Jan Zieliński, specjalizujący się w grze podwójnej, w mijającym roku zdobył dwa tytuły wielkoszlemowe. W styczniu, w parze z Su-Wei Hsieh, wygrał Australian Open, a w lipcu triumfował na Wimbledonie. W rozmowie z "Faktem" tenisista podkreślił, że zawsze wierzył w swoje możliwości i nie bał się głośno mówić o swoich ambicjach.
Zieliński przyznał, że mijający sezon był przełomowy, choć nie bez wyzwań. - Na pewno był przełomowy, jeżeli chodzi o zwycięstwa wielkoszlemowe w mikście. Za to jeżeli chodzi o rozgrywki stricte deblowe, to pozostało troszkę niedosytu - mówił.
Jeżeli chodzi o miksta, to Polak planuje kontynuować współpracę Hsieh, choć jej przyszłość w tenisie jest niepewna. Z kolei w deblu jego nowym partnerem został Sander Gille, który zajął miejsce Hugo Nysa.
- Potrzebowałem zmiany. Myślę, że Hugo (Nys - przyp. red.) wychodził z podobnego założenia, że potrzebujemy pewnego rodzaju powiewu świeżości - tłumaczył. Wybór Gille'a był natomiast podyktowany względami tenisowymi i mentalnymi.
Polski deblista potwierdził również, że w minionym sezonie najbardziej przykre było dla niego to, iż nie mógł zagrać na igrzyskach olimpijskich w Paryżu. - Smutny moment. Nie tylko z racji braku występu, ale również z powodu pechowej kontuzji Hubert (Hurkacza - przyp. red.), która okazała się bardzo poważna - wyjaśnił Zieliński, dodając, że jest pozytywnie zaskoczony zmianami w sztabie szkoleniowym rodaka.
ZOBACZ WIDEO: Kibice zgotowali jej owacje na stojąco. Łzy szczęścia płynęły same