W 1973 roku miało miejsce wydarzenie, które nazwano "bitwą płci". Billie Jean King, chcąc promować tenis w wydaniu kobiecym, zmierzyła się z dawnym mistrzem, Bobbym Riggsem. Wówczas lepsza okazała się Amerykanka, która potem miała ogromne zasługi do powstania WTA.
Po ponad pół wieku od tego wydarzenia organizatorzy zdecydowali się rozegrać "bitwę płci" w nieco nowoczesnym wydaniu. Aryna Sabalenka i Nick Kyrgios zmierzą się w pokazowym meczu w Hongkongu w styczniu 2026 roku. Organizatorzy wprowadzili specjalne zasady: Australijczyk zagra na mniejszym korcie i będzie dysponował tylko jednym serwisem.
ZOBACZ WIDEO: Wiadomo, co dziś robi Piotr Małachowski. Nie uciekł od sportu
Australijczyk już rozpoczął słowną rywalizację. Gościł w programie "Tea with Bublik", którego gospodarzem jest tenisista, Aleksander Bublik. - Ona mnie nie pokona... Myślisz, że muszę grać na sto procent? - dopytywał Kazacha (cytat za tennis.com).
- Sabalenka jest świetna, ma niesamowitą osobowość... Myślę, że to typ zawodniczki, która naprawdę wierzy, że wygra - stwierdził ze śmiechem tenisista z Canberry, który obecnie leczy kontuzję.
Kyrgios stwierdził jednak, że nie może zawieść, bo reprezentuje stronę męską. Wówczas Bublik zażartował: - Nie wybrałbym ciebie, żebyś nas reprezentował przeciwko niej.
Finalnie Australijczyk dał do zrozumienia, że podejdzie do pojedynku z Sabalenką na poważnie. - Będę się starał, nie chcę, żeby ona wygrała… Powiedziałbym, że może być 6:2 - wyznał.
Tymczasem słowa Kyrgiosa, mające na celu podgrzać atmosferę przed meczem, doczekały się różnej reakcji ze strony internautów. Pojawiły się głosy życzące Australijczykowi bolesnej porażki, ponieważ uznano jego wypowiedzi za brak szacunku w stosunku do Sabalenki i w ogóle kobiecego tenisa.
W swojej zawodowej karierze Kyrgios osiągnął finał Wimbledonu 2022. 30-latek to barwna postać w męskim tourze, która często nie gryzie się w język. W ostatnich miesiącach Australijczyk wielokrotnie krytykował choćby Igę Świątek i Jannika Sinnera w związku z ich sprawami dopingowymi.