Czwartkowy ćwierćfinał Polish Open 2024 nie należał do najłatwiejszych dla Mai Chwalińskiej. Trzy sety, kryzysowe momenty i ponad dwugodzinna przerwa w drugiej partii ze względu na deszcz. To wszystko działo się dziś na korcie centralnym przy ulicy Myśliwieckiej.
- Właśnie się śmiałam, że wstrzymanie meczu tak naprawdę mi bardzo pomogło, bo dzisiaj moje ciało się mocno buntowało i czułam się bardzo źle. Szczególnie w pierwszej czesci meczu, gdzie myślałam, że może być różnie - przyznała Chwalińska tuż po rywalizacji.
- Mimo że po przerwie przegrałam seta, to była ona dla mnie korzystna. Myślę też, że nasz poziom podniósł się w porównaniu z pierwszą partią - stwierdziła.
ZOBACZ WIDEO: "Pod siatką". Zawodnicy i zawodniczki już po ślubowaniu. Humory dopisywały
Polka uznała również klasę swojej przeciwniczki. - Darja jest bardzo dobrą i waleczną zawodniczką. Spodziewałam się, że to będzie bardzo ciężkie i fizyczne starcie i tak też było. Cieszę się, że przeżyłam i mam nadzieję, że w piątek będę grała późno, dzięki czemu będę miała więcej czasu na regenerację.
Na spotkanie z Semenistają Chwalińska wyszła z obandażowanym jednym udem. W trakcie potyczki potrzebna była przerwa medyczna, aby zatejpować także drugą nogę.
- Nie wiem, co się stało, bo to wszystko zadziało się przed tuż przed meczem. Nie miałam więc możliwości tego porządnie potraktować, tylko musiałam jakoś spróbować z tym zagrać. Teraz na pewno troszeczkę się odświeżę i będziemy działać - wyjaśniła.
Chwalińska odniosła się też do potencjalnej taktyki na starcie z Semenistają, która - tak samo jak ona - jest tenisistką leworęczną.
- Specjalnego planu nie było... Szczerze mówiąc, ostatnio taktycznie jest u mnie różnie. To znaczy, że lepiej funkcjonuję, kiedy nie myślę o takich rzeczach - dodała Polka.
Z Warszawy Julian Cieślak, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
Polski duet poznał rywalki na igrzyskach
Wpadka organizatorów. Na tę drabinkę trzeba było czekać