Spotkanie czwartej rundy wielkoszlemowego Rolanda Garrosa od początku nie układało się po myśli Igi Świątek. W premierowej odsłonie obrończyni tytułu została rozbita przez Jelenę Rybakinę 6:1.
Start drugiej partii w wykonaniu Polki również nie był najlepszy, bo przegrywała 0:2. Od tego momentu doszło jednak do przełomu. Nasza tenisistka wygrała 6:3 i doprowadziła do decydującego seta, w którym poszła za ciosem, triumfując 7:5.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Partnerka Dybali skradła show. Co za kreacja!
- Było ciężko. W pierwszym secie czułam się, jakbym grała z Jannikiem Sinnerem. Ona grała tak, że nie miałam wielkiej nadziei, ale walczyłam dalej - stwierdziła zaskakująco nasza tenisistka w pomeczowej rozmowie na korcie. - Udało mi się rozkręcić. Zagrałam swój tenis i cieszę się, że udało mi się wygrać - dodała.
Mats Wilander, który przeprowadzał rozmowę, poruszył temat gry Świątek. Postanowił zapytać ją o piłki, które z czasem posyłała z większą rotacją topspinową. - Taki był plan od początku, ale w pierwszym secie nie było takiej możliwości. Rywalka zaprezentowała niewiarygodny poziom. Potem mogłam grać w ten sposób i to wykorzystywałam - wyznała.
Co ciekawe, Polka zapomniała, z kim zmierzy się w kolejnym pojedynku. - Nie wiem, z Jasmine? - zapytała i w odpowiedzi usłyszała, że będzie to Elina Switolina.
- Boże, wiedziałam, przecież oglądałam końcówkę spotkania... Ona na pewno walczy o śmierć i życie w każdej wymianie. W Miami zagrałyśmy świetny mecz, tu też powinno być bardzo dobrze - stwierdziła 5. tenisistka światowego rankingu WTA.