Iga Świątek długo musiała czekać na pierwszy triumf pod wodzą Wima Fissette. Dopiero w połowie lipca Polka zanotowała dość niespodziewane zwycięstwo w Wimbledonie. Przed rozpoczęciem kolejnego wielkoszlemowego turnieju 24-latka została zapytana o swoje relacje z trenerem.
- Jestem trochę uparta, więc jeśli mam inne zdanie, to na pewno trzeba mnie namawiać. Potrzebuję także dowodów. Jeśli wyjdę na kort i poczuję, że to naprawdę działa i mi pomaga, to na pewno się na to zdecyduję - przyznała Świątek na konferencji prasowej.
ZOBACZ WIDEO: Jest pomysł niezwykłej walki. Lampe będzie się bić z... Gortatem?
Polka zaznaczyła, że Fissette też musi się przystosować do jej stylu. - Wim musi być cierpliwy. Ale myślę, że on już to wie i akceptuje. To zależy, czy to jakaś duża zmiana techniczna, czy tylko drobna poprawka. I powiedziałbym, że szybko się uczę - podkreśliła.
Okazuje się, że Świątek nie zawsze zgadzała się z belgijskim trenerem. - Wszystko, co mi powiedział, miało sens, a jeśli nie, to po prostu musieliśmy porozmawiać więcej. On musiał wyjaśnić nieco więcej, a ja musiałam próbować raz po raz, aż zaczęło działać - dodała.
Świątek i Fissette skupili się na poprawie gry na szybszych nawierzchniach. Efekty ich pracy były widoczne podczas Wimbledonu i turnieju w Cincinnati, gdzie Polka triumfowała. - Cały okres przygotowawczy poświęciliśmy na to, by lepiej radzić sobie na szybszych kortach - wyjaśniła tenisistka.
Mimo wcześniejszych trudności, Świątek odzyskała formę po Roland Garros. - Po tym turnieju wróciłam do swojej najlepszej dyspozycji - stwierdziła.