Bohaterki sezonu: Kim Clijsters

Kim Clijsters w wielkim stylu wróciła do tenisa. Belgijka rozegrała cztery turnieje, w tym wielkoszlemowy US Open i od razu znalazła się w czołowej dwudziestce rankingu WTA.

W tym artykule dowiesz się o:

Tenisistka z Bree w 2005 roku na Flushing Meadows zdobyła swój jedyny dotychczas tytuł w Wielkim Szlemie. W 2006 roku nie przyjechała go bronić z powodu kontuzji, a w 2007 roku zakończyła karierę. W ciągu czterech lat nic się nie zmieniło. Kim znowu jest królową Nowego Jorku. Odniosła tam już czternaście kolejnych zwycięstw i została pierwszą mamą, która zdobyła wielkoszlemowy tytuł od czasu Evonne Goolagong, triumfatorki Wimbledonu sprzed 29 lat. Dla Kim był to jej pierwszy wielkoszlemowy turniej od Australian Open 2007, gdzie doszła do półfinału.

Wyczekiwany powrót Clijsters nastąpił na początku sierpnia w Cincinnati, gdzie doszła do ćwierćfinału pokonując Marion Bartoli, Patty Schnyder i Swietłanę Kuzniecową, a przegrywając z Dinarą Safiną. Potem Belgijka doszła do III rundy (1/8 finału) w Toronto, ogrywając kolejną zawodniczkę z Top10 Wiktorię Azarenkę, a ulegając Jelenie Janković. Już po US Open po blisko miesięcznej przerwie pojechała do Luksemburga, ale odpadła w II rundzie, przegrywając po trzysetowej batalii ze Schnyder.

Powrót Clijsters oznacza dla kobiecego tenisa same pozytywy. Wróciła wyrazista postać, której osobą zawsze interesowały się tłumy kibiców. Bo Belgijka zawsze gwarantowała emocje. Może w jej tenisie nie ma zbyt wielu technicznych fajerwerków, ale ta zawodniczka ma charyzmę i kibice zawsze śledzili jej występy z ogromnym zainteresowaniem. Szczególne wrażenie robiły jej głębokie szpagaty, które również i w czterech tegorocznych startach mogliśmy obserwować. Jej gra zawsze opierała się na perfekcyjnym przygotowaniu biegowym i bardzo dobrej grze z głębi kortu.

Chyba nikt nie miał wątpliwości, że Kim wraca po to, by znowu wygrywać. Skoro już zdecydowała się rozpocząć drugą karierę, to nie po to by wieść ogony. Ale tak szybki triumf w US Open i ją samą zaskoczył. Belgijka, która teraz nie może poświęcić całego swojego czasu tenisowi (musi opiekować się córeczką), na pewno będzie koncentrować swoją uwagę na turniejach wielkoszlemowych. Dlatego raczej nie ma się co spodziewać, że wróci na miejsce pierwsze w rankingu (choć będzie walczyła o Masters). Tego raczej należy oczekiwać od jej rodaczki Justine Henin, która również wznawia karierę.

Wartością dla Kim oprócz postawy fair play w czasie meczu jest również zachowanie poza kortem. Z jej twarzy nigdy nie znikał uśmiech, zawsze emanowało z niej ciepło, nigdy nie odmówiła podpisania kartki kibicom, lubiła się z nimi fotografować. I właśnie przez kontakty z ludźmi Clijsters dodatkowo zyskiwała w opinii publicznej. I to się w ogóle nie zmieniło. Nie ma w niej nic z rozkapryszonej gwiazdy, jakich pełno w tenisowym świecie.

W roku 2010 wystąpi w Australian Open, potem w Indian Wells, Miami, Madrycie, Roland Garros, Wimbledonie, Cincinnati, Montréalu, US Open i Pekinie.

Źródło artykułu: