To aż niemożliwe, że byliśmy świadkami takiej porażki. Amerykanka wygrała 6:1, 6:1, a niewiele brakowało, by w drugim secie w ogóle nie straciła gema. Polka popełniała błąd za błędem, była dość chaotyczna w swoich działaniach i przede wszystkim była bezradna. Gauff zagrała świetnie, ale w dużej mierze dlatego, że rywalka jej na to pozwoliła.
Choć nie było rzucania rakietami ani okrzyków w stronę sztabu szkoleniowego, był jeden wybuch złości. W drugim secie przy stanie 0:1 (15:30) Świątek popełniła kolejny błąd, pakując piłkę w siatkę. "Ku***! Dlaczego no?! Co za gówno!" - krzyknęła, irytując się na swoją grę.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Stać ich na luksus. Zobacz "bryki" znanych piłkarzy
Wśród kibiców zapanowała konsternacja. Ci z Polski dobrze wiedzieli, co Świątek wykrzyczała, a ci, którzy nie znają języka polskiego, na pewno się zastanawiali, co to była za wiązanka, którą usłyszeli.
Po chwili sędzia poinformował o ostrzeżeniu dla Polki za niewłaściwe zachowanie. Nic dziwnego, arbitrzy znają najpopularniejsze przekleństwa w wielu językach. To pewnie mieli okazję słyszeć co najmniej kilkakrotnie.
Czy Świątek ten upust emocji pomógł? W ogóle. Wydawała się zupełnie nie być rozluźniona, w napięciu oczekując na kolejne punkty. Nie poruszała się po korcie tak, jak wszystkich do tego przyzwyczaiła. To nie jest Iga, którą znamy z poprzednich lat. Wygrane zaledwie dwa gemy w meczu - to zupełnie nie jest do niej podobne.
Do czerwca 2024 roku Iga Świątek grała z Coco Gauff dwanaście razy i przegrała tylko raz. A potem przyszły finały WTA 2024, kiedy wszyscy skreślali Amerykankę, wszak zupełnie nie miała patentu na Polkę. Wygrała wtedy jednak w dwóch setach, a potem powtórzyła to podczas United Cup.
Ale teraz? Grały na mączce, koronnej nawierzchni Świątek (choć na ziemi nie można też odbierać Gauff szans), na kortach, które są dla niej szczęśliwe i po remontadzie, której dokonała z Madison Keys, podnosząc się po przegranym secie do zera.
Świątek ma problem, nie tylko z Gauff od kilku miesięcy, ale z tym, jak wygląda jej tenis. Napięcie dalej będzie rosło, bo przed nią dwa duże turnieje, w których broni aż trzy tysiące punktów, a to oznacza, że nie może nic zyskać, ale wyłącznie stracić. Kiedy już skończy występy na ziemi, będzie mogła odetchnąć. A przecież dotychczas było odwrotnie.
Dominika Pawlik, dziennikarka WP SportoweFakty