Dominika Pawlik: Świątek zrobiła to po raz drugi. Rzadko się to zdarza [OPINIA]

PAP / Marcin Cholewiński / Na zdjęciu: Iga Świątek
PAP / Marcin Cholewiński / Na zdjęciu: Iga Świątek

Uwielbiamy scenariusze, liczenie prawdopodobieństwa, analizowanie wariantów, ale Iga Świątek zdecydowanie nie. Ona po prostu wyszła na kort i rozbiła Darię Kasatkinę, oddając jej tylko gema, choć dwa dni wcześniej przegrała mecz.

Można powiedzieć, że Iga Świątek na własne życzenie skomplikowała sobie sytuację z awansem do półfinału. Wystarczyło, tylko i aż, pokonać Coco Gauff. Zadanie to było trudne, nie niemożliwe, ale w tej chwili, jak się okazało, dla Polki niewykonalne.

Nic w tym złego. Amerykanka ostatnio prezentowała bardzo dobrą formę, powtórzyła udany występ przeciwko swojej byłej koleżance z deblowego duet Jessice Peguli, dzięki czemu pokonała po raz drugi w karierze Świątek. Ona wypełniła swój plan, po dwóch meczach gwarantując sobie awans. Brawo Coco!

W przypadku Igi tak łatwo nie było. Bo choć ostatecznie wygrała drugi mecz w Rijadzie, pokonując Kasatkinę, to wciąż musi czekać na to, czy zagra dalej. I to jest właśnie ewenement tego turnieju. Przez 10 miesięcy w roku porażka oznacza koniec udziału w imprezie, powrót do domu, skupienie się na kolejnym, a w WTA Finals ciągle jest szansa na to, by nawet zdobyć tytuł.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Sabalenka wyprzedziła Świątek. Otrzymała po tym prezent

Ten format wzbudza sporo emocji, nam odbiorcom raczej się podoba, bo nic tu nie jest zero-jedynkowe. Biorące w nim udział tenisistki chyba też to lubią. Świątek pokazała, że po porażce szybko umie obrać właściwy kurs. Wybiła z głowy myśli, że brak jej tu ogrania. I nawet jeśli nie awansuje dalej, to zrobiła co w jej mocy, by do tego doprowadzić.

Faktycznie możemy mieć niedosyt po straconym secie z Krejcikovą i porażce bez wywalczenia seta z Gauff. Jednak bardzo pozytywne jest to, że na kort przeciwko Kasatkinie wyszła w sposób, jakby tamte dwa poprzednie mecze w ogóle się nie odbyły. Rosjance za to brakowało sporo tenisowo, prawdopodobnie nie trenowała tak dużo, jak pozostałe uczestniczki, nie czuła tak dobrze kortu, nie była już po prostu w formie.

Niektórzy na przetrawienie porażki potrzebują znacznie więcej czasu. Trudno jest się im też adaptować do innych formatów niż utarty w tourze schemat, w którym porażka oznacza koniec. Co ciekawe, Polka w tej sytuacji znalazła się drugi raz w tym sezonie. Podobnie było na igrzyskach, kiedy przegrała w półfinale z Qinwen Zheng, a potem musiała walczyć o brąz z Anną Karoliną Schmiedlovą. Z tym samym skutkiem.

Cokolwiek się nie stanie, Świątek pokazała, że nie zapomniała jak grać, że potrafi myśleć zadaniowo, adaptując się do zasad i że liczy na siebie. I tak powinno być, wszak tenis to sport indywidualny.

Dominika Pawlik, dziennikarka WP SportoweFakty 

Źródło artykułu: WP SportoweFakty