kraju. Działania wojenne nie dotknęły tylko celów militarnych. Wśród rannych i zabitych znalazła się także ludność cywilna. W zasadzie nie ma dnia, aby u naszych wschodnich sąsiadów ktoś nie stracił życia.

Elina Switolina od początku sprzeciwia się rosyjskiej inwazji i mówi o tym głośno. Swego czasu mocnego wsparcia udzieliła jej liderka rankingu WTA, Iga Świątek, organizując w Krakowie charytatywne wydarzenie. Aktualna 21. rakieta świata nie podaje ręki rosyjskim i białoruskim rywalkom, starając się jasno manifestować swoje zdanie na temat trwającej wojny.

W poniedziałek Switolina rozegrała mecz IV rundy singla w ramach wielkoszlemowego Wimbledonu 2024. Na korcie numer 2 pewnie pokonała Chinkę Xinyu Wang 6:2, 6:1. Kibice z pewnością dostrzegli, że na stroju tenisistki pojawiła się czarna wstążka.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ma 41 lat i jej uroda wciąż jest zniewalająca

To oczywiście nawiązanie do wydarzeń, które miały miejsce tego dnia w jej ojczyźnie. Jak poinformowała Ukraińska Federacja Tenisowa w wyniku ataków rakietowych zginęło co najmniej 31 osób, a 125 zostało rannych.

Tym razem celem rosyjskiego najeźdźcy były takie ośrodki, jak Kijów, Dniepr, Krzywy Róg, Słowiańsk i Kramatorsk. Zbombardowano również największy w Ukrainie szpital pediatryczny "Ohmatdyt".

Tymczasem Switolina awansowała do ćwierćfinału rozgrywanego na na kortach trawiastych Wimbledonu 2024. W środę jej przeciwniczką będzie faworyzowana Kazaszka Jelena Rybakina.

Czytaj także:
Nie tylko Maja Chwalińska. Biało-Czerwoni grali w różnych krajach
Wimbledon: deszcz nie zatrzymał Tomasza Berkiety