Magdalena Fręch w fatalnym stylu zakończyła pierwszą część sezonu, rozgrywaną na kortach twardych. Nasza tenisistka przeniosła się na mączkę po tym, jak przegrała pięć spotkań z rzędu. W dodatku w ostatnim czasie Polka zmagała się z kontuzją.
Jej pierwszym turniejem na nawierzchni ziemnej okazała się impreza rangi WTA 500 w Stuttgarcie. Fręch na dzień dobry zmierzyła się z 152. tenisistką światowego rankingu WTA Sarą Errani i po 3 godzinach i 11 minutach gry zwyciężyła 5:7, 6:4, 7:6(5).
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Serena Williams zachwyciła kibiców nowymi zdjęciami
Legendarna Włoszka została rywalką Polki jako "szczęśliwa przegrana" po tym, jak wycofała się Słowaczka Rebecca Sramkova. Nasza tenisistka udanie rozpoczęła starcie ze zdecydowanie niżej notowaną przeciwniczką, wygrywając trzy pierwsze gemy, w tym jeden przy jej serwisie.
W czwartym gemie Fręch nie wykorzystała break pointa, po którym mogła prowadzić 4:0. W momencie, gdy prowadziła 5:3 i serwowała na zakończenie seta, nikt nie spodziewał się, że napotka problemy.
Tymczasem Errani wypracowała trzy break pointy i wykorzystała drugiego z nich, przedłużając szansę na zwycięstwo w partii. Następnie doprowadziła do remisu 5:5, by ostatecznie przegrać 5:7. W dwunastym gemie nasza tenisistka walczyła długo, by ostatecznie zakończyć seta przy trzeciej możliwej okazji.
II set rozpoczął się fatalnie dla Fręch. Nie dość, że została przełamana na dzień dobry, to w trzecim gemie mogła ponownie stracić podanie. Wówczas jednak zdołała się obronić, ale nie powtórzyła tego w piątym.
Za sprawą dwóch przełamań i znakomitej skuteczności przy własnych podaniach zrobiło się 5:1 dla Errani. Jednak waleczna Polka w ósmym gemie obroniła piłkę setową i odrobiła część strat (3:5).
Włoszka z kolei przy serwisie przeciwniczki nie wykorzystała dwóch kolejnych piłek setowych. W końcu jednak dopięła swego, zwyciężając 6:4 i tym samym doprowadzając do decydującej odsłony tego pojedynku.
Wówczas Fręch miała kolejne kłopoty, gdy w trzecim gemie straciła podanie. Co prawda mogła od razu odrobić stratę, ale zawiodła przy dwóch break pointach. To samo wydarzyło się także kilka minut później.
W ósmym gemie nasza tenisistka wypracowała dwa kolejne break pointy, ale tym razem była w stanie pójść za ciosem. Doprowadziła do remisu 4:4, ale w jedenastym ponownie straciła podanie (5:6).
Polka miała czego żałować, bo obroniła trzy break pointy, by skapitulować przy czwartym. Wówczas Errani serwowała na zakończenie meczu, lecz nie zdobyła nawet punktu i tym samym doszło do tie-breaka.
W nim ponownie emocji było co niemiara. Po wygraniu wymiany przy serwisie rywalki i zdobyciu kompletu punktów przy własnym podaniu Włoszka prowadziła już 5-2. Wówczas rozpoczął się wielki powrót Fręch. Najpierw udało jej się doprowadzić do remisu (5-5), następnie wypracować piłkę meczową i chwilę później postawić kropkę nad "i".
Po zaciętym boju nasza tenisistka dopięła swego i przełamała serię porażek. Awans do ćwierćfinału oznacza, że zmierzy się z trzecią rakietą świata Amerykanką Jessiką Pegulą.
I runda gry pojedynczej:
Magdalena Fręch (Polska) - Sara Errani (Włochy, LL) 7:5, 4:6, 7:6(5)