Jerzy Janowicz o największej miłości. "To była nienawiść"

Newspix / Jakub Piasecki/Cyfrasport / Grudzień 2021. Jerzy Janowicz na korcie w Zielonej Górze.
Newspix / Jakub Piasecki/Cyfrasport / Grudzień 2021. Jerzy Janowicz na korcie w Zielonej Górze.

- Chciałem, by każde moje uderzenie było idealne. Pewnego dnia odbyliśmy z żoną krótką rozmowę. Powiedziałem: "Je*ć tenis" - mówi nam Jerzy Janowicz.

W tym artykule dowiesz się o:

Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: To prawda, że paliłeś rakiety w piecu?

Jerzy Janowicz, pierwszy polski półfinalista w grze pojedynczej turnieju wielkoszlemowego (Wimbledon 2013): Jestem ekologiczny, nie chciałbym brudzić powietrza rakietami. Ale często je łamałem.

Tak się kłóciliście?

Zdarzyło mi się wyrzucić rakiety do wody. Po turnieju w USA. Tak jakbym wyciągnął worek kartofli i jednym zamachem opróżnił wszystko na raz. Chyba było ich z cztery, pięć. Poleciały i się zanurzyły. Byłem wkurzony. Na tamtą chwilę bardzo ich nie lubiłem.

Burzliwy był twój związek z tenisem.

Dopiero teraz, po długim czasie, zaczynam dochodzić do siebie i cieszyć się życiem. Sam tenis nie przeszkadza mi już tak jak jeszcze dwa lata temu. Wtedy nie mogłem patrzeć na tę dyscyplinę. Nie oglądałem meczów, nie słuchałem dyskusji, nie czytałem na ten temat. Tenis mnie obrzydzał, denerwował. Bardzo drażnił. Miłość przerodziła się w nienawiść.

Co wtedy myślałeś?

Nic. Pewnego dnia umarł w mojej głowie i stał się martwy. Żyłem dalej.

Nie wspominałeś?

Bardzo rzadko wracałem do pięknych chwil. Raczej nigdy nie popadałem w samozachwyt. Zawsze byłem bardzo krytyczny wobec siebie. Dziś wiem, że za dużo od siebie wymagałem.

Za co znienawidziłeś tenis?

Za to, że sprawił mi za dużo bólu.

Fizycznego?

Pewnie będzie mi towarzyszył do końca życia, ale już tak bardzo nie doskwiera.

Jaki to ból?

Mówię o wszystkich zoperowanych miejscach, przede wszystkim o kolanach. Jak jeszcze próbowałem grać zawodowo, codziennie wstawałem z bólem. Mniejszym, większym, w zależności od dnia. Nie ma zawodowego tenisisty, którego by coś nie bolało. To bóle treningowe, po operacji, po kontuzji, po turnieju. Trzeba jedynie dążyć do tego, żeby nie przeszkadzały w grze.

Kiedy zaczęły się problemy ze zdrowiem?

Te poważniejsze w 2014 roku.

A kiedy ustały?

Lepiej jest od 2024 roku.

Długo czekałeś.

Przestałem grać w 2022 roku, ale moje ciało regenerowało się jeszcze dwa lata, choć nadal czuję się podmęczony, obolały. Ale w końcu jest poprawa.

Czego wcześniej nie mogłeś robić?

Na przykład wchodzić po schodach po naderwaniu przyczepu rzepki. Tak zwane kolano skoczka było bardzo upierdliwe. Leczy się to żmudnie i długo czeka się na pożądane efekty. Miałem nawet problem, żeby normalnie usiąść na toalecie i z niej wstać. W telewizji widzi się mały urywek w postaci meczu, a człowiek nie jest świadomy, jak naprawdę wygląda życie sportowca.

Zacząłeś grać w padla. To forma mediacji ze sportem?

Na dziś to moje największe hobby. Nie uprawiam go zawodowo, ale rywalizacja z najlepszymi w Hiszpanii bardzo mi się podoba.

Traktujesz to poważnie?

Żeby tak było, musiałbym wyjechać do Hiszpanii i ćwiczyć tam codziennie. Na razie takich planów nie mam. Robię to sporadycznie, spontanicznie, w zależności jak pozwolą obowiązki rodzinne. W Polsce padel zawodowy nie istnieje. A na świecie, na najwyższym poziomie, gra się raczej w debla. Musiałbym znaleźć partnera, trenować z nim. W tenisie byłem całe życie sam, wszystko zależało ode mnie.

Gdzie jest ciekawiej, przyjemniej?

Zdecydowanie w padlu.

Dlaczego?

To dyscyplina zbliżona mechanicznie do tenisa i na pewno mniej obciążająca ciało. Można pobiegać, zmęczyć się, a pojedyncze uderzenie nie sprawia bólu. W tenisie potrzeba więcej czasu na osiągnięcie ewentualnych sukcesów. Historia polskiego tenisa sięga ponad stu lat, a chłopaków w pierwszej setce rankingu było raptem kilku. Wchodzenie w ten sport to ogromne ryzyko, bez żadnej gwarancji, że coś się ugra. A padel? Jeżeli ktoś był niezłym tenisistą, to łatwiej mu się w nim odnaleźć.

Dla zawodowego sportowca lepsza jest rywalizacja w pakiecie z bólem, czy jednak życie zwykłego śmiertelnika, ale bez zmagania się ze zdrowiem?

Na dziś wybieram życie bez takich obciążeń, jakie miałem. Ale te prawie dziesięć lat temu, w pierwszym momencie mojej abstynencji sportowej, nie mogłem sobie poradzić w nowej rzeczywistości: bez tenisa, bez wysiłku. Dlatego zacząłem intensywniej rywalizować w Counter-Strike'a.

Mówisz o grze komputerowej.

Miałem zjazd emocjonalny. Większość czasu leżałem na kanapie w domu i tak: grałem w grę. Nie potrafiłem sobie na szybko znaleźć jakiejś czynności czy pracy, która dawałaby mi tyle adrenaliny, radości, nerwów, co tenis. Komputer zastępował rywalizację na korcie. Pełnił rolę znieczulenia. Odwracał uwagę od wkurzenia. Jeździliśmy z chłopakami na turnieje, coś się działo. To była moja szczepionka.

Ile dawek przyjąłeś?

Dużo, bo przerw od tenisa było niestety kilka. Ale nie byłem uzależniony, choć bardzo to lubiłem.

Słyszałem historię, nie wiem czy prawdziwą, że kiedyś tak bardzo wciągnąłeś się w grę na lotnisku, że odleciał ci samolot.

To akurat bajka.

Ale klawiaturą rzucałeś w nerwach.

Akurat spacja mi się zacięła. Chciałem ją, hmm, odblokować.

Emocje zawsze z ciebie wychodziły.

Jestem ekspresyjnym człowiekiem jednakże jeżeli coś mi doskwiera, to większość problemów tłumię w sobie. Gdy jednak ktoś ze znajomych mi osób chce mi zrobić na złość lub sprawić przykrość, to na pewno nie pozostanę bierny.

A dziś gorąca krew jeszcze w tobie buzuje?

Na pewno adrenalina jest mi cały czas potrzebna, choć może nie na takim poziomie jak kiedyś. Nauczyłem się funkcjonowania bez rywalizacji sportowej, ale... wciąż mam głód. Może dlatego gram w padla.

To wystarczy?

Jeżeli gram za granicą, z dobrymi zawodnikami, to tak. Ale jeżeli tego nie mam, to czuję jej brak.


Mówiłeś o swoich wielkich ambicjach. Chciałeś znaleźć się w takim punkcie kariery jak Iga Świątek?

Nie do końca. Chciałem, by każde moje uderzenie było idealne. Nawet po wygranych znajdowałem elementy, które mogłem poprawić. Chyba tylko z dwóch spotkań byłem zadowolony. Z półfinału w Paryżu z Gillesem Simonen i z Nicolasem Almagro w trzeciej rundzie Wimbledonu. Tylko po nich nie marudziłem trenerowi na pojedyncze zagrania w meczu.

To zdrowe?

Mogło być uciążliwe w życiu zawodowym. W prywatnym nie. Trudno mi powiedzieć, dlaczego tak miałem. Na pewno taka czujność byłaby dobra w pracy trenerskiej, bo można wyłapać każdy detal.

Ile trzeba zainwestować w młodego chłopaka, by osiągnął sukces?

To kwoty w milionach złotych. Mówimy o długim okresie, który spala pieniądze bardzo szybko. Rodzice uprawiali sport na wysokim poziomie, grali w siatkówkę, mieli coś odłożone, ale musieli sprzedać swoje sklepy, by mi pomóc.

W korporacji nikt nie podjąłby się takiego ryzyka.

W męskim tenisie gwarancja na osiągnięcie sukcesu jest mniejsza niż wygrana w totolotka.

Dalej w Polsce "trenuje się po szopach"?

Nie w takim wymiarze jak kiedyś. Są ładne obiekty, ale raczej oblegane przez amatorów i komercję.

Chyba każdy pamięta twoje słynne przemówienie po jednym z turniejów.
Minęło ponad 10 lat od twojej wypowiedzi.

Powstało trochę nowych kortów, co jest dużym plusem, ale przez wymienione przeze mnie czynniki trudno dostać boiska dla zawodników w sensownych godzinach. Ja będąc dzieckiem trenowałem w bardzo obskurnych warunkach. Podczas zimy mój tata wchodził na balon ze szpadlem, odpalał grzanie i przez pierwsze pół godziny trzeba było skuć lód z kortu. A wtedy temperatura na poziomie -15, -20 stopni była normą. Taką mieliśmy rzeczywistość, choć nikomu to nie przeszkadzało.

Spadł na ciebie hejt za tamto emocjonalne wystąpienie.

Tak, ale nie był to dla mnie raczej większy problem. OK, czasem mnie to denerwowało, ale co mnie interesuje opinia ludzi, których nie znam.

Wspominałeś kiedyś, że twoje profile społecznościowe zalewają mocne wiadomości.

Teraz jest spokojniej, bo nie przegrywam ludziom pieniędzy. W większości chodziło o kupony bukmacherskie. Ludzie byli na mnie wściekli, bo nie wygrałem na korcie, co świadczy tylko o nich. Gdy ja chodziłem do kasyna zagrać dla zabawy, to nie miałem pretensji do krupiera, że mnie "okradł". Takich wiadomości były setki, tysiące.

Masz mocną głowę?

Tak.

Naturalnie?

Tak. Jestem z tej generacji, która musiała radzić sobie w życiu. W szkole nie było różowo. Jak byłeś słaby, to byłeś "kocony".

Patrząc na twoją sylwetkę i dwa metry wzrostu, raczej dawałeś radę.

Słaby nie byłem. Jestem z rocznika, który ma jeszcze zalążek samca alfa. Zbudowałem sobie skorupę trochę wcześniej. Mieszkałem w Łodzi, na Bałutach. Trzeba mówić więcej? Bójki ze starszymi, tak to wyglądało. Nie można było być miękką parówką. Patrzę natomiast na młodych, którzy pojawiają się dziś na kortach, jakie mają problemy...

Jakie na przykład?

Na przykład niedziałający Instagram. I to są realne problemy młodego pokolenia. Czasem brak mi słów. Społeczeństwo staje się coraz bardziej miękkie.

Jerzy Janowicz przyda się polskiemu tenisowi?

Nigdy nie miałem myśli, że mogę się komuś przydać. Na dzień dzisiejszy przydaje się mojej żonie, córce i synowi. Na pewno męski tenis stoi obecnie w bardzo złym miejscu. Nie ma dobrych trenerów, którzy przygotowaliby chłopaka do gry na wysokim poziomie. Szkolenie kuleje. Męski a damski tenis to dwie różne dyscypliny. Co innego wyszkolić Igę Świątek a na przykład Carlosa Alcaraza. Nie ma u nas ludzi z doświadczeniem, narzędziami. To złożony proces, który trwa nawet dwadzieścia lat.

Chciałbyś podjąć się takiej misji?

Pomagałem wcześniej jednemu chłopakowi. Mój syn bawi się w tenis, ale nie będę go w to pchał. Jeśli córka będzie miała predyspozycję do sportu tak jak syn, to na pewno będę naciskał, żeby poszła w tenis.

Dlaczego?

Uważam, że biorąc pod uwagę ewentualny, późniejszy sukces i zarobek, łatwiej jest wyszkolić dziewczynę. W męskim tenisie konkurencja i obciążenia są dużo większe. Nie wiem, czy chciałbym przeciągać syna przez to samo, co sam przeszedłem.

Przykład Igy Światek potwierdza twoje przemyślenia?

Zobaczyłem ją pierwszy raz, gdy miała 17, 18 lat na turnieju Australian Open. Rzuciła mi się w oczy. Pomyślałem: jeżeli zostanie poprowadzona poprawnie, nawet nie bardzo dobrze, to osiągnie sukces. Miała na tyle talentu, że sama by sobie poradziła.

To tylko talent, czy także mocna głowa?

Mocny "mental" Igi to trochę historia na wyrost. Wygrywając mecze, dominowała samym tenisem. Rywalki nie radziły sobie z nią pod względem sportowym. Ale to się zmieniło. Zobaczyły, jak Iga gra, zaczęły się do niej przyzwyczajać, same podniosły poziom, poprawiły słabsze elementy. Stąd pojawił się u Igi duży zjazdy mentalny.

Byłeś jej sparingpartnerem.

Od początku było widać, że można zrobić z niej zawodniczkę, która nie będzie za często przegrywała. Tenis Igi nie jest teraz wystarczający do regularnego wygrywania. U Igi działał do tej pory plan A. Nie miała jednak planu B, dlatego przyszły kłopoty.

Ma to związek z niedawną zmianą trenera?

Bardzo możliwe. Dziewczyny nauczyły się Igi i jej schematów. Coco Gauff poprawiła forehand i nie jest już taką kopalnią błędów. U Igi widać cały czas to samo, nie ma żadnych nowości technicznych, taktycznych, które powinien wprowadzić nowy trener i rozwinąć jej tenis. Bo nawet jeżeli jesteś najlepszy, to dalej potrzebujesz rozwijania dodatkowych elementów, wprowadzenia czegoś nowego, doskonalenia tego, co opanowałeś już na bardzo dobrym poziomie. Bardzo zaskakuje mnie ciągły problem z serwisem u Igi. Widzę tam ogromną przestrzeń do poprawy.

Iga Świątek
Iga Świątek


Do kiedy trwał twój odwrót od tenisa?

Mentalnie dopiero w zeszłym roku zacząłem dochodzić do siebie. W pakiecie ze zdrowiem fizycznym. Jeżeli coś mnie wcześniej bolało, to kojarzyło mi się z tenisem i niezbyt przyjemną przygodą w ostatnich latach.

Czyli nienawiść już minęła?

Zaczyna powoli mijać.

Zaczynasz się do tenisa na nowo uśmiechać?

Inaczej. Jeżeli tenis do mnie puka, to już się nie odwracam. Nie uśmiecham się jednak pierwszy.

Łatwo było odciąć się od tenisa mając żonę, która także grała zawodowo?

Bardzo. Na pewno łatwiej było to zrobić z żoną, która była tenisistką na tak wysokim poziomie.

To ciekawe.

Marta (Domachowska - red.) rozumiała, co się może ze mną dziać, a ja rozumiałem, czemu chce mi pomóc.

Padło hasło: nie rozmawiamy o tenisie?

Było krótko, zwięźle i na temat. Pewnego dnia powiedziałem: "Je*ć tenis". Po prostu.

Konkretnie.

Nic spektakularnego.

To dla ciebie dalej trudny temat?

Kiedyś tak było, ale dzisiaj jest to dla mnie temat, jak każdy inny. Ale wcześniej, gdy przy jakiejś okazji znajdowałem się blisko tej dyscypliny, na przykład komentując jakiś mecz w telewizji, będąc w studiu, patrzyłem na kort z żalem. Wiedziałem, że mógłbym tam być, gdyby nie zdrowie. I że mógłbym rywalizować na jeszcze wyższym poziomie, niż w swoim najlepszym okresie.

Przetrawiłeś to?

Wiemy, że ludzie dochodzą do pewnych konkluzji z czasem. Rany się goją. Można powiedzieć, że moja rana raczej się zagoiła.

To było jak z wirusem, który po prostu minął, czy musiałeś iść do lekarza, po receptę?

Jakieś tam zastrzyki z lekarstwem przyjmowałem.

Pomógł psycholog?

Szczegóły pozostawię sobie. Musiałem sam przepracować pewne tematy, żona była przy mnie. Jestem takim gościem, na którego ludzie z zewnątrz nie do końca mają wpływ. Jeżeli sam sobie ze sobą nie poradzę, to raczej nikt tego nie zrobi.

Miałeś jednak zalążki depresji.

To prawda. Miałem najpierw konsultacje ze specjalistami od tarczycy. Lekarze stwierdzili, że może być to początek depresji. Nie zagłębiając się w szczegóły: odczuwałem to również w codziennym funkcjonowaniu. Miałem kiepskie samopoczucie, na przykład bóle głowy. Chwilę to trwało, ale przetrwałem.

Jerzy Janowicz z żona Martą Domachowską
Jerzy Janowicz z żona Martą Domachowską

Wiedziesz teraz spokojne życie?

Zakupy, spacery... porównując do tenisa, jest to nudne życie, nie będę oszukiwał, ale potrafi być także fajne. Na pewno mam cel: wychować dzieci. To pewnego rodzaju misja dla mnie. Mój młody ma duże zdolności matematyczne, na razie lubi wszystkie sporty. Chcę pomóc dzieciom, żeby później dobrze sobie radziły.

Nie musisz dziś pracować?

Nie muszę.

To duży komfort.

Zarobione pieniądze w tenisie zabezpieczyły mnie do końca życia. Ale szczerze, nie potrafię spojrzeć na to w ten sposób, że kasa rekompensuje mi lata wyrzeczeń i zapieprzania. Nigdy nie myślałem, że "chociaż coś udało się uzbierać".

A co myślałeś?

Kurde, pograłbym. Szkoda że nie gram.

Te myśli cały czas są?

Dlatego mam padel.

Kim jesteś dziś?

Byłym tenisistą, który bardzo chciałby grać, ale nie może.

Czy jednak to zrobi?

Zobaczymy. Pewnie niedługo będzie brakowało mi pewnych emocji. Człowiek jest stworzony do tego, by coś robił, a nie tylko opiekował się rodziną i chodził na zakupy. Wydaje mi się, że zajmę się czymś związanym z tenisem.

Mówisz o powrocie?

Do singla chyba się już nie nadaje. Myślę, że w deblu mógłbym dać radę, choć nie uważałem nigdy, że to do końca tenis. Jak to się mówi: gdy się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma.

Widzę, że pojawia się w tobie lekki żar.

Zawsze lubiłem się sprawdzać, rywalizować. To byłem ja.

Jak wracać, to po co?

Jeżeli faktycznie podjąłbym decyzję, że chcę to robić na sto procent, to interesuje mnie tylko top. Granie dla grania, to nie ja.

A co na to twoje ciało?

Wysyła sygnały, że czegoś mu brakuje.

rozmawiał Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty

Komentarze (27)
avatar
Cie Wdu
19.05.2025
Zgłoś do moderacji
3
0
Odpowiedz
HOW MANY TIMES !? 
avatar
prym
18.05.2025
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
To co powiedział na temat Igi to prawda , brak progresu w rozwoju Igi jest główną przyczyną dzisiejszych porażek , no i oczywiście serwis a konkretnie pierwsze podanie , żenujące . Brak rozwoju Czytaj całość
avatar
Trzygrosz54
18.05.2025
Zgłoś do moderacji
3
1
Odpowiedz
Najczęściej nie chce się powracać do dawnych meczów,ale polecam niedowiarkom talentu JJ-ja obejrzeć mecz - finał Pucharu Hopmana 2015 (to nie aż tak dawno) : Agnieszka Radwańska ,Jerzy Janowic Czytaj całość
avatar
Trzygrosz54
18.05.2025
Zgłoś do moderacji
9
3
Odpowiedz
Życzę każdemu młodemu,polskiemu tenisiście osiągnąć choćby statystyczną połowę sukcesów Jerzego...Na dzień dzisiejszy - nieosiągalne...Dzięki niemu ,w tamtym okresie wielu młodych chłopców chwy Czytaj całość
avatar
Janek100
18.05.2025
Zgłoś do moderacji
22
17
Odpowiedz
Facet bez żadnego osiągnięcia bezczelne ocenia Igę, facet emeryt 
Zgłoś nielegalne treści