- Simone grał świetnie - skomentował później po skończonym meczu Fernando. - Gdy już wydawało się, że jest na przegranej pozycji, potrafił znakomitymi zagraniami wrócić do gry. I znów trzeba było zaczynać walkę o zwycięstwo od nowa.
Te słowa triumfatora BMW Open 2008 w Monachium najlepiej świadczą o tym, jak zacięty był to pojedynek. Rzeczywiście, rzadko się zdarzało, żeby przeciwnik, obojętnie Gonzalez, czy Bolelli otrzymali punkt za darmo. Większość punktów została zdobyta z wygranych zagrań. Tych zaś zaprezentowali obaj rywale pełen repertuar. Począwszy od asów, tych było mniej, i serwisów nie do odebrania, przez kończące forhendy i dropszoty i znakomite wymiany piłek przy siatce. Fakt, że dzisiaj - inaczej niż w pojedynku z Francuzem Paulem-Henri Mathieu w półfinale - Włochowi nie wychodziły dropszoty, to znaczy nie były one takie nawet złe, ale Gonzalez prawie za każdym razem dzięki swej szybkości potrafił do nich dobiec i jeszcze tak skierować piłkę na pole przeciwnika, ażeby była nie do odebrania.
W sumie po obronieniu dwóch piłek meczowych w drugim secie i wygraniu go w tie-breaku, wydawało się, że pojedynek stał się wyrównany i że każdy z aktorów na korcie centralnym mógł wygrać mecz. Gonzalez zachował jednak więcej sił i świeżości, jego też większe doświadczenie przyniosło mu przełamanie serwisu przeciwnika w piątym gemie trzeciego seta. Wyszedł na prowadzenie 3:2 i mimo nadwyrężenia lewego uda (wezwał nawet fizjoterapeutę na pomoc w przerwie między gemami) wygrał kolejny gem: rezultat 4:2.
Odtąd, podobnie jak w meczu półfinałowym z Marokańczykiem Younesem El Aynaoui, dbał głównie o wygranie swoich gemów serwisowych. Natomiast przy stanie 5:3 przekształcił trzecią piłkę meczową w punkt, dający wygranie gema, seta 6:3 i zwycięstwo w meczu finałowym.
Wynik finału:
Fernando Gonzalez (Chile, 2) - Simone Bolelli (Włochy) 7:6(4), 6:7(4), 6:3
dziennikarz akredytowany na turniej w Monachium