Jannik Sinner ostatni mecz w zawodowym cyklu rozegrał 26 stycznia, gdy w finale Australian Open pokonał Alexandra Zvereva. Kilkanaście dni później świat obiegła informacja, że Włoch "dobrowolnie zaakceptował" trzymiesięczne zawieszenie nałożone na niego przez Światową Agencję Antydopingową (WADA) związane z tym, iż w marcu 2024 roku w jego organizmie wykryto niedozwoloną substancję - clostebol. Sprawa była precedensowa, bo pół roku wcześniej Międzynarodowa Agencja ds. Integralności Tenisa (ITIA) oczyściła go z zarzutów, ponieważ zdołał udowodnić, że nie przyjął specyfiku celowo.
Decyzja typu "wszystko albo nic"
Banicja Sinnera dobiegła właśnie końca. W tym tygodniu Włoch będzie mógł wrócić do gry. - Jestem w centrum uwagi i to dla mnie bardzo dziwne uczucie. Ale miło jest wrócić. Ja i mój zespół jesteśmy szczęśliwi - mówił podczas konferencji przed startem turnieju ATP Masters 1000 w Rzymie, gdzie powróci do rozgrywek.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Co za wyczyn. I to w wieku 82 lat!
Lider rankingu ATP wyjawił, że trudno mu było zaakceptować karę. - Początkowo nie chciałem tego porozumienia. Ale to była decyzja typu "wszystko albo nic". Zdawałem sobie sprawę, co się wydarzyło, i czasami trzeba zaakceptować najlepsze rozwiązanie najgorszej sytuacji. Jestem szczęśliwy, że to już koniec.
23-latek z San Candido przyznał, że okres zawieszenia nie był dla niego łatwy. - To były długie trzy miesiące. Na początku byłem nie wiedziałem, co zrobić z tak dużą ilością wolnego czasu. Ale byłem szczęśliwy, że mogłem dzielić ten czas z rodziną i przyjaciółmi. Jestem bardzo zadowolony z tego, jak sobie z tym poradziliśmy, choć nie było łatwo.
- Na początku zawieszenia nie śledziłem rozgrywek - kontynuował. - Nie oglądałem turniejów w Indian Wells i w Miami, znałem jedynie wyniki. Tenis zacząłem oglądać od imprezy w Madrycie i widziałem tylko mecze wybranych graczy, których chciałem zobaczyć.
"Sinnermania" odżyła
Sinner nie mógł mieć lepszego miejsca na powrót niż Rzym. Od czasu jego triumfu w Australian Open 2024 we Włoszech trwa szalona "Sinnermania". Podczas treningu z Jirim Lehecką na kortach Foro Italico na trybunach pojawił się tłum kibiców, którzy głośno skandowali "Ole, ole, Sinner". A jeden z młodych fanów krzyknął: "Kochamy cię, Janniku".
- Nie wiem, skąd bierze się to szaleństwo. Jestem po prostu 23-letnim dzieciakiem, który gra w tenisa. Sukcesy mnie nie zmieniły. Pamiętam, że pochodzę z miasteczka liczącego 2 tys. mieszkańców - powiedział skromnie.
Pauzował, ale niewiele stracił
Mimo że Sinner był przez trzy miesiące poza grą, nie stracił pozycji lidera światowego rankingu. Jedynie w klasyfikacji ATP Race spadł z pierwszej na czwartą lokatę, ale Carlos Alcaraz w tym zestawieniu wyprzedza go zaledwie o 740 punktów. - Jestem zadowolony z pozycji, jaką zajmuje. Ale nie zmieniłby tego nawet fakt, gdybym spadł na trzecie czy czwarte miejsce. Przede wszystkim jestem szczęśliwy, że wróciłem i będę mógł grać przed kibicami - podkreślił.
Oczywiście, oczekiwania włoskich kibiców wobec startu ich idola w Internazionali BNL d'Italia są olbrzymie. Jednak on sam tonuje nastroje. - Moje oczekiwania związane z tym turniejem są bardzo niskie. Muszę rozegrać mecz, by przekonać się, na jakim jestem poziomie. Wtedy będę miał obraz swojej gry - zastrzegł.
Bez oczekiwań i obaw
- Najlepszą rzeczą w tym powrocie będzie wyjście na kort i widok wszystkich kibiców, którzy przyjdą oglądać, jak gram. A najgorsze będą presja i wątpliwości co do mojego poziomu. Ale nie mam obaw. Po prostu czuję się szczęśliwy, że tu jestem - zapewnił.
- Nie jestem tu, żeby pokonać wszystkich. Jestem tutaj, aby się sprawdzić - dodał Sinner, który pierwszy mecz po zawieszeniu rozegra w sobotę, a jego rywalem będzie Mariano Navone bądź Federico Cina.
Marcin Motyka