To był znamienny moment pierwszego seta, gdy Polka podeszła do swojej ławeczki i z impetem cisnęła rakietą o kort. Trudno się nawet dziwić, bo tak fatalnej gry Igi Świątek dawno nie widzieliśmy.
W pierwszym secie meczu z Madison Keys w ćwierćfinale turnieju w Madrycie nie wychodziło jej dosłownie nic. Wyglądało to tak, jakby triumfatorka tegorocznego Australian Open mierzyła się z juniorką i całkowicie dominowała nad Polką.
Jak na dłoni było widać największe problemy u Igi. Słabo funkcjonował serwis, ale przede wszystkim chodzi o stronę mentalną. W najważniejszych momentach się myliła. Gema na 0:3 oddała po podwójnym błędzie serwisowym, na 0:5 wyrzuciła banalną piłkę w aut.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Karolina Kowalkiewicz nie kryła entuzjazmu. "Odkryłam nową pasję!"
Wiceliderka rankingu WTA wydawała się totalnie zagubiona, to właśnie wówczas przy 0:5 rzuciła rakietą. W konsekwencji przegrała seta 0:6 po raz pierwszy od niemal czterech lat. Nic nie wskazywało na to, żeby miało się to zmienić. Amerykanka pokazywała mocny, skuteczny, bezlitosny tenis.
Po tym, jak Iga prezentowała się w tym roku, nawet najwięksi optymiście nie wróżyli jej powrotu do meczu. Świątek jednak w końcu zaprezentowała to, co było jej domeną w poprzednich sezonach - niesamowitą siłę mentalną. Po przerwie odcięła wszystkie swoje traumy z pierwszego seta i skupiła się na swojej grze. Efekty nadeszły błyskawicznie.
Kilka udanych piłek pozwoliło Polce nabrać sporej pewności siebie. Coraz więcej zagrań jej wychodziło i zaczęła powoli przejmować inicjatywę. Keys nie grała już tak pewnie, coraz częściej się myliła. To Świątek uzyskała kontrolę nad meczem, a Amerykanka nie miała planu B. Jakby była przekonana, że po fatalnym pierwszym secie Polka już się nie odbuduje.
W trzecim secie Świątek po kilku wyrównanych gemach znów włączyła wyższy bieg. Wykorzystywała wszystkie słabsze zagrania Amerykanki. Ostatecznie wygrała 0:6, 6:3, 6:2 i awansowała do półfinału turnieju rangi WTA 1000 w Madrycie.
To może być mecz, jakiego Iga potrzebowała, by wrócić na szczyt. Iga nie zapomniała przecież przez kilka miesięcy, jak się gra w tenisa. W mojej ocenie największy jej problem leżał w mentalu. Polka w ostatnich miesiącach zdecydowanie łatwiej się frustrowała, straciła pewność siebie, z jaką grała wcześniej. To właśnie była przyczyna najsłabszego startu sezonu od 2020 roku.
Właśnie takie spotkanie może stanowić punkt zwrotny dla 23-latki. Nareszcie była w stanie wrócić po fatalnej grze i taka wygrana powinna dać jej więcej siły mentalnej i pewności, że jest w stanie wyjść z każdej sytuacji. W końcu przecież to robiła wielokrotnie przez ostatnie lata. Jeśli tak się stanie, to już niedługo zobaczymy Świątek wygrywającą turnieje, a kto wie, może za kilka miesięcy znów stanie na czele rankingu WTA.
Na razie nie popadałbym jednak w huraoptymizm. W czwartkowym półfinale Świątek zmierzy się albo z Coco Gauff albo z Mirrą Andriejewą. To właśnie ten mecz pokaże, czy Polka poradziła sobie już ze swoimi demonami w tym sezonie. Obie tenisistki należą przecież do światowego topu i z pewnością postawią Świątek trudne warunki.
Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty