Nie mogła Iga Świątek sprawić sobie lepszego prezentu na wypadające w sobotę 24. urodziny niż 24. zwycięstwo z rzędu na kortach Rolanda Garrosa.
Paryska mączka wybitnie sprzyja polskiej tenisistce. Często rozchwiana i niestabilna wcześniej, na French Open pewna siebie, cierpliwa, bezlitośnie pokonująca kolejne rywalki. Przynajmniej do czasu.
Od pierwszych piłek spotkania III rundy z Jaqueline Cristian Świątek chciała pokazać, kto jest królową tego miejsca. Rumunka chyba nie spodziewała się tak agresywnej i skutecznej gry Polki. Ta narzuciła takie tempo, że po backhandowych crossach goniąca za piłkami rywalka znikała z ujęcia telewizyjnej kamery.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Feta inna niż poprzednie. Nie świętował jak reszta
Świetnie działał też serwis Polki, którym z reguły zyskiwała przewagę na starcie akcji. A warunki nie były najłatwiejsze. Temperatura na korcie Suzanne Lenglen przekraczała 30 stopni Celsjusza, a podczas przerw obie tenisistki korzystały z okładów z lodu.
Nie miało to jednak wpływu na Polkę, która w odpowiednich momentach znakomicie podkręcała tempo akcji, cierpliwie zamęczając rywalkę swoim świetnym forehandem.
Ale Polka wiedziała, że nie może sobie pozwolić na dekoncentrację. Cristian w tym roku pokonywała już Julię Putincewą czy Leylę Fernandez, tuż przed French Open dotarła też do finału turnieju w Rabacie. A jej atutem przeciwko Świątek miał być mental - w starciu z wiceliderką rankingu nic nie musiała, tylko mogła.
Nasza zawodniczka nie dawała jednak rywalce zbyt wiele czasu na złapanie luzu, przede wszystkim w pierwszym secie, którego wygrała 6:2, Rumunka rozpoczęła drugi z większą agresją, co wcale nie mogło dziwić. Musiała gonić, bo mecz jej uciekał. I na korcie zrobiło się show - Cristian pokazała kilka fenomenalnych akcji, zwłaszcza świetną postawę w obronie, grając na równym poziomie z gwiazdą kobiecego singla.
I sprawiała jej mnóstwo kłopotów, miała też wielkie szanse na przełamanie i powrót do meczu. Tu jednak kluczowe było zachowanie Polki, która zachowała zimną głowę, nie dała się ponieść emocjom i wytrzymała trudne chwile jak na mistrzynię Rolanda Garrosa przystało. Choć momentami było czuć, że chce zbyt szybko zakończyć pojedynek, stąd brały się błędy i nerwy.
Po jednym z błędów Świątek aż głośno krzyknęła w kierunku swojego sztabu, co mogło budzić niepokój i rodzić pytania, czy nie przypomną się nieprzyjemne sytuacje sprzed kilku tygodni, choćby z meczu z Dianą Sznajder. W drugiej partii musiała dać z siebie wiele, by zakończyć ją po swojej myśli.
Wymowna była radość Polki po ostatniej piłce, bo z pewnością był to dla niej najcięższy moment w tegorocznym French Open. Wymagający, nerwowy, ale i może będącym dobrym przetarciem. Bo łatwo to już było, będzie tylko trudniej. Dlaczego?
W IV rundzie jej rywalką będzie Jelena Rybakina albo Jelena Ostapenko. Czy pisać coś więcej?
Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty