Teraz Rebecca Sramkova jest w miejscu, w którym pewnie chciała być. Pod koniec 2017 roku, kiedy miała 19 lat, zbliżyła się do Top 100, granicy, której przekroczenie jest niezwykle ważne dla tenisistów.
Podczas Pucharu Federacji reprezentacja Słowacji grała z Włoszkami, a Sramkova dzięki świetnej ofensywnej grze pokonała topowe wówczas rywalki - Francescę Schiavone i Sarę Errani. Kilka tygodni później zauważono ją podczas Indian Wells, a agencje menadżerskie zachwycały się, że w ciągu roku awansuje do Top 30, jeśli dalej będzie tak grała.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ależ to był gol! Można oglądać i oglądać
Ojciec wyrzucił ją z domu
Była w tym wszystkim jednak druga strona medalu. W Kalifornii był z nią nie tylko trenujący ją tata, Jozef Sramka, ale także nowy partner, o 12 lat starszy od tenisistki Peter Liker. Nie pochodził z tenisowego środowiska, był trenerem... kajakarzy.
- Wtedy powiedziałem jej, że jadę do domu. Zostawiłem ją z chłopakiem - wspominał w rozmowie z serwisem sport24.sk. Ojciec pokłócił się z tenisistką nie tylko o jej życie prywatne, ale także o to, co działo się wokół niej. - Mieliśmy za plecami wielu "super trenerów", którzy dawali jej rady, ale nikogo do tej pory nie wychowali. To były tylko puste gadki. Ciągle atakowali Rebeccę za naszymi plecami. To doprowadziło ją do konfliktu interesów, ludzie ją wykorzystywali - mówił, ale nie wskazywał konkretnych nazwisk, choć zdradził, że chodziło mu o słowackich szkoleniowców.
Ojciec musiał być na nią wściekły. Zainwestował 130 tysięcy euro, żeby postawić dla córki korty tenisowe, a ona słuchała innych, a nie jego. Ostatecznie wyrzucił ją z domu. - Nie miałam pieniędzy, przez trzy tygodnie jadłam tylko ryż - wspominała w podcaście Sportnet. Słowaczka uważa, że zawdzięcza swoją wiarę w siebie ludziom, którzy pomogli jej przetrwać trudne chwile.
Problemy i kontuzje
W kolejnych latach nie tylko nie mogła znaleźć sobie odpowiedniego trenera, z którym związałaby się na dłużej, co wypominał jej ojciec w rozmowach ze słowackimi mediami, ale także trapiły ją problemy zdrowotne. Nie była w stanie wrócić tak wysoko jak była, dopiero w 2023 roku karta nieco się odwróciła i zawodniczka wróciła na właściwy tor.
Do upragnionej "setki" weszła w maju 2024 roku, po tym, jak w Rzymie doszła do IV rundy. Prawdziwy przełom nadszedł po US Open. Najpierw dotarła do finału turnieju WTA Monastyrze, a następnie zwyciężyła w Hua Hin. Zaliczyła jeszcze finał w Jiu Jiang, dzięki czemu awansowała na najwyższe w karierze 43. miejsce.
Wtedy też Sramkova wyjawiła, że od pewnego czasu rozmawia z ojcem. Co więcej, ten pojawiał się już na niektórych turniejach, ale funkcję głównego szkoleniowca pełni Milan Martinec, tu do zmiany nie doszło. - Spotykamy się i normalnie rozmawiamy. Rany częściowo się zagoiły. Jednak to taka rana, która nigdy się w pełni nie zagoi - przyznał Jozef Sramka.
Walka z niepełnosprawnością
Gdyby tego wszystkiego było mało, Sramkova poza burzliwą historią rodzinną, ma przypadłość, z którą musi się mierzyć. Na korcie walczy nie tylko ze swoją przeciwniczką, ale także ze swoją własną niepełnosprawnością. Ma dziewięć dioptrii w lewym oku.
- Nie wiem, jak to jest widzieć dobrze. Próbowałam nosić soczewki kontaktowe, ale widzenie nie było dużo lepsze i nie mogłam znieść tego uczucia - wyznała swego czasu.
W poniedziałkowym meczu to Świątek będzie zdecydowaną faworytką, zresztą obie tenisistki grały ze sobą w Australian Open i tam raszynianka straciła tylko dwa gemy. Starcie Polki ze Słowaczką zaplanowano na godzinę 12:00. Transmisja telewizyjna w Eurosporcie 1, online na platformie Max, a relacja tekstowa na WP SportoweFakty.