Tym razem Iga Świątek nie spóźniła się na pierwszego seta jak w niedzielę z Jeleną Rybakiną. Więcej - przeciwko Elinie Switolinie rozegrała być może swój najlepszy mecz w tym sezonie. Będąca ostatnio w świetnej formie Ukrainka nie miała szans z Polką, która długimi momentami wyglądała na korcie wręcz rewelacyjnie!
Mądrość. To słowo powinno się przewijać w pomeczowych relacjach wtorkowego ćwierćfinału. Iga Świątek nie dawała się "podpalić", nie spieszyła się, znakomicie zmieniała rytm. A także wykorzystywała silnie wiejący wiatr - mocniejsza fizycznie i dysponująca potężnym forehandem Polka znacznie lepiej radziła sobie w trudnych warunkach.
A momentami wiało tak, że poderwana przez wiatr nawierzchnia kortu ziemnego wpadała tenisistkom prosto w oczy.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Feta inna niż poprzednie. Nie świętował jak reszta
A gdy tylko próbowała się spieszyć, natychmiast reagował jej sztab. Kamery kilkukrotnie pokazywały choćby Macieja Ryszczuka, który w takich sytuacjach wymownymi gestami podpowiadał, by uspokoić emocje i robić swoje.
Nie drżała jej ręka, nie było nerwowych reakcji. Tak jakby ostatnie zwycięstwo z Rybakiną dało jej gigantyczną porcję pewności siebie i przegoniło wszystko złe, co przytrafiało się Polce w tym sezonie. To była Iga Świątek z najlepszych momentów swojej kariery.
Oczywiście, Switolina sama podarowała jej we wtorek wiele punktów. Ukrainka myliła się wielokrotnie, tylko w pierwszym secie popełniła aż 17 niewymuszonych błędów. Jak na tenisistkę słynącą ze stabilnej i równej gry, liczba bardzo wysoka.
To jednak w głównej mierze zasługa naszej tenisistki, że Switolina popełniała więcej błędów. Ale choć wynik, zwłaszcza pierwszej partii, mógłby sugerować jednostronny przebieg gry, wcale tak nie było. Ukrainka pokazywała swoje atuty, potrafiła zabłysnąć świetnym forehandem i zmusić Świątek do wielkiego wysiłku.
Tyle że brakowało w jej grze wspomnianej stabilności, nie potrafiła utrzymać wysokiego poziomu na dystansie jednego seta. Po jednej kapitalnej akcji, po której kibice na korcie Philippe'a Chatriera podrywali się z miejsc, pojawiały się dwa proste błędy.
W drugim secie stoczyła jednak zażartą walkę z naszą rodaczką, która mogłaby być ozdobą każdego wielkoszlemowego finału. Obie były agresywne, zwłaszcza goniąca wynik spotkania Ukrainka ryzykowała. Przy prowadzeniu 5:4 była o jedną piłkę od break-pointa i remisu w setach, jednak serwisem Świątek wybroniła się z trudnej sytuacji.
Kilka minut później Switolina została przełamana, a po chwili Polka mogła wznieść zaciśniętą rękę w geście triumfu. Jak to zrobiła? Serwując aż trzy asy w jednym gemie!
To był świetny mecz Igi Świątek. Zaprezentowała się jeszcze lepiej niż przeciwko Rybakinie i to znakomita informacja dla jej kibiców przed kolejnym spotkaniem. A to będzie przecież ogromny hit całego turnieju.
W półfinale czeka ją niezwykle trudne zadanie, bo zmierzy się w nim z samą Aryną Sabalenką, liderką światowego rankingu, rywalką budzącą w Polsce ogromne emocje. I po raz pierwszy w tegorocznym paryskim turnieju nie będzie faworytką.
Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty